Kandydaci Zielonych z Koalicji Europejskiej przepadli w wyborach do Europarlamentu. Zachodnia Europa przeżywa jednak „zieloną falę”. Dzięki temu po niedzielnych wyborach skupiona na ekologii frakcja będzie czwartą siłą w europejskiej polityce. Trzecie miejsce przypadło postępowym w sprawie walki o bezpieczeństwo klimatyczne Liberałom. Może to mocno wpłynąć na decyzje podejmowane przez parlamentarną większość.
Zieloni w nowym parlamencie obsadzą 69 miejsc. To być może niewiele w skali izby obejmującej 751 deputowanych. Partii udało się jednak poprawić swój wynik z 2014 roku i poszerzyć swoją reprezentację o 22 nowych europosłów. Jeszcze większe wrażenie robią wyniki Zielonych w niektórych z państw „starej” Unii.
Zielona fala od Francji po Irlandię
Najważniejsze z nich płyną z Niemiec. Tamtejsza Partia Zielonych wyrosła na drugą siłę polityczną. Jej silna pozycja nie jest zaskoczeniem. Sondaże były dla niemieckich Zielonych wyjątkowo sprzyjające i często dawały im szanse na dobry wynik. Robi on wrażenie szczególnie w porównaniu z poparciem, który uzyskała rządząca za Odrą koalicja CDU i CSU z SPD. Dwa pierwsze ugrupowania, wchodzące w skład europejskiej rodziny chadeków, otrzymały wspólnie prawie 29 procent głosów. W przypadku Zielonych było to 20,5 procent. Wyprzedzili oni ostatnie ugrupowanie wchodzące w skład rządu RFN – lewicowe SPD mogło liczyć na zaledwie 15,8 procenta głosów.
Jak było w innych krajach? W Irlandii Zieloni uzyskali drugą pozycję z 15 procentami poparcia. W Finlandii to samo miejsce przypadło im przy wyniku wyższym o jeden punkt procentowy. We Francji opowiedziało się za nimi 13,1 procenta wyborców, co dało im ostatnią pozycję na wyborczym podium. W Austrii dostali 14,1 procenta głosów. Swoich deputowanych we frakcji Zielonych będą mieli też czescy Piraci, którzy nad Wełtawą uzyskali poparcie na poziomie 14 procent.
Thank you to each and every one of you who voted Green. Together we brought the Green Wave to the European Parliament – where we will work tirelessly. For people. For Europe. For our planet!#GreenWave#EUelections2019 pic.twitter.com/XyezrpveYV
— European Greens (@europeangreens) May 26, 2019
– Dla wielu wyborców, szczególnie tych młodych, jesteśmy teraz partią pierwszego wyboru. Są oni głęboko przejęci kryzysem klimatycznym i charakteryzują się proeuropejską postawą. Wielu z nich odczuwa również, że Unia Europejska musi się zmienić. – mówił „Guardianowi” jeden z liderów Europejskich Zielonych, Bas Eickhout.
Możliwe, że frakcja nie poprzestanie na 60 mandatach, bo na europejskiej arenie politycznej ważą się jeszcze losy przynależności Wiosny. Lider ugrupowania Robert Biedroń w wypowiedziach dla mediów przyznawał, że zastanawia się nad dołączeniem do Zielonych.
Rządząca koalicja z Zielonymi?
Deputowanych straciły natomiast grupy polityczne Socjalistów oraz Chadeków. W poprzedniej kadencji to one tworzyły rządzącą Parlamentem większość. Teraz nie udało im się uzyskać potrzebnego minimum, wynoszącego 376 mandatów. Jeśli chcieliby utrzymać swój sojusz, musieliby zaprosić do współpracy koalicjanta.
W grę wchodzi współpraca właśnie z Zielonymi lub Liberałami, którzy również wykazują się postępową postawą w sprawach ochrony środowiska i klimatu. Frakcja, w skład której wchodzi między innymi polska .Nowoczesna, ma w swoim programie między innymi stworzenie Europejskiej Unii Energetycznej i podniesienie celów ograniczenia emisji gazów cieplarnianych.
Utrzymanie większości opartej na współpracy dwóch największych partii może się jednak nie udać. Stworzenie progresywnego bloku z pominięciem Chadeków zaproponował Frans Timmermans, lider Socjalistów, wciąż urzędujący wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej i kandydat na jej przewodniczącego. Widzi on szansę na współpracę ze skrajną lewicą, Zielonymi i Liberałami.
– Lider Chadeków Manfred Weber twierdzi, że chce stabilizacji w Parlamencie. Obawiam się, że chodzi mu o podtrzymanie obecnego stanu rzeczy w sytuacji, kiedy musimy podejmować śmiałe decyzje. – komentował holenderski polityk w mediach.
Progresywna układanka u steru Zgromadzenia mogłaby oznaczać odważniejsze działania w sprawie klimatu. Zaproponowane porozumienie nie tworzy jednak parlamentarnej większości. Do tego celu Timmermansowi zabrakłoby dziesięciu deputowanych.
Niepokój w przededniu ważnych decyzji
Europosłów mogą czekać więc wyjątkowo ciężkie negocjacje koalicyjne. Uformowana większość najprawdopodobniej wskaże nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej. Wynik rozmów może też znacząco wpłynąć na to, jakie decyzje podejmie Parlament w sprawie ochrony klimatu. Już w tym roku politycy będą debatować nad nowym budżetem Unii na lata 2021-2027.
Według rekomendacji z poprzedniej kadencji 30 procent środków powinno być w nim zarezerwowane na niskoemisyjną gospodarkę i walkę ze zmianami klimatu. Nowy Parlament może zmienić tę decyzję, która potem będzie wymagała zatwierdzenia na poziomie Rady Europejskiej, czyli przedstawicieli rządów narodowych. Deputowani zajmą się również celami redukcji emisji na 2030 rok.
Źródło zdjęcia: Shutterstock/Ikars