Z rankingu Copenhagenize Index, który wybiera najlepsze dla rowerzystów miasta na świecie, wynika, że aż 15 na 20 wyróżnionych miejsc znajduje się w Europie. Podium zajmują Kopenhaga, Amsterdam i Utrecht. Na liście znajdziemy również m.in. Paryż, Oslo, Bordeaux i Berlin.
Kiedy w Berlinie wsiada się na rower, przemieszczanie po mieście staje się o wiele łatwiejsze. Nie ma tam drogi, która nie miałaby wyznaczonego pasa dla rowerów. Czasami wzdłuż ulicy, a czasami szerokim chodnikiem. Co więcej, ścieżki są po każdej stronie, więc nie trzeba kombinować, jak się wyminąć. W sumie drogi rowerowe w stolicy Niemiec mają ponad 600 kilometrów. Niektóre ulice oznaczone są jako Fahrradstrassen (ulice rowerowe). To znaczy, że samochody mogą jechać tam maksymalnie 30 km/h, aby nie zagrażać rowerzystom.
Przy ścieżkach jest osobna sygnalizacja, która puszcza jednoślady jako pierwsze, żeby nie trzeba było przeciskać się między samochodami. Do tego wypożyczalni jest od zatrzęsienia, na każdym kroku można znaleźć rowery różnych firm, różnej jakości, różnej formy – także te elektryczne.
W 2015 roku zorganizowano w Berlinie referendum, w którym mieszkańcy zagłosowali za stworzeniem miasta jak najbardziej przyjaznego dla rowerów. Te rozwiązania już widać, a będzie jeszcze lepiej – w 2018 roku zatwierdzono plan budowy 100 tysięcy nowych miejsc parkingowych dla rowerów, ścieżki prowadzącej nie tylko przez miasto, ale też cały region oraz dwumetrowe pasy dla jednośladów wzdłuż najbardziej ruchliwych ulic.
Kiedy wróciłam z Berlina, wydawało mi się, że byłam w rowerowym raju – szczególnie, że najczęściej jeżdżę po Krakowie, który co chwilę na trasie wpuszcza rowerzystów w maliny. Można jechać ścieżką, która nagle, niespodziewanie się urywa. Albo można znaleźć się na drodze (np. ulicy Grzegórzeckiej), gdzie nie ma jak uciec przed autami, więc jedzie się przed nimi, powodując korek. Można ryzykować wjechanie na chodnik, ale tam ledwo mieszczą się piesi, a co dopiero wcale nie tak mały jednoślad. Są oczywiście miejsca przyjazne rowerzystom – jak chociażby Nowa Huta z pasami wydzielonymi na szerokich chodnikach. Tak czy inaczej – jeżdżenie po Berlinie mnie oczarowało.
Okazuje się jednak, że według rankingu Copenhagenize Index Berlin 2019 (coroczne zestawienie najprzyjaźniejszych rowerzystom miast, sporządzane od 2011 roku) znajduje się dopiero (a jednocześnie – aż) na 15 miejscu wśród najlepszych dla rowerzystów miast na świecie.
Cały ranking przedstawia się tak: Kopenhaga, Amsterdam, Utrecht, Antwerpia, Strasbourg, Bordeaux, Oslo, Paryż, Wiedeń, Helsinki, Bremen, Bogota, Barcelona, Lublana, Berlin, Tokio, Tajpej, Montreal, Vancouver i Hamburg.
Rowerem po duńskiej stolicy
Kopenhaga ma 375 kilometrów ścieżek rowerowych – część z nich wzdłuż ulic, inne po chodnikach, a około 43 km prowadzą przez lasy i parki. Jeżdżenie jednośladem jest tam niesamowicie popularne – według szacunków dziennie przez most Królowej Louise przejeżdża 41 900 osób. 62 procent podróży do pracy czy szkoły odbywa się rowerem. Mieszkańcy dziennie przejeżdżają w sumie 1,44 miliona kilometrów.
W ciągu ostatniej dekady wybudowano ta aż 12 nowych mostów rowerowych. Wydano ponad 20 milionów euro na utworzenie ośmiu autostrad dla cyklistów, a siedem kolejnych jest w budowie.
Kopenhaga oferuje również przejazdy rykszami, wypożyczalnie rowerowe, parkingi dla jednośladów i specjalną sygnalizację świetlną. Nawet patrole policyjne jeżdżą w stolicy Danii rowerami. Tak samo jak listonosze i kurierzy, którzy korzystają z elektrycznych jednośladów cargo. Internet jakiś czas temu obiegła również informacja o rowerowym doręczycielu pracującym dla banku spermy.
Rozwój infrastruktury rowerowej i przekonywanie kolejnych mieszkańców do tego, że to najlepszy sposób przemieszczania się po mieście mają pomóc w dojściu do zerowych emisji CO2 w 2025 roku. Władze Kopenhagi zapowiadają, że stolica będzie pierwszym miejscem na świecie, które stanie się zupełnie neutralne. Rowery i komunikacja publiczna są wymieniane jako najważniejsze punkty, które mają doprowadzić do tego celu – obok przejścia na OZE, ulepszonej gospodarki odpadami i modernizacji budynków.
Skutki już widać – w 2011 roku emisje były o 21 proc. niższe niż w 2005.
Rowerowe raje na podium
Amsterdam, choć w 2015 roku stracił w rankingu pozycję lidera, to i tak pokazuje, że jest rajem dla rowerzystów. Przyjrzyjmy się liczbom – 515 km ścieżek, ponad 4 miliony osób jeżdżących rowerem dziennie, 2 miliony rowerów na drogach w godzinach szczytu i aż 22,8 miliona rowerów (choć mieszkańców jest 17,8 mln, co daje 1,3 jednośladu na osobę).
Do 2025 roku ze stolicy Holandii ma zniknąć 11 tysięcy miejsc parkingowych dla samochodów (1,5 tys. rocznie). Zamiast nich powstaną postoje rowerowe, trasy spacerowe i zielone skwery. Miasto wprowadza zakaz poruszania się motorami po ścieżkach rowerowych. W planach jest także budowa mostu rowerowego, który połączy południową część Amsterdamu z północną.
Trzecie miejsce w zestawieniu zajmuje kolejne holenderskie miasto – Utrecht. Władze planują podwoić tam liczbę podróży rowerowych do 2030 roku. W związku z tym powstają szybkie ścieżki, wygodne wypożyczalnie, trasy przez tereny zielone i parkingi. W okolicy dworca centralnego miasto ma stworzyć miejsce dla 22 tysięcy rowerów. Prywatni inwestorzy zapowiedzieli, że dorzucą do tego kolejne 11 tysięcy. Już teraz można tam korzystać z krytych i chronionych miejsc postojowych.
Jednoślady ratują miasta
Twórcy Copenhagenize Index publikują również „success stories”, czyli historie o tym, jak miasta rozwiązują problemy za pomocą rowerów. I na przykład w Lagos (Nigeria) stworzono sieć rowerów cargo, które zbierają segregowane śmieci. Gospodarka odpadami bardzo w tym miejscu kuleje – zbieranych jest jedynie 40 proc. śmieci, z czego tylko 13 proc. trafia do recyklingu. Stąd pomysł na mobilne śmietniki, które są prowadzone przez mieszkańców. Zapotrzebowanie na taką wywózkę mogą zgłosić gospodarstwa domowe (za darmo) i przedsiębiorstwa . Każdy wyrzucony w tej sposób śmieć, to punkt. Zebrane w ten sposób punkty można wymienić później na gotówkę albo wyposażenie domu.
Inny przykład – kampania pro-rowerowa w Brukseli, mieście wciąż pełnym samochodów. Cała akcja „Bike for Brussels” wyróżnia się żółtym kolorem. Nim oznaczane są nowe ścieżki, miejsca postojowe, a nawet posty w mediach społecznościowych, które mają edukować mieszkańców i przekonać ich do przesiadki z auta na rower.
Niestety, ani w zestawieniu, ani w „success stories” nie ma Polski. Widać u nas co prawda poprawę – powstają nowe ścieżki czy systemy do wypożyczania jednośladów.
To niestety, jak się okazuje, wciąż za mało.
O rankingu można przeczytać TUTAJ
Zdjęcie: olgagorovenko/Shutterstock