W niedawno opublikowanym raporcie grupa ekspertów zaleca japońskiemu rządowi stopniowe uwalnianie do środowiska radioaktywnej wody przechowywanej obecnie na terenie nieczynnej elektrowni jądrowej Fukushima Daiichi. Rozważane są dwie opcje: spuszczenie wody do oceanu lub jej odparowanie do atmosfery.
Jeśli w kimś te informacje wywołują niepokój lub oburzenie, to zupełnie niepotrzebnie. Wbrew temu co można by w pierwszej chwili pomyśleć, oba sposoby na pozbycie się składowanej dziś w prawie tysiącu zbiorników wody są zupełnie bezpieczne. Jak ładnie ujęli to eksperci „galon tej wody jest równie radioaktywny jak paczka chipsów” [1].
A to dlatego, że metodami chemicznymi zostały już z niej usunięte prawie wszystkie izotopy promieniotwórcze. Prawie wszystkie, bo nie usunięto z niej trytu – radioaktywnego izotopu wodoru [2].
Składające się z protonu i 2 neutronów [3] jądro trytu (3H) podlega rozpadowi beta. Jądra trytu zamieniają się więc w jądra trwałego izotopu helu 3He. Emitują przy tym antyneutrina, które praktycznie nie oddziałują z materią oraz promieniowanie beta, czyli po prostu elektrony:
Jednak elektrony powstające w tej konkretnej reakcji jądrowej mają tak niską energię, że są zatrzymywane choćby przez warstwę zrogowaciałego naskórka. A także przez wodę czy ściany komórkowe. Żeby zrobić sobie krzywdę za pomocą trytu, musielibyśmy wypić lub zjeść coś zawierającego ten izotop w stężeniach osiągalnych jedynie w laboratorium.
Okres połowicznego zaniku [4] dla trytu to ok. 12 lat, ale czas po którym połowa trytu znika z naszego organizmu to ok. 10 dni (w przypadku organizmów morskich jeszcze szybciej). Po prostu tryt albo wchodzi w skład wody, albo też zawierających wodór związków organicznym, więc jego los w organizmach żywych jest z grubsza taki jak normalnego wodoru.
Dlatego wylanie składowanej w Fukushimie wody do oceanu jest najlepszym możliwym pomysłem. Próby wydzielenia z niej trytu po to, by go gdzieś bezpiecznie składować, nie dość że byłyby bardzo kosztowne, to jeszcze wiązałyby się z większym ryzykiem dla ludzi i środowiska. O wiele bardziej niż rozcieńczenie tego izotopu w wodzie morskiej.
Wokół awarii elektrowni w Fukushimie narosło jednak wiele mitów, nieporozumień i obaw. Znajdziemy też bez trudu wiele zupełnie nieprawdziwych informacji na temat jej skutków.
Na przykład mapa, pokazująca wysokość fali tsunami z 11 marca 2011 (tego, które było przyczyną awarii elektrowni Fukushima Daiichi) przedstawiana jest czasem jako … mapa skażenia promieniotwórczego, związanego jakoby z wyciekiem do oceanu radioaktywnych izotopów z terenu elektrowni. (Więcej przeczytacie o tym na portalu crazynauka.pl.)
Komentarz od autora:
Energetyce jądrowej i wszystkim kwestiom dotyczącym promieniowania jonizującego towarzyszy strach zupełnie nieproporcjonalny do prawdziwej skali zagrożenia. Niestety, strach ten jest od dekad podsycany przez znaczną część „zielonych” polityków i organizacji ekologicznych.
Przykład z ostatniej chwili: wyolbrzymianie zagrożeń związanych z bezpieczeństwem sportowców biorących udział w XXXII Letnich Igrzyskach Olimpijskich, które rozpoczynają się pod koniec lipca w Japonii.
Skutki takiego straszenia są opłakane. Pod naciskiem opinii publicznej w niektórych krajach (Niemcy, Belgia, Szwajcaria) zamyka się lub planuje zamknięcie sprawnych i bezpiecznych elektrowni jądrowych by na ich miejsce budować elektrownie spalające gaz lub węgiel.
Sama Japonia w ciągu najbliższych pięciu lat chce wybudować 22 nowe elektrownie węglowe. Dlaczego? Po awarii w Fukushimie ogromna większość japońskich elektrowni jądrowych została wyłączona. Częściowo można to zrozumieć, bo w przeciwieństwie do Niemiec, Belgii czy Szwajcarii część Japoni została naprawdę skażona radioaktywnymi substancjami, a zaufanie do energetyki jądrowej zostało w tym kraju bardzo mocno nadszarpnięte. No ale teraz „atom” trzeba czymś zastąpić, a jak widać same odnawialne źródła energii tu niestety nie wystarczają.
Jednak w dobie kryzysu klimatycznego zastępowanie nieemitującej dwutlenku węgla energetyki jądrowej energetyką opartą o paliwa kopalne „to gorzej niż zbrodnia: to błąd”.
Czy ktoś z Państwa wciąż czuje niepokój w związku z ewentualnym wylaniem do oceanu składowanej w Fukushimie wody zawierającej tryt? Jeśli tak, to proszę przypomnieć sobie o innym problemie: rosnącym zakwaszeniu oceanów, związanym z nadmiarem dwutlenku węgla w ziemskiej atmosferze. Zakwaszenie oceanów już dziś bardzo poważnie zagraża wielu morskim organizmom, na przykład rozpuszczając pancerze krabów.
Oczywiście, nie jest tak, że promieniowanie jonizujące jest zupełnie nieszkodliwe. Bywa bardzo szkodliwe. Ani nie jest prawdą, że odpady z elektrowni jądrowych nie stanowią żadnego problemu. Stanowią. Dobrze jest jednak wiedzieć, kiedy coś jest naprawdę groźne, a kiedy nie. Warto też jasno widzieć właściwą skalę różnych problemów i zagrożeń.
Obawiam się, że nawet gdybyśmy utopili w oceanach wszystkie składowane dziś na świecie odpady radioaktywne (a nie tylko słabiutko radioaktywną wodę z Fukushimy) to i tak nie uczynilibyśmy środowisku nawet małego ułamka tej krzywdy, jaką czynimy emitując do atmosfery ogromne ilości dwutlenku węgla.
Przypisy
[1] Galon (ang. gallon) – miara objętości używana w krajach anglosaskich. Za Wikipedią: „Galon amerykański dla płynów (ang. US liquid gallon) = 231 cali sześciennych = 3,785411784 litra”
[2] Wodór ma 3 izotopy, z których dwa – prot, czyli zwykły wodór oraz deuter są trwałe.
[3] Jądro zwykłego wodoru składa się z jednego protonu, zaś jądro deuteru z protonu i neutronu.
[4] Czyli czas, po którym rozpada się połowa nietrwałych jąder zawartych w danej próbce.
Zdjęcie: Santiherllor/Shutterstock