– Głowienka jest zagrożona wymarciem w skali globalnej, a mimo to wciąż znajduje się na liście gatunków łownych w Polsce. Jej populacja w ciągu ostatnich 40 lat spadła o 90 proc. – mówi Ludwika Włodek z koalicji Niech Żyją!. Naukowcy i aktywiści od dawna domagają się wprowadzenia moratorium na zabijanie dzikich ptaków. Petycję w tej sprawie podpisało prawie 30 tys. osób. W sobotę (25.07) zorganizują w Warszawie akcję uświadamiającą, czym są polowania na ptaki.
Ponad 200 tysięcy ptaków ginie rocznie podczas polowań. Jest jakieś uzasadnienie dla ich śmierci?
Tradycyjne argumenty, którymi myśliwi uzasadniają polowania i które wyrażone są jako cele łowiectwa w ustawie Prawo łowieckie, w przypadku polowań na ptaki są zupełnie chybione. W myśl ustawy łowiectwo ma pomagać zachować bioróżnorodność i kontrolować populacje. Do ptaków nie ma to zastosowania. Mają wielu naturalnych wrogów, nie ma potrzeby kontroli ich populacji, nie powodują istotnych szkód w uprawach. Są nawet badania, które mówią, że na przykład gęsi pomagają rolnikom, bo wydeptane przez nie ziarna przynoszą lepsze plony. Poza tym ptaki nie ogryzają szkółek leśnych, nie wywołują żadnych liczących się szkód. Co więcej, populacja ponad połowy z 13 gatunków łownych jest w niebezpieczeństwie.
Na przykład głowienka.
Ona jest najbardziej jaskrawym przykładem – jej populacja w ciągu ostatnich 40 lat spadła o 90 proc. Głowienka jest zagrożona wymarciem w skali globalnej, a mimo to wciąż znajduje się na liście gatunków łownych w Polsce. Owszem, są wśród łownych ptaków gatunki, które mają liczne populacje – na przykład kaczka krzyżówka. Ale problem polega na tym, że jak myśliwy strzela do ptaków, które mają tendencję do tworzenia stad międzygatunkowych, nie jest w stanie rozróżnić, czy strzela do chronionego gatunku, czy nie. Strzelając do krzyżówki, może zabić chronioną krakwę, strzelając do cyraneczki, może upolować chronioną cyrankę. Nawet wytrawni ornitolodzy w takich warunkach, w jakich odbywają się polowania – o zmroku, o świcie, a nawet w nocy – nie potrafią odróżnić kaczki chronionej od tej, na którą można polować. Nikt nie jest w stanie z daleka ich rozróżnić, skoro jedyną różnicą jest kolor zabarwienie pióra na skrzydle. A myśliwi na dodatek mają często bardzo małą wiedzę przyrodniczą. W jaki sposób mają się więc przyczyniać do ochrony bioróżnorodności i utrzymania równowagi w ekosystemach? Polowania tę równowagę zaburzają.
Dodatkowym problemem, na który koalicja Niech Żyją! zwraca uwagę, jest stosowanie ołowianego śrutu. O co chodzi?
Ołów jest bardzo szkodliwą substancją. Szkodzi nie tylko ptakom, które są trafiane śrucinami ołowianymi i giną od strzału. Często myśliwi ranią ptaki. Te nie giną od razu, ale umierają powoli na ołowicę. W skali Europy to są miliony zwierząt. Czasami ołów dostaje się do wody. Ptaki, nie tylko te z gatunków łownych, myślą, że to są tak zwane gastrolity, czyli kamyczki, które połykają, żeby ułatwić sobie trawienie. Koalicja posiada wiele zdjęć ptasich żołądków, w których obok kamyczków znaleziono fragmenty ołowiu. Poza tym, ołów jest niebezpieczny dla ludzi. Powoduje wiele chorób, zaburza rozwój u dzieci.
Czytaj także: Kolejny gatunek na celowniku. Jest wniosek o zniesienie zakazu polowań na łosie
Myśliwi mają taki argument, że związki ołowiu nie rozpuszczają się w wodzie, więc jesteśmy bezpieczni. Ale nie o to chodzi. Samo spożywanie ptaków upolowanych za pomocą śrutu ołowianego jest szkodliwe. A myśliwi dają je do zjedzenia swoim dzieciom. Szwedzka Agencja do spraw Żywności wprowadziła obostrzenie w ilości dziczyzny, jaką mogą spożywać dzieci i kobiety w ciąży – właśnie dlatego, że te upolowane zwierzęta mają w organizmach ołów. Polska jest jednym z nielicznych krajów Unii Europejskiej, które nie wprowadziły żadnych ograniczeń. A ponieważ amunicja z ołowiu jest to najtańsza, to siłą rzeczy wszyscy polscy myśliwi się nią posługują i zostawiają w przyrodzie ogromne ilości ołowiu. Szacuje się, że jest to około 500 ton ołowiu rocznie. Część odkłada się na terenach cennych przyrodniczo właśnie za sprawą polowań.
A jak Polska się przedstawia na tle innych krajów UE, jeśli chodzi o polowania na ptaki? W innych państwach też można je zabijać? Czy jesteśmy niechlubnym wyjątkiem?
Nie jesteśmy niechlubnym wyjątkiem, w innych krajach takie polowania też się odbywają. Natomiast to nie jest żaden argument, bo dlaczego nie moglibyśmy być w chlubnym wyjątkiem? Na przykład w 2018 roku zmieniliśmy Prawo łowieckie i dzięki temu jest trochę lepiej dostosowane do wymogów ochrony przyrody niż w wielu innych krajach. Dlaczego tego samego nie moglibyśmy zrobić w przypadku polowań na ptaki? Przecież jest tak, że jeśli jeden kraj wprowadza innowacyjne rozwiązania, to inni mogą później z tego korzystać.
Temat polowań bardzo dzieli społeczeństwo – widzimy to nawet na SmogLabie, gdzie pod każdym tekstem dotyczącym polowań pojawiają się komentarze z obu stron. Tymczasem Kantar zrobił dla koalicji Niech Żyją! badanie, z którego wynika, że w sprawie polowań na ptaki jesteśmy bardzo zgodni.
94 proc. badanych było za zakazem polowań na zagrożone gatunki ptaków, a ponad 2/3 za zakazem polowań na ptaki w ogóle. To jest jednomyślność dość rzadka w sondażach w naszym podzielonym polskim społeczeństwie. Wbrew pozorom polowania w Polsce wcale nie są tak popularne. Myśliwych w Polsce, w porównaniu do innych krajów europejskich, jest stosunkowo mało. To tylko 128 tys. zarejestrowanych członków Polskiego Związku Łowieckiego – w 38-milionowym kraju to daje zaledwie 3 promile. Malusieńka część społeczeństwa poluje. Problem jest w tym, że myśliwi mają stosunkowo dużą nadreprezentację w organach władzy. Jednak wydaje mi się, że argumenty przeciwko polowaniom na patki są bardzo nośne. Myśliwi twierdzą, że “polują, żeby zjadać”, a tak naprawdę porzucają te martwe ptaki. Mamy w dokumentach koalicji Niech żyją zdjęcia wielu porzuconych ptaków. To pokazuje, że są traktowane jako żywe rzutki, że strzelano do nich tylko dla przyjemności. Poza tym, notowane są ogromne straty związane z niecelnością polowań.
To znaczy?
Szacuje się, że nawet do 30 procent strzałów tylko rani ptaki, które umierają później w męczarniach przez parę godzin, czasem parę dni. Sami myśliwi przyznają, że w przypadku gęsi, liczba ptaków, jak je nazywają „zbarczonych”, czyli ranionych, a nie zabitych od razu, może sięgać nawet 80 procent. . To proceder bardzo nieekonomiczny, bo żeby zabić jednego ptaka, rani się wiele innych. Do tego dochodzi zabijanie chronionych gatunków, o czym już mówiłam wcześniej. Ale myśliwi się tym nie przejmują, a nawet chwalą się chronionymi ptakami upolowanymi przez siebie.
Czytaj także: Strzelanie do dzików nie pomaga zwalczyć ASF. Najwięcej przypadków w UE zanotowano w Polsce
Nawet nowy dyrektor Magurskiego Parku Narodowego chwalił się upolowanym głuszcem.
To jest akurat osoba publiczna, więc sprawa dostała się do mediów. Ale takich przypadków jest wiele, niektóre z nich trafiają do sądu. Myśliwi nawet w swoich dokumentacjach, w których podają, ile “pozyskali” ptaków, piszą po prostu “kaczka”. Nie piszą, jaki to dokładnie gatunek, bo sami tego nie wiedzą.
W sobotę w Warszawie będziecie prezentować wasz wniosek o moratorium na polowania na ptaki. Co się będzie działo?
To będzie taki happening, który ma zwrócić uwagę na problem. Spotkamy się pod Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, gdzie zresztą teraz trwa wystawa „Wiek półcienia”. Gromadzi prace artystów zabierających głos w sprawach dotyczących zmian w przyrodzie spowodowanych aktywnością człowieka. Jedno z drugim bardzo dobrze się wiąże. My chcemy przybić łodzią z muzykami – Gwidonem Cybulskim i Joanną Halszką Sokołowską – do nadbrzeża. Na pokładzie będziemy mieli gęsi z tektury. Razem z tymi sylwetkami ptaków przejdziemy na skwer pod MSN, gdzie chcemy puścić animację stworzoną przez dwie artystki Annę Siekierską i Małgorzatę Gurowską. Nie chcę więcej mówić, żeby nie zdradzać za dużo, ale animacja jest naprawdę bardzo piękna, wymowna. Później pokażemy przesłania od osób, które popierają nasze postulaty – na przykład od Olgi Tokarczuk. Kilka osób zaangażowanych w kampanię opowie o tym, dlaczego polowania są taką okrutną ingerencją w życie ptaków i o tym, co jest w tym naszym wniosku o moratorium. Będzie to krótkie, ale malownicze i, mam nadzieję, przykuwające uwagę wydarzenie.
_
Ludwika Włodek jest socjolożką i reporterką, aktywistką koalicji Niech Żyją!
Zdjęcie: Luka Hercigonja/Shutterstock