Będąc w Poznaniu, zauważyliście kręgi nakreślone kredą na chodniku? Przyjrzyjcie się bliżej: bardzo możliwe, że oznaczają one porzucone na ziemi niedopałki papierosów. Mieszkańcy miasta chcą, by były one bardziej widoczne, a akcję zapoczątkował pracujący w stolicy Wielkopolski amerykański naukowiec.
– Papierosowych filtrów po prostu często się nie zbiera. Zaśmiecają ulice latem, zanieczyszczając środowisko chemikaliami, których palacze nie chcą przyjmować do swoich organizmów. Wciąż jest więcej śmiecących niż zbierających. To musi się zmienić – mówi Patrick Perrigue, inicjator akcji „Chalk of Shame” (po polsku: „Kreda wstydu”) i doktor Instytutu Chemii Bioorganicznej Polskiej Akademii Nauk.
Wcześniej Patrick zachęcał mieszkańców do 10-minutowych spacerów z pustymi butelkami. Poznaniacy wypełniają je potem drobnymi odpadkami – najczęściej to właśnie papierosowe niedopałki. Zainspirował go inny obcokrajowiec mieszkający w Poznaniu – Miquel Garau Ginard, który zasłynął akcjami pomeczowego sprzątania wokół stadionu Lecha Poznań.
– Zmotywowały mnie spacery z moim psem, Lolą. Lola deptała po niedopałkach i potłuczonym szkle z butelek po alkoholu. Zdecydowałem, że codziennie poświęcę 10 minut na spacer połączony ze sprzątaniem okolicy – mówi Perrigue.
Czytaj również: Niedopałki papierosów zatruwają glebę i ograniczają wzrost roślin
Kreda wstydu
Amerykanin wpadł też na nowy pomysł. Chodzi po mieście z kredą, do czego zachęca też innych mieszkańców. Miejsca, gdzie zauważą niedopałki, mają oznaczać kolorowymi kręgami.
Nie muszą ich zbierać (choć sam Patrick niedopałki zbiera i wyrzuca). Wystarczy, że pokażą służbom sprzątającym, gdzie leżą odpady, które trudno zauważyć. Na chodniku mogą też napisać drugie z haseł towarzyszących akcji: „Pety na ziemi”. Zdjęcia z tym widokiem można zobaczyć w mediach społecznościowych. Są oznaczane hasztagiem #chalkofshame.
– Akcja stała się dzięki temu atrakcyjna dla ludzi. Dostałem dużo wsparcia. Mieszkańcy, widząc, co robię, są zaciekawieni, czasem nawet pytają, czy mogą ode mnie dostać kawałek kredy. Dlatego ostatnio zawsze mam jej ze sobą więcej – mówi zadowolony Perrigue.
Perrigue używa biodegradowalnej kredy. Jak mówi, utrzymuje się ona na chodniku do czterech dni – w odróżnieniu od filtrów, które rozkładają się przez wiele lat.
To dlatego, że zrobione są z tworzywa sztucznego – octanu celulozy. W zależności od warunków atmosferycznych, utrzymuje się w środowisku od kilku miesięcy do nawet 15 lat. W tym czasie uwalniają do gruntu między innymi nikotynę i metale ciężkie. Szkodzi to między innymi roślinności.
„Obecność niedopałków w glebie zmniejszała sukces kiełkowania i długość pędu koniczyny odpowiednio o 27 i 28 proc. Waga korzenia koniczyny białej zmalała o ponad połowę. W przypadku trawy – życicy sukces kiełkowania zmalał o 10 proc., a długość pędu o 13 proc.” – czytamy w opracowaniu strony „Nauka w Polsce”, dotyczącego badań opublikowanych w specjalistycznym piśmie „Ecotoxicology and Environmental Safety”. Niedopałki dostają się też do akwenów, zagrażając organizmom wodnym i morskim ptakom.
Perrigue ma nadzieję, że jego pomysł choć częściowo przyczyni się do zmiany tej sytuacji – również dzięki temu, że tak łatwo można się w nią włączyć.
Chwali się też, że hasztag #ChalkOfShame dotarł już zagranicę, inspirując do działania kolejne osoby.
Czytaj także: Tysiąc petów w pół godziny wokół biura w Krakowie. Akcja #FillTheBottle pokazuje skalę problemu
– Dzięki „kredzie wstydu” nie trzeba podchodzić do osoby, która śmieci, i wchodzić z nią w konfrontację. Nie trzeba nic mówić, wystarczy wyciągnąć z kieszeni kawałek kredy i zakreślić niedopałek na chodniku. Less talk, more chalk – podsumowuje naukowiec.
Źródło zdjęcia: Chalk of shame