Niektóre antysmogowe nowinki obiecują wiele, kosztują krocie, a nie dają znaczących efektów. Mimo to innowacyjne urządzenia czy instalacje mimo to są wciąż testowane przez polskie miasta czy firmy. W ostatnich latach przekonaliśmy się, że wykorzystanie niektórych z nich może nie mieć najmniejszego sensu. Pokazują to profesjonalne pomiary i badania naukowe.
Na smogu można nieźle zarobić. Wiedzą o tym nie tylko firmy sprzedające maski czy oczyszczacze powietrza. W walkę z zanieczyszczeniem angażują się również celebryci – jak amerykański raper 2Chainz, który od dwóch lat oferuje puszkę sprzężonego, świeżego powietrza ozdobioną swoim podpisem i diamentami. Czyste powietrze od 2Chainza nie stało się jednak hitem. Wciąż można je kupić, mimo że wyprodukowano jedynie dziesięć puszek. Osiem litrów Banff Air (tak nazywa się produkt) kosztuje teraz w promocji 18,5 tysiąca dolarów. Czy wydanie kroci uchroni nas przed negatywnymi skutkami smogu? Osiem litrów „czystego, górskiego powietrza” może nie wystarczyć. Do normalnego funkcjonowania człowiek w ciągu godziny potrzebuje go 60 razy więcej.
Wieża i chodnik miały oczyścić powietrze
W antysmogową technologię inwestują również prywatne firmy. Pożytek z wydania sporych pieniędzy bywa jednak nikły. Tak było z tak zwaną „wieżą antysmogową” („Smog free tower”). Urządzenie stanęło między innymi w Korei Południowej, Chinach i Holandii. Przy wsparciu jednego z dużych banków jego działanie mogli sprawdzić również krakowianie. Wysoki na siedem metrów oczyszczacz powietrza stanął w parku w centrum miasta. Niedługo okazało się, że wpływ wynalazku na redukcję smogu jest niewielki. Według naukowców z Zespołu Fizyki Środowiska Akademii Górniczo-Hutniczej wieża oczyszczała powietrze w promieniu zaledwie 50 metrów. Co więcej, stężenie szkodliwych pyłów PM10 najbliżej urządzenia spadło o zaledwie 12 procent. Twórca „Smog free tower”, artysta Daan Roosegaarde tłumaczył, że była ona przede wszystkim dziełem sztuki. W zamierzeniu miała przede wszystkim zwracać uwagę na problem zanieczyszczenia. Jego pracownia ukrywa koszty powstania instalacji, sprzedaje za to biżuterię z pochłoniętych cząsteczek pyłów. Cena: 250 euro. Kupując, mamy wspierać projekt „Smog free tower”. Dzięki temu w miastach, gdzie staje instalacja, można oczyścić 1000 metrów sześciennych powietrza.
Czytaj również: Jak wybrać oczyszczacz powietrza?
Nowinkami mającymi wpłynąć na jakość powietrza chwalą się też samorządy. W pierwszej kolejności stawiają jednak na sprawdzone rozwiązania. Chodzi między innymi o wymianę przestarzałych, kopcących pieców. Miejskie dotacje mają uzupełnić system rządowych dopłat z programu „Czyste powietrze”. Na ich wprowadzenie zdecydowała się większość dużych, polskich aglomeracji. Niektóre z nich stawiają również na mniej konwencjonalne pomysły. Na przykład antysmogowe chodniki.
Beton o wyjątkowych właściwościach chciała wypromować jedna z firm budowlanych. Na współpracę z nią zgodził się warszawski ratusz. Stołeczne władze wykorzystały pomysł w okolicach ronda Daszyńskiego. Dzięki technologii TXACTIVE zanieczyszczenie miało spaść tam o 30 proc. Dużo? Na pierwszy rzut oka tak. Rozwiązanie to ma jednak poważne wady, o których na łamach Smoglabu napisał dr Jakub Jędrak. „Niestety, nie jest jednak aż tak różowo. Podawana skuteczność odnosi się bowiem do warunków optymalnych – dobre nasłonecznienie, brak wiatru. Resztę sobie Państwo dopowiedzcie proszę sami – pytania są raczej retoryczne: jak taki chodnik działa po zmroku, kiedy jest pochmurno, itd”. Jak dodał, innowacja nie radzi sobie w równym stopniu ze wszystkimi składowymi smogu. Najlepiej neutralizuje dwutlenek azotu, rakotwórczą substancję emitowaną głównie przez samochody. Gorzej jest z pyłami zawieszonymi, oznaczanymi jako PM2,5 i PM10. Jak ocenił Jędrak, „anysmogowy chodnik” odwraca uwagę od walki ze źródła problemu: czyli zbyt dużego ruchu samochodowego na ulicach stolicy.
Antysmogowy mural w stolicy
Na zanieczyszczenie dobra ma być także farba, która ma neutralizować dwutlenek azotu.
Pędzle w ręce biorą uliczni artyści tworzący murale – pierwszy „antysmogowy” malunek ozdobił jedną z rzymskich kamienic. W Warszawie pojawiły się dwa takie murale: powstanie jednego z nich wsparła duża sieć dyskontów, drugi pojawił się z inicjatywy znanej marki obuwia.
Problem w tym, że ich wpływ na poprawę jakości powietrza może być niewielki – ocenili naukowcy z Chin i Francji. Profesor Sasho Gligorovsky z Chińskiej Akademii Nauk zbadał, czy farba rzeczywiście wpływa na obniżenie się zanieczyszczenia przez proces podobny do fotosyntezy. To obietnica producenta. Uczony wykazał, że za sprawą „rozbijania” cząstek odpowiadających za smog w powietrzu pojawiają się kolejne szkodliwe substancje, pochodzące z ulegającej degradacji farby. Potwierdzają to badacze z uniwersytetu we francuskim Grenoble. Jak ocenili uczeni, korzyść jest „wątpliwa”. Z jednej strony murale są więc ciekawym środkiem wyrazu i mogą uświadamiać mieszkańców miast o zagrażającym im smogu. Z drugiej – nie można przeceniać ich wpływu na jakość powietrza.
Kolejnym hitem miała być przeciwdziałająca zanieczyszczeniu ściana z mchu. Wysoka na cztery metry instalacja przypominająca billboard została opracowana przez firmę Green City Solutions z Drezna. Twórcy wewnątrz niej umieścili urządzenia dbające o dobrą formę roślin, które mają oczyścić powietrze tam, gdzie nie ma miejsca na nowe nasadzenia. Konstrukcję testował Kraków, który chwalił się wyborem nowatorskiego, antysmogowego rozwiązania. „Mech przede wszystkim asymiluje (…), pochłania zanieczyszczenia. Część z nich przyczepia się do mchu, po czym spłukuje je woda. Fajne jest to, że mech bardzo dobrze funkcjonuje w okresie zimowym” – wyjaśniał w filmie umieszczonym na YouTube’owym kanale magistratu Łukasz Pawlik z Zarządu Zieleni Miejskiej. Zdecydowali o tym mieszkańcy, bo taki projekt wygrał w głosowaniu budżetu obywatelskiego. Entuzjazm minął jednak szybko, a miasto wycofało się z zakupu. Powód? Okazało się, że ściana pochłania zaledwie 12,2 kg pyłów na rok. Według raportu UN Global Compact jeden niedocieplony dom ze starym, kopcącym piecem wypuszcza z komina 60 kilogramów szkodliwych substancji.
A co rzeczywiście działa na smog?
Osobiście możemy zaopatrzyć się w maskę antysmogową, większość cząsteczek pyłów zatrzymują te z oznaczeniem FFP2, czyli średnią klasą ochrony filtra. Na rynku są również skuteczne oczyszczacze powietrza – bo smog wdziera się również do zamkniętych pomieszczeń, które trzeba przecież wietrzyć. Jeśli mamy w domu zanieczyszczający powietrze piec, możemy skorzystać z dopłat w ramach miejskich programów pomocowych lub rządowego „Czystego powietrza”. To wszystko kosztuje, ale pomaga. Za darmo można za to sprawdzać komunikaty o poziomie zanieczyszczenia powietrza, dostępne między innymi na stronie Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska i w wielu smartfonowych aplikacjach.
Niewiele wysiłku kosztuje również przesiadka z samochodu na rower albo środki komunikacji publicznej. I tu samorządy mogłyby szukać rozwiązań – właśnie w zwiększaniu siatki połączeń czy komfortu podróży. To na pewno zadziała lepiej niż chodnik antysmogowy.
Najlepszą bronią przeciwko smogowi jest jednak aktywizm. Warto się organizować i domagać się od naszych gmin działania. Może chodzić o sprawne kontrole kopcących pieców, dopłaty do ich wymiany czy akcje edukacyjne dla mieszkańców. Łatwo dołączyć na przykład do jednego z lokalnych Alarmów Smogowych lub (jeśli nie ma takiego w naszej gminie) założyć własny. W ten sposób poświęcimy tylko swój czas, a opłaci się to pewnie bardziej, niż kupowanie puszek z powietrzem za 20 tys. dolarów.
Źródło zdjęcia: praszkiewicz / Shutterstock