Armie są odpowiedzialne za znaczne emisje gazów cieplarnianych, ale oficjalne dane pokazują tylko ułamek prawdziwego wpływu wojska na klimat. Dlatego przy okazji szczytu klimatycznego COP26 pojawiają się apele o uważne przyjrzenie się emisjom z sektora militarnego. Chodzi zarówno o ich przejrzyste raportowanie jak i ograniczanie.
Jak duże są wojskowe emisje gazów cieplarnianych?
Zacznijmy od wciąż najpotężniejszej na świecie armii Stanów Zjednoczonych. Szacuje się, że w roku 2017 armia USA wyemitowała 59 milionów ton dwutlenku węgla (CO2). To więcej niż wynosi roczna emisja CO2 w rozwiniętych, średniej wielkości krajach takich jak Węgry (49.1 mln ton CO2 w roku 2019), Portugalia (46.4), Finlandia (41.65), Szwecja (42.8) czy Szwajcaria (37.7). To także więcej niż roczne emisje sporego państwa, jakim jest Peru (33 miliony mieszkańców i 54.5 mln ton wyemitowanego CO2).
Departament obrony Stanów Zjednoczonych jest nie tylko największym konsumentem energii w USA. To też największy na świecie instytucjonalnym konsument paliw produkowanych z ropy naftowej. Duża część emisji wojsk USA jest związana z przerzucaniem ludzi i sprzętu między różnymi miejscami na całym świecie. Do tego dochodzi też choćby konieczność zapewnienia oświetlenia, ogrzewania i chłodzenia ponad pół miliona należących do armii budynków.
A emisje armii krajów europejskich? Szacuje się że emisje armii brytyjskiej mogą być rzędu nawet 11 mln ton CO2 rocznie, zaś roczną emisję wszystkich armii krajów Unii Europejskiej ocenia się łącznie na prawie 25 mln ton CO2 (dane za rok 2019). Warto podkreślić bardzo duże różnice między tym, co poszczególne armie raportują (o ile w ogóle to robią) i realistycznymi szacunkami ich prawdziwych emisji. Przykładowo, armia Niemiec przyznaje się oficjalnie do emisji 0.75 mln ton CO2, ale jej prawdziwy ślad węglowy jest prawdopodobnie sześciokrotnie wyższy. Największa armia UE – francuska – nie raportuje żadnych emisji. Szacuje się jednak, że jej ślad węglowy to 8.4 mln ton CO2.
A Wojsko Polskie? Według źródeł, z których tu korzystam, nasza armia również nie publikuje żadnych danych dotyczących jej śladu węglowego. Brak też szacunków dla całkowitej emisji.
Emisje pośrednie, bezpośrednie i zniszczenia wojenne
Skoro tak wygląda sytuacja w krajach Unii, to tym bardziej nie ma się chyba co spodziewać, że armie Rosji, Arabii Saudyjskiej czy Chin będą skrupulatnie, transparentnie i uczciwie przyznawać się do swoich emisji.
Jeśli armie już coś raportują, to zwykle są to „emisje bezpośrednie”. Podaje się zużycie energii w budynkach czy zużycie paliwa przez wojskowe pojazdy, okręty czy samoloty. Ale na tym oczywiście wpływ wojska na klimat się nie kończy. Mamy też „emisje pośrednie” związane z produkcją sprzętu wojskowego: każdy czołg, samolot, karabin czy mundur ma swój ślad węglowy. Ocenia się że te emisje „pośrednie” są większe niż „bezpośrednie” – przynajmniej w przypadku państw europejskich, ale jest tak zapewne w przypadku każdej armii.
(Podane wyżej szacunki prawdziwego „śladu węglowego” armii europejskich zawierają też „emisje pośrednie”. Na przykład, szacuje się że dla armii brytyjskiej emisje bezpośrednie to 3 mln ton CO2, pośrednie: 8 mln ton CO2; razem 11 mln ton CO2.)
W przypadku armii biorących udział w działaniach wojennych, dochodzą do tego jeszcze emisje związane ze zniszczeniami wojennymi. Na przykład ze wznieconymi w wyniku bombardowań czy ostrzałów pożarami. Ale takie emisje trudno jest szacować, nikt też chyba nie publikuje jakichkolwiek danych na ten temat.
Czytaj również: Radioaktywny spadek po armii na rajskiej wyspie. Skażenie jest tam dziesięciokrotnie wyższe, niż w Czarnobylu
Unia i NATO obiecują zmniejszenie wojskowych emisji, ale konkretów brak
W listopadzie 2020 Europejska Służba Działań Zewnętrznych (ang. European External Action Service, EEAS) opublikowała dokument zatytułowany „Climate Change and Defence Roadmap”, mówiący o tym że armie muszą podjąć działania zmierzające do redukcji emisji gazów cieplarnianych. Dokument ten nie jest jednak prawnie wiążący
Z kolei w czerwcu 2021 państwa członkowskie NATO zobowiązały się do zredukowania emisji gazów cieplarnianych związanej z działalnością armii. Założeniem jest, by nie miało to negatywnego wpływu na kwestie bezpieczeństwa, skuteczność działań wojskowych, możliwości obrony i odstraszania. Zgodziły się też, że należy ocenić wykonalność celu jakim jest osiągnięcie neutralności klimatycznej do roku 2050. Jednak członkowie NATO nie przedstawili żadnych jasnych celów klimatycznych, ani też szczegółów tego, jak zmierzają ograniczyć swoje emisje.
Apele organizacji pozarządowych
Kilka miesięcy przed szczytem klimatycznym, który ma obecnie miejsce w Glasgow, pojawiła się petycja przygotowana przez Conflict and Environment Observatory (CEOBS). To organizacja zajmującą się środowiskowymi (i związanymi z nimi humanitarnymi) skutkami konfliktów zbrojnych. A szerzej – istnienia i działalności armii, także w czasie pokoju.
CEOBS apeluje m. in. o uczciwe, transparentne i niezależnie weryfikowane raportowanie emisji sektora militarnego. I to nie tylko przez armie, ale i przez przemysł obronny. Apeluje także o ustalenie jasnych celów redukcji wojskowych emisji, spójnych z celem Porozumienia Paryskiego (ograniczenie globalnego ocieplenia poniżej 1.5 stopnia). Aktywiści wzywają też do ograniczenie zużycia energii i zależności armii od paliw kopalnych. Kolejnym postulatem jest przechodzenie wojska na zasilanie energią odnawialną.
Apel został podpisany między innymi przez Amnesty International, Greenpeace, Human Rights Watch i dziesiątki mniejszych organizacji.
9 listopada odbędzie się organizowany przez CEOBS panel dyskusyjny on-line poświęcony niedostatkom w szacowaniu i raportowaniu wojskowych emisji. Tego dnia nastąpi też uruchomienie strony www.militaryemissions.org.
Komentarz autora
Wielu osobom – zwłaszcza tym o mocnych przekonaniach pacyfistycznych – pomysł mówienia o ograniczeniu emisji przez wojsko i „zazielenianiu” armii może wydawać się absurdalny i nie na miejscu. To przecież trochę tak jakby namawiać pracowników rzeźni, by w trosce o planetę do pracy dojeżdżali rowerami lub komunikacją publiczną, a nie własnymi autami.
Z moralnego, idealistycznego punktu widzenia wszystkie armie świata należałoby po prostu zlikwidować. Wśród wielu problemów, które by wtedy zniknęły, byłby i destrukcyjny wpływ wojska na klimat. Last but not least, armie pochłaniają też gigantyczne fundusze, które mogłyby być przeznaczone na walkę z globalnym ociepleniem i innymi palącymi problemami współczesnego świata.
Świat, w którym wojskowi nie byliby już potrzebni niewątpliwie byłby lepszym miejscem. Jednak nasz świat nigdy taki nie był i pewnie niestety nigdy nie będzie, a globalne rozbrojenie to zupełnie nierealistyczna wizja. Armie są potrzebne – szczególnie jak się ma takich sąsiadów jak np. Rosja. A w miarę nasilania się kryzysu klimatycznego, destabilizującego państwa i całe regiony Świata najprawdopodobniej będą potrzebne coraz bardziej.
Wojskowi zresztą doskonale zdają sobie z tego sprawę. Przynajmniej amerykańscy, którzy otwarcie mówią, że zmiana klimatu to poważne wyzwanie dla bezpieczeństwa i interesów USA.
To, jak kwestie środowiskowe (a konkretnie susza) mogą wpłynąć na destabilizację regionu, amerykańscy wojskowi na własne oczy zobaczyli bodaj po raz pierwszy w trakcie interwencji w Somalii na początku lat 90-tych. Również jedną z przyczyn wojny domowej w Syrii była wyjątkowo dotkliwa susza.
Armia USA sama doświadcza zresztą dewastujących skutków skutków zmiany klimatu. Kiedy w 2018 huragan Michael uderzył w bazę sił lotniczych Tyndall na Florydzie, poważnemu uszkodzeniu lub zniszczeniu uległo 95% budynków. Między innymi, dach zawalonego hangaru uszkodził 17 nowoczesnych myśliwców F-22 Raptor. Koszt zniszczeń oszacowano na prawie 5 miliardów dolarów – żaden atak na bazy amerykańskie w Iraku czy Afganistanie nie spowodował takich strat. W dodatku parę miesięcy później w bazę uderzyło tornado.
Armie ograniczą emisje? Raczej nieprędko
Podobnych zdarzeń będzie zapewne coraz więcej. Pytanie, czy skłoni to armie Stanów Zjednoczonych i innych krajów (przynajmniej tych bardziej demokratycznych) do ograniczania własnych emisji? W świecie, w którym głównym problemem jest zmiana klimatu, także wojsko powinno przecież ograniczać swój ślad węglowy.
Oczywiście, tą ideę bardzo łatwo jest obśmiać. Na przykład kreśląc karykaturalną wizję „zielonych” czołgów z drewnianymi gąsienicami, biodegradowalnym opancerzeniem i obowiązkowo napędzanych ekologicznymi silnikami elektrycznymi zasilanymi prądem wyłącznie ze źródeł odnawialnych. A najlepiej siłą ludzkich mięśni.
W rzeczywistości nikt nie poświęci jednak dla ochrony klimatu ani osiągów sprzętu wojskowego, ani skuteczności uzbrojenia. I nie o to przecież chodzi. Istnieje bardzo wiele sposobów, którymi armie mogą zredukować swoje emisje gazów cieplarnianych nie tracąc przy tym nic ze swojej sprawności bojowej. Najwyższy czas, by zaczęły to robić.
Czytaj również: Jak duży ślad węglowy ma twoja każda podróż samolotem? Można to sprawdzić
–
Zdjęcie tytuowe VanderWolf Images/Shutterstock