Sympatyczne zwierzęta, stanowiące turystyczny symbol Antypodów, mogą niedługo odejść w zapomnienie. Naukowcy określają je jako gatunek „funkcjonalnie” wymarły.
Problemy koali wynikają z szerzącej się w jego populacji epidemii chlamydii i zmian klimatycznych, przez które kurczą się obszary jego naturalnego występowania. Liczba osobników spadła ostatnio do poziomu, który nie daje im znaczącego wpływu na ekosystem – co uczeni określają jako „funkcjonalne” wymarcie. Australijska Fundacja dla Koali (AKF) twierdzi, że populacja torbacza spadła w tym kraju do rekordowo niskiego poziomu 80 tysięcy.
Zwierzę w ciągu ostatnich dziewięciu lat zniknęło z 41 obszarów samorządu terytorialnego. AKF widzi przyczynę tak fatalnej sytuacji przede wszystkim w wycince lasów. Ich duże obszary zostały wykarczowane pod uprawy i osiedla mieszkalne. Problemy wynikają również ze zmian klimatycznych, powodujących pożary i susze. Brak przestrzeni do życia wymusił na koali poszukiwanie schronienia bliżej miast. Niestety to środowisko wyjątkowo dla niego nieprzyjazne. Torbacze często są tam atakowane przez psy lub kończą pod kołami samochodów.
– Wiemy, że opinia publiczna jest coraz bardziej zaniepokojona. Martwe koale widać przecież na naszych drogach. Dlatego to najwyższy czas, by rząd zaczął chronić ich naturalne obszary ich występowania. – komentowała członkini zarządu AKF Deborah Tabart.
AFK apeluje do rządu Australii o działania na rzecz ochrony zagrożonego gatunku. Działacze w 2016 roku opracowali projekt ustawy, który zakłada zakaz zabijania, sprzedaży i posiadania koali na własność. Zakłada on również ochronę miejsc występowania eukaliptusa. Propozycja była do tej pory ignorowana przez rząd. Niedawne wybory federalne nie dają wiele nadziei na zmianę sytuacji – wygrała w nich partia dotychczasowego premiera Scotta Morrisona.