Chcą stworzyć w Polsce całkowicie wolny las. Trwa zbiórka na wykup terenu

12265
17
Podziel się:

Większość czasu w roku spędzają w dzikiej przyrodzie, dzięki temu mogą obserwować z bliska, co dzieje się z polskimi lasami. Szukając miejsca do prowadzenia swoich warsztatów „Bycia w Lesie”, wybierają tereny, gdzie nie słychać warkotu pił motorowych i strzałów myśliwskich.  Okazuje się jednak, że takich miejsc w Puszczy Karpackiej prawie już nie ma. W odpowiedzi, Karolina i Mieszko Stanisławscy prowadzą zbiórkę na wykup lasu w Beskidzie Niskim, by stworzyć tam Strefę Wolnej Ziemi – bez wycinek, polowań, zabudowy.

„Nie‌ ‌chodzi‌ ‌tylko‌ ‌o‌ ‌te‌ ‌pięć‌ ‌hektarów,‌ ‌bo‌ ‌to‌ ‌oczywiście‌ ‌nie‌ ‌wystarczy w obliczu kryzysu klimatycznego,‌ ‌ale‌ ‌ta‌ ‌akcja‌ ‌daje‌ ‌nam‌ ‌poczucie,‌ ‌że‌ ‌można‌ ‌ kształtować‌ ‌świat‌ ‌od‌ ‌dołu,‌ ‌nie‌ ‌czekając‌ ‌na‌ ‌tych,‌ ‌którzy‌ ‌tworzą‌ ‌ustawy.” – mówią w rozmowie ze SmogLabem.

Karolina‌ ‌Gawlik:‌ ‌Mamy‌ ‌w‌ ‌Polsce‌ ‌dzikie‌ ‌lasy,‌ ‌po‌ ‌co‌ ‌zbierać‌ ‌pieniądze‌ ‌na‌ ‌utworzenie‌ ‌kolejnego?‌ ‌

Karolina‌ ‌Stanisławska:‌ ‌‌A‌ ‌rzeczywiście‌ ‌mamy?‌ ‌Bo‌ ‌jak‌ ‌my‌ ‌przebywaliśmy‌ ‌w‌ ‌lasach‌ ‌w‌ ‌ostatnich‌ ‌latach‌ ‌widzieliśmy,‌ ‌że‌ ‌w‌ ‌praktyce‌ ‌one‌ ‌nie‌ ‌istnieją.‌ ‌Prawie‌ ‌wszystkie‌ ‌leśne‌ ‌tereny‌ ‌są‌ ‌eksploatowane‌ ‌albo‌ ‌przez‌ ‌Lasy‌ ‌Państwowe,‌ ‌albo‌ ‌przez‌ ‌osoby‌ ‌prywatne.‌ ‌Owszem,‌ ‌można‌ ‌znaleźć‌ ‌dzikie‌ ‌kawałki‌ ‌lasu,‌ ‌ale‌ ‌to‌ ‌zależy‌ ‌wyłącznie‌ ‌od‌ ‌dobrej‌ ‌woli‌ ‌właściciela.‌ ‌ ‌

Mieszko‌ ‌Stanisławski:‌ ‌‌Lasy‌ ‌gospodarcze‌ ‌istnieją‌ ‌po‌ ‌to,‌ ‌żeby‌ ‌móc‌ ‌czerpać‌ ‌z‌ ‌nich‌ ‌zysk,‌ ‌a‌ ‌zysk‌ ‌jest‌ ‌wtedy,‌ ‌kiedy‌ ‌ścina‌ ‌się‌ ‌drzewa,‌ ‌które‌ ‌osiągnęły‌ ‌wiek‌ ‌rębny‌ ‌-‌ ‌120‌ ‌lat.‌ ‌Lasom‌ ‌państwowym‌ ‌czy‌ ‌prywatnym‌ ‌właścicielom‌ ‌nie‌ ‌opłaca‌ ‌się‌ ‌dłużej‌ ‌trzymać‌ ‌drzew,‌ ‌bo‌ ‌przestają‌ ‌one‌ ‌przyrastać‌ ‌na‌ ‌masie.‌ ‌Pieniądze‌ ‌zainwestowane,‌ ‌zwrotu‌ ‌brak,‌ ‌więc‌ ‌drzewo‌ ‌trzeba‌ ‌po‌ ‌stu‌ ‌latach‌ ‌ściąć.‌ ‌W‌ ‌efekcie,‌ ‌poza‌ ‌rezerwatami‌ ‌i‌ ‌parkami‌ ‌narodowymi,‌ ‌prawie‌ ‌nie‌ ‌mamy‌ ‌w‌ ‌Polsce‌ ‌lasów,‌ ‌które‌ ‌byłyby‌ ‌starsze‌ ‌niż‌ ‌100-120‌ ‌lat.‌ ‌Nie‌ ‌opłacają‌ ‌się.‌ ‌Lepiej‌ ‌je‌ ‌wyciąć‌ ‌i‌ ‌posadzić‌ ‌nowe.‌

Wolny‌ ‌las,‌ ‌czyli‌ ‌jaki?‌ ‌

Karolina:‌ ‌Jesteśmy‌ ‌przyzwyczajeni‌ ‌do‌ ‌myślenia,‌ ‌że‌ ‌las‌ ‌to‌ ‌własność‌ ‌człowieka,‌ ‌którą‌ ‌możemy‌ ‌władać.‌ ‌‌Kiedyś‌ ‌myśleliśmy,‌ ‌że‌ ‌można‌ ‌posiadać‌ ‌drugiego‌ ‌człowieka.‌ ‌Znieśliśmy‌ ‌niewolnictwo,‌ ‌ale‌ ‌nasz‌ ‌stosunek‌ ‌do‌ ‌przyrody‌ ‌opiera‌ ‌się‌ ‌na‌ ‌tym‌ ‌samym‌ ‌przekonaniu.‌ ‌‌W‌ ‌tym‌ ‌paradygmacie‌ tkwi‌ ‌problem‌ ‌naszego‌ ‌traktowania‌ ‌lasów.‌ ‌Wierzymy,‌ ‌że‌ ‌jeśli‌ ‌zaczniemy‌ ‌pokazywać,‌ ‌że‌ ‌tak‌ ‌jak‌ ‌w‌ ‌przypadku‌ ‌człowieka,‌ ‌wartością‌ ‌lasu‌ ‌jest‌ ‌samo‌ ‌jego‌ ‌istnienie,‌ ‌to‌ ‌możemy‌ ‌zmienić‌ ‌sposób‌ ‌widzenia‌ ‌i‌ ‌bycia‌ ‌człowieka‌ ‌w‌ ‌naturze.‌ ‌

Mieszko:‌ ‌Kryzys‌ ‌klimatyczny,‌ ‌którego‌ ‌jesteśmy‌ ‌świadkami,‌ ‌wynika‌ ‌ze‌ ‌sposobu,‌ ‌w‌ ‌jaki‌ ‌traktujemy‌ ‌Ziemię.‌ ‌Przyroda‌ ‌jest‌ ‌widziana‌ ‌jako‌ ‌miejsce,‌ ‌do‌ ‌którego‌ ‌wychodzimy,‌ ‌żeby‌ ‌zgarniać‌ ‌surowce‌ ‌potrzebne‌ ‌do‌ ‌życia.‌ ‌Nasza‌ ‌cywilizacja‌ ‌jest‌ ‌nastawiona‌ ‌na‌ ‌nieustanny‌ ‌rozwój‌ ‌i‌ ‌przyrost,‌ ‌które‌ ‌są‌ ‌wyznacznikiem‌ ‌kondycji‌ ‌kraju,‌ ‌przy‌ ‌czym‌ ‌zapominamy,‌ ‌że‌ ‌mając‌ ‌do‌ ‌dyspozycji‌ ‌tylko‌ ‌jedną‌ ‌Ziemię,‌ ‌nie‌ ‌da‌ ‌się‌ ‌rozwijać‌ ‌w‌ ‌nieskończoność.‌ ‌Środowisko‌ ‌to‌ ‌zamknięty‌ ‌obieg.‌ ‌Doszliśmy‌ ‌ do‌ ‌granicy,‌ ‌w‌ ‌której‌ ‌zaczyna‌ ‌brakować‌ ‌surowców,‌ ‌a‌ ‌my‌ ‌i‌ ‌tak‌ ‌sięgamy‌ ‌coraz‌ ‌dalej.‌ ‌W‌ ‌efekcie,‌ ‌miejsc‌ ‌nienaruszonych‌ ‌i‌ ‌gatunków‌ ‌jest‌ ‌coraz‌ ‌mniej.‌

Jaki obrazek, który napotkaliście w lasach, uderzył was najbardziej?

Karolina: Na podstawie bazy danych o lasach, zrobiliśmy sobie mapę miejsc, w których można jeszcze zobaczyć starodrzew. Gdy dotarliśmy w jedno z nich w Beskidzie Sądeckim, zobaczyliśmy wielką, rozjechaną koleinę. W 90 procentach drzew już nie było. Zostały pojedyncze drzewa, które pewnie nie nadawały na deski. Innym razem szukaliśmy miejsca na warsztaty, ktoś polecił nam piękny, stary las. I znów okazało się, że już go nie ma. To bolało.

Mieszko: Przez lata jeździłem w Bieszczady do opuszczonej wsi Dydiowa, gdzie w okolicy rosły wielkie, przepiękne buki. Pewnej wiosny zabrałem tam Karo. Dzika ścieżka, którą zawsze chodziłem do nieistniejącej już bacówki, zamieniła się w leśną autostradę. Wielkie buki to już tylko pnie, bo osiągnęły wiek rębny. Kiedyś bezpieczne były chociaż te drzewa, które rosły w głębi lasu. Teraz technika pozwala na wjazd ciężkiego sprzętu i zrobienie porządnej drogi do wywozu drewna.

Karolina: Jeśli jest się emocjonalnie związanym z jakimś miejscem, takie przeżycie sprawia, że traci się w wiarę w to, że jakiekolwiek dzikie, nienaruszone tereny są bezpieczne.

Pięć hektarów ma być odpowiedzią na kryzys klimatyczny? Co taki mały teren zmienia?

Karolina: ‌Traktujemy‌ ‌ten‌ ‌projekt‌ ‌jako‌ ‌początek‌ ‌dalszych‌ ‌działań,‌ ‌które‌ ‌mogą‌ ‌zmienić‌ ‌ świadomość‌ ‌ludzi‌ ‌w‌ ‌zakresie‌ ‌tego,‌ ‌jak‌ ‌traktować‌ ‌Ziemię;‌ ‌że‌ ‌będąc‌ ‌zwykłym‌ ‌człowiekiem‌ ‌możemy‌ ‌na‌ ‌przykład‌ ‌ochronić‌ ‌las.‌ ‌Gdzie‌ ‌ma‌ ‌się‌ ‌zacząć‌ ‌ta‌ ‌zmiana,‌ ‌jak‌ ‌nie‌ ‌w‌ ‌każdym‌ ‌z‌ ‌nas?‌ ‌Ten‌ ‌rozwój‌ ‌świadomości‌ ‌jest‌ ‌jeszcze‌ ‌bardziej‌ ‌znaczącym‌ ‌celem‌ ‌naszej‌ ‌zbiórki,‌ ‌niż‌ ‌same‌ ‌pieniądze.‌

Mieszko: ‌Jeśli‌ ‌chcemy,‌ ‌żebyśmy‌ ‌my‌ ‌i‌ ‌kolejne‌ ‌pokolenia‌ ‌mogli‌ ‌wciąż‌ ‌żyć‌ ‌na‌ ‌Ziemi,‌ ‌potrzebna‌ ‌ jest‌ ‌zmiana,‌ ‌ale‌ ‌nie‌ ‌da‌ ‌się‌ ‌fizycznie‌ ‌zmienić‌ ‌wszystkiego‌ ‌i‌ ‌wszystkich‌ ‌na‌ ‌raz.‌ ‌Gdzieś‌ ‌trzeba‌ ‌zacząć.‌ ‌Takie‌ ‌akcje‌ ‌ruszają‌ ‌na‌ ‌całym‌ ‌świecie.‌ ‌Ponad‌ ‌20‌ ‌lat‌ ‌temu‌ ‌na‌ ‌Słowacji‌ ‌członkowie‌ ‌Stowarzyszenia‌ ‌“Wilk”‌ ‌dowiedzieli‌ ‌się,‌ ‌że‌ ‌stary‌ ‌i‌ ‌dziki‌ ‌las‌ ‌jest‌ ‌na‌ ‌sprzedaż.‌ ‌Czuli‌ ‌wartość‌ ‌starodrzewów,‌ ‌więc‌ ‌uznali,‌ ‌że‌ ‌przez‌ ‌wykup‌ ‌będą‌ ‌w‌ ‌stanie‌ ‌go‌ ‌ochronić.‌ ‌Zrobili‌ ‌zrzutkę,‌ ‌raty‌ ‌spłacali‌ ‌przez‌ ‌kilka‌ ‌lat,‌ ‌w‌ ‌końcu‌ ‌im‌ ‌się‌ ‌udało.‌ ‌Później‌ ‌wygrali‌ ‌batalię‌ ‌w‌ ‌sądzie,‌ ‌żeby‌ ‌tę‌ ‌wolną‌ ‌strefę‌ ‌uznał‌ ‌rząd.‌ ‌Istnieje‌ ‌tam‌ ‌dziś‌ ‌rezerwat‌ ‌z‌ ‌ochroną‌ ‌bierną,‌ ‌ale‌ ‌człowiekowi‌ ‌wolno‌ ‌tam‌ ‌wejść‌ ‌i‌ ‌doświadczać‌ ‌tej‌ ‌dzikości.‌ ‌Ten‌ ‌przykład‌ ‌dodał‌ ‌nam‌ ‌sił.‌ ‌Do‌ ‌tego‌ ‌doszła‌ ‌zbiórka‌ ‌na‌ ‌wykup‌ ‌Lasu‌ ‌w‌ ‌Kanadzie‌ ‌i‌ ‌akcja‌ ‌Mikrowypraw‌ ‌w‌ ‌celu‌ ‌stworzenia‌ ‌obywatelskiego‌ ‌rezerwatu‌ ‌nad‌ ‌Bugiem.‌ ‌ ‌Jak‌ ‌ruszyła‌ ‌zbiórka‌ ‌okazało‌ ‌się,‌ ‌że‌ ‌bardzo‌ ‌dużo‌ ‌ludzi‌ ‌myślało‌ ‌o‌ ‌podobnej‌ ‌inicjatywie,‌ ‌ale‌ ‌nie‌ ‌wiedzieli,‌ ‌jak‌ ‌się‌ ‌za‌ ‌to‌ ‌zabrać.‌ ‌Nie‌ ‌chodzi‌ ‌tylko‌ ‌o‌ ‌te‌ ‌pięć‌ ‌hektarów,‌ ‌bo‌ ‌to‌ ‌oczywiście‌ ‌nie‌ ‌wystarczy,‌ ‌ale‌ ‌ta‌ ‌akcja‌ ‌daje‌ ‌nam‌ ‌poczucie,‌ ‌że‌ ‌można‌ ‌ kształtować‌ ‌świat‌ ‌od‌ ‌dołu,‌ ‌nie‌ ‌czekając‌ ‌na‌ ‌tych,‌ ‌którzy‌ ‌tworzą‌ ‌ustawy.‌

Dlaczego wolny las, a nie rezerwat?

Karolina:‌ ‌Szukamy‌ ‌najlepszej‌ ‌formy‌ ‌prawnej.‌ ‌Można‌ ‌też‌ ‌stworzyć‌ ‌rezerwat‌ ‌obywatelski,‌ ‌konsultujemy‌ ‌opcje.‌ ‌Zależy‌ ‌nam,‌ ‌żeby‌ ‌to‌ ‌nie‌ ‌było‌ ‌miejsce‌ ‌zamknięte‌ ‌dla‌ ‌człowieka,‌ ‌bo‌ ‌wierzymy,‌ ‌że‌ ‌harmonijne‌ ‌funkcjonowanie‌ ‌z‌ ‌naturą‌ ‌jest‌ ‌możliwe.‌ ‌Wierzymy,‌ ‌że‌ ‌każdy‌ ‌z‌ ‌nas‌ ‌ma‌ ‌
gdzieś‌ ‌głęboko‌ ‌zakorzeniony‌ ‌szacunek‌ ‌do‌ ‌natury,‌ ‌ale‌ ‌potrzebne‌ ‌jest‌ ‌bezpośrednie‌ ‌doświadczenie,‌ ‌żeby‌ ‌sobie‌ ‌o‌ ‌nim‌ ‌przypomnieć.‌ ‌

Mieszko:‌ ‌Rezerwat‌ ‌przyrody‌ ‌kojarzy‌ ‌mi‌ ‌się‌ ‌z‌ ‌historiami‌ ‌Indian,‌ ‌którzy‌ ‌mogą‌ ‌żyć,‌ ‌ale‌ ‌zamknięci‌ ‌w‌ ‌rezerwatach‌ ‌jak‌ ‌w‌ ‌gettcie.‌ ‌My‌ ‌nie‌ ‌chcemy‌ ‌dawać‌ ‌wolności‌ ‌naturze,‌ ‌zamykając‌ ‌ją‌ ‌w‌ ‌klatce,‌ ‌tylko‌ ‌jej‌ ‌ją‌ ‌zwrócić.‌ ‌Niech‌ ‌las‌ ‌będzie‌ ‌sam‌ ‌dla‌ ‌siebie,‌ ‌my‌ ‌możemy‌ ‌mu‌ ‌w‌ ‌tym‌ ‌towarzyszyć‌ ‌i‌ ‌być‌ ‌świadkiem,‌ ‌jak‌ ‌wraca‌ ‌do‌ ‌zdrowia‌ ‌i‌ ‌życia.‌

Co konkretnie daje terenowi taka wolna strefa?

Mieszko:‌ ‌Niektórzy‌ ‌uważają,‌ ‌że‌ ‌jak‌ ‌ziemia‌ ‌jest‌ ‌wolna,‌ ‌to‌ ‌wolno‌ ‌nam‌ ‌na‌ ‌niej‌ ‌wszystko.‌ ‌Tutaj‌ ‌zupełnie‌ ‌nie‌ ‌o‌ ‌to‌ ‌chodzi.‌ ‌Wolna‌ ‌ma‌ ‌być‌ ‌przyroda.‌ ‌Jeśli‌ ‌wiatr‌ ‌powali‌ ‌któreś‌ ‌drzewo,‌ ‌ma‌ ‌ono‌ ‌zostać‌ ‌tam‌ ‌gdzie‌ ‌upadło.‌ ‌Nie‌ ‌eksploatujemy.‌ ‌Las‌ ‌przez‌ ‌tysiące‌ ‌lat‌ ‌potrafił‌ ‌zadbać‌ ‌o‌ ‌siebie.‌ ‌Chcemy‌ ‌znowu‌ ‌mu‌ ‌na‌ ‌to‌ ‌pozwolić.‌ ‌

Karolina:‌ ‌W‌ ‌takiej‌ ‌strefie‌ ‌nie‌ ‌wycinamy‌ ‌drzew,‌ ‌nie‌ ‌polujemy‌ ‌i‌ ‌generalnie‌ ‌nie‌ ‌zabijamy.‌ ‌Świadomie‌ ‌rezygnujemy‌ ‌z‌ ‌pewnych‌ ‌działań,‌ ‌aby‌ ‌zminimalizować‌ ‌nasz‌ ‌wpływ‌ ‌na‌ ‌naturalne‌ ‌procesy.‌

Dlaczego akurat Beskid Niski?

Mieszko:‌ ‌Możesz‌ ‌iść‌ ‌tam‌ ‌długie‌ ‌kilometry,‌ ‌nie‌ ‌wychodząc‌ ‌z‌ ‌lasu.‌ ‌Jeśli‌ ‌chcielibyśmy‌ ‌stworzyć‌ ‌wolny‌ ‌las‌ ‌w‌ ‌miejscu‌ ‌otoczonym‌ ‌polami,‌ ‌musielibyśmy‌ ‌długo‌ ‌czekać‌ ‌na‌ ‌pojawienie‌ ‌się‌ ‌dzikiej‌ ‌ flory‌ ‌i‌ ‌fauny.‌ ‌W‌ ‌tym‌ ‌miejscu‌ ‌ona‌ ‌już‌ ‌jest‌ ‌obecna,‌ ‌więc‌ ‌chcemy‌ ‌ją‌ ‌zachować.‌ ‌ ‌

Karolina:‌ ‌Ten‌ ‌las‌ ‌jest‌ ‌częścią‌ ‌większego‌ ‌kompleksu‌ ‌leśnego,‌ ‌połączonego‌ ‌z‌ ‌pobliskim‌ ‌parkiem‌ ‌narodowym.‌ ‌Sarna‌ ‌jednak‌ ‌nie‌ ‌wie,‌ ‌że‌ ‌już‌ ‌przekroczyła‌ ‌granicę‌ ‌parku‌ ‌narodowego‌ ‌i‌ ‌teraz‌ ‌można‌ ‌do‌ ‌niej‌ ‌strzelać,‌ ‌dlatego‌ ‌strefa‌ ‌bez‌ ‌polowań,‌ ‌akurat‌ ‌w‌ ‌tym‌ ‌miejscu,‌ ‌jest‌ ‌szczególnie‌ ‌potrzebna‌ ‌zwierzętom.‌

Mieszko: Zależy nam, żeby ludzie mogli doświadczać natury w jak najbardziej odludnym miejscu, gdzie nie słychać silników, odgłosu miast, gdzie można poczuć dzikość przyrody. Nasze warsztaty “Bycia w lesie” staramy się organizować właśnie w takich miejscach.

Co się w ludziach zmienia podczas waszych warsztatów?

Mieszko: Gdy przyjeżdżają na miejsce, widać pośpiech, rozbieganie, dużo stresu. Po pierwszych dniach zmienia im się twarz, głos, oczy się rozjaśniają. Ruchy stają się spokojniejsze, nabierają łagodności. Ludzie są wreszcie zrelaksowani, ale jakoś tak dużo głębiej niż na przykład po godzinnym masażu. Po powrocie piszą do nas, że znaleźli siłę, wiele się zmieniło. Taki wyjazd to okazja, żeby porzucić role, które na co dzień pełnią. W lesie wszyscy są po prostu ludźmi, którzy mogą bać się ciemności, odgłosów zwierząt. Po pozbyciu się masek, obmyciu w rosie, siadasz przy ogniu z innymi, którym ufasz. Ufasz też samemu sobie, bo nie musisz się już oszukiwać i kogoś grać. To na tyle głęboka praca, że po tygodniu ludzie zabierają jej efekty do domu i szybko o nich nie zapominają.

Karolina: Nie ma znaczenia, czy jesteś studentem, prawnikiem, czy sklepikarzem. Ludzie przyjeżdżają z podobnymi sprawami, bo w gruncie rzeczy niewiele się od siebie różnimy. Po powrocie uczestnicy często podejmują decyzję o redukcji konsumpcji, zauważają, jak niewiele jest im potrzebne, żeby być szczęśliwymi, w spokoju. W dzikim lesie mają szansę spojrzeć z dalszej perspektywy na swoje życie i uświadomić sobie, jak są zapędzeni w iluzji, że trzeba nam ciągle więcej i szybciej.

Jak ważny jest tu czas?

Mieszko: Właściciel lasu nie umieścił jeszcze oferty w internecie, bo czeka na nas, zwłaszcza że podoba mu się cała idea. Ale nie chce czekać w nieskończoność. Mamy więc czas do 6 grudnia.

 

WESPRZEĆ UTWORZENIE WOLNEGO LASU MOŻECIE TUTAJ.

Teren znajduje się w okolicy Myscowej w woj. podkarpackim, niedaleko Magurskiego Parku Narodowego.

 

 

FOT: Bycie w Lesie

Podziel się: