Jak podają aktywiści WWF, około 60 proc. słodkich wód na naszym kontynencie wciąż nie jest w dobrym stanie. Ryby i inne zwierzęta tracą siedliska, a naturalny bieg rzek jest naruszany. Dlatego WWF namawia do podpisywania się pod postulatami do europejskich polityków, które mogłyby pomóc w ratowaniu wód.
Akcja WWF nieprzypadkowo została zaplanowana na początek roku. Właśnie teraz ruszyły konsultacje nad Ramową Dyrektywą Wodną, której zapisy mogą zostać zmienione i stać się mniej restrykcyjne. WWF się temu sprzeciwia, argumentując, że zmiana może doprowadzić do degradacji rzek i jezior w Europie.
Dyrektywa ta określa europejską politykę wodną. Kiedy była wprowadzana – czyli w 2000 roku – zakładała osiągnięcie dobrego stanu wód, czyli co najmniej dobrego stanu ekologicznego i dobrego stanu chemicznego do 2015 roku. Co to oznacza?
Najprościej mówiąc – że wszystkie żyjące w wodach zwierzęta mają dobre warunki, nie brakuje im pożywienia, a populacja się nie zmniejsza. Że populacja ryb nie spada. Że przepływy rzeki nie są utrudnione – a jeśli już, to w niewielkim stopniu. Że małe potoki nie wysychają.
Tego planu nie udało się w pełni zrealizować.
Dyrektywa narzuca na państwa członkowskie również obowiązek monitorowania jakości wód i zapewnia redukcję zanieczyszczeń.
– Co więcej, uznaje środowisko naturalne za równoprawnego użytkownika wód, takiego samego jak ludność, przemysł, rolnictwo – tłumaczy Karolina Kukielska z WWF. – Dlatego utrzymanie jej zapisów i celów jest tak istotne dla gatunków i siedlisk zależnych od wód. Dyrektywa rozszerzyła bowiem zakres pojęcia „Ochrony wód” z samej ochrony ilości i jakości zasobów również na życie biologiczne zależne od wody – czyli ekosystemy wodne i bagienne – dodaje.
„Przepisy są zbyt restrykcyjne”
Według kilku krajów członkowskich UE (w tym Polski) Ramową Dyrektywę Wodną trzeba skorygować. I choć jej rewizja jest przewidziana na 2019 rok, obradowano nad tym już dwa lata temu.
– Niektóre zapisy są zbyt restrykcyjne, między innymi nie możemy poczynić inwestycji gospodarczych, bo to pogorszy gospodarkę wodną. Unia Europejska nie daje na to zgody – tłumaczył PAP ówczesny wiceminister środowiska Mariusz Gajda. – Niekiedy nie możemy nawet zbudować wałów przeciwpowodziowych, bo to pogorszy gospodarkę wodną – dodał.
Obecnie Komisja Europejska zbiera opinie społeczne na temat tego, jak dyrektywa działała do tej pory i jak powinna działać dalej. Opublikowała kwestionariusz, w którym wypowiedzieć się może każdy. Pyta w nim m.in. o to, czy rządy dobrze gospodarują wodą, jak mieszkańcy oceniają stan wód, jakie są największe wyzwania, jeśli chodzi o gospodarkę wodną i jakość wód.
WWF zachęca do wzięcia udziału w konsultacjach. Organizacja przygotowała nawet gotowe odpowiedzi na pytania KE, które wystarczy podpisać i wysłać. – To jest nasza jedyna szansa, aby powiedzieć, że chcemy utrzymać silne prawo dotyczące wody – zachęca WWF. I przekonuje, że w temacie ochrony wód mamy jeszcze sporo do zrobienia.
53 procent planu
Według danych podanych przez Europejską Agencję Środowiska do 2015 roku udało się wykonać jedynie 53 proc. planu, który zakłada dyrektywa.
W Polsce sytuacja również nie napawa optymizmem. – Status ekologiczny ponad połowy polskich wód jest niedobry – mówi Karolina Kukielska z WWF. – Pod pojęciem „status ekologiczny” mieszczą się nie tylko zanieczyszczenia wód ale też przekształcenia naturalnego środowiska wodnego jakie spowodował człowiek m.in. budując zapory, zbiorniki wodne, umacniając brzegi rzek – tłumaczy.
Portal Onet.pl we wrześniu ubiegłego roku pisał: „Na podstawie wstępnej waloryzacji rzek, która została przeprowadzona w 2015 roku, oszacowano, że jedynie ok. 20 proc. polskich rzek pozostawiono w stanie niezmienionym. W wyniku m.in. prac utrzymaniowych tylko w latach 2010 do 2015 zdegradowanych zostało ok. 20 tysięcy kilometrów bieżących małych rzek i potoków.”
Prace utrzymaniowe to innymi słowy m.in. pogłębianie rzeki, odżwirowywanie i odmulanie wód, wykaszanie roślin, zasypywanie wyrw w brzegach, wycinanie drzew i zasypywanie nor bobrowych. Często przy takich pracach korzysta się z koparek. To jeden z najpoważniejszych czynników wpływających na stan rzek i najczęstsza ingerencja człowieka w ich naturalny stan.
– Prace utrzymaniowe są pozbawione kontroli oceny ich skutków środowiskowych – mówi Piotr Nieznański z WWF Polska. – Nie ma ani regionalnego ani centralnego rejestru prac hydrotechnicznych na rzekach. Przez brak takiej bazy danych żadna instytucja rządowa nie jest obecnie w stanie ocenić nawet w przybliżeniu rzeczywistych skutków środowiskowych tych prac.
A jakie mogą być te skutki? Adam Wajrak i Michał Olszewski w „Gazecie Wyborczej” podają przykład Łydyni płynącej w okolicach Ciechanowa na Mazowszu. Przed pracami na niecałym kilometrze rzeki, czyli w 2005 roku, zarejestrowano tam 13 gatunków ryb. Ich masa przeliczona na hektar wyniosła 33,5 kg. Trzy lata później w Łydyni pływały już tylko cztery gatunki ryb, a ich masa w przeliczeniu na hektar spadła do 0,5 kg.
„To zagrożenie dla wód”
W gotowych odpowiedziach na kwestionariusz KE, WWF wytyka europejskim rządom brak ambicji w temacie rozsądnego zarządzania wodą.
„Polityka rolnicza UE promuje bardziej intensywne uprawy, co prowadzi do zanieczyszczenia i nadmiernego odprowadzania wody. Państwa UE w ramach polityki energetycznej promują i finansują takie rozwiązania, jak energetyka wodna, mimo negatywnego wpływu, jakie mają one na różnorodność biologiczną. W ramach polityki transportowej promują niewłaściwie zlokalizowane projekty infrastruktury, nie dbając o gatunki słodkowodne i ich siedliska.” – czytamy w jednym z komentarzy.
„Nasze rządy pozwalają na wykorzystywanie rzek, jezior i terenów podmokłych w sposób, który powoduje nieodwracalne szkody” – alarmuje organizacja.
Przykładu nie trzeba szukać daleko. W grudniu media obiegła wiadomość dotycząca rzeki Białki. Wody Polskie wydały zgodę na naprawę szkód po lipcowych powodziach. Ciężki sprzęt początkowo miał zająć się odbudową wałów i usuwaniu pozostałości po drzewach. W efekcie jednak naruszono naturalny bieg Białki, zasypano siedliska ryb i zniszczono miejsca, w których rosły chronione gatunki roślin. Pomimo protestów aktywistów, nie udało się tego uniknąć.
WWF uważa, że osłabienie zapisów to poważne zagrożenie dla wód w całej Europie. „Przez pokolenia niszczyliśmy i zanieczyszczaliśmy je [rzeki, jeziora, strumienie, tereny podmokłe], a zbyt dużo wody wykorzystywaliśmy w sposób nieodpowiedzialny. Jeśli nadal będziemy tak postępować, będzie to mieć wpływ na wszystko – od drobnych rzeczy z naszego życia codziennego, które przyjmujemy za pewniki, do działania całych gałęzi przemysłu.”- pisze organizacja.
Ich postulaty, które mają przekonać KE do zachowania dyrektywy w obecnej formie, podpisało już prawie 280 tys. osób.
Można je znaleźć TUTAJ
Zdjęcie: Nikolay Zaboroskikh/Shutterstock
Korzystałam z artykułów: „Małe rzeki potrzebują pomocy”/Onet, „Niszczenie polskich rzek za setki milionów złotych”/WWF, „>>Ręce i koparki precz od Białki<<Protest w Krakowie”/ Wyborcza Kraków, „Tragedia polskich rzek. Pogłębiamy je, oczyszczamy, otaczamy wałami – bez sensu”/Gazeta Wyborcza oraz raportu EEA i informacji WWF Polska
Czytaj też: Dekadę temu prawie nie mieli wody. Teraz inspirują świat