Ulubione owoce Polaków to samo zdrowie, pod warunkiem, że pochodzą z upraw ekologicznych. Niestety większość sklepowych truskawek zawiera pozostałości szkodliwych pestycydów.
Truskawki to najbardziej wyczekiwane owoce nad Wisłą. Tak przynajmniej deklaruje 41 proc. Polaków. Choć dostęp do nich mamy teoretycznie przez cały rok, to jednak egzemplarze z importu pod względem smaku nie mogą się równać z lokalnymi „świeżynkami”, których wysyp przypada na maj i czerwiec.
Nadrabiając truskawkowe zaległości, warto jednak zadbać o umiar. Nie tylko ze względu na inflacyjne ceny. Większość owoców dostępnych w sklepach i na targach zawiera pozostałości pestycydów. O przypadku wykrycia szkodliwych związków w truskawkach z popularnych dyskontów poinformowała ostatnio fundacja Pro-Test.
Biedronka vs Lidl. W czyich truskawkach jest więcej pestycydów?
Eksperci fundacji wybrali się do sklepów dwóch największych sieci handlowych w Polsce, by sprawdzić jakość oferowanych truskawek. Owoce zakupione w Biedronce i Lidlu trafiły do laboratorium, gdzie zostały „prześwietlone” pod kątem skażenia pestycydami.
Badanie wykazało, że wszystkie truskawki zawierały pozostałości środków ochrony roślin stosowanych w ich uprawie. Biedronka wypadła pod tym względem gorzej od konkurencji. W owocach zakupionych w tej sieci badacze wykryli pozostałości siedmiu różnych pestycydów: azoksystrobiny, cyprodynilu, difenokonazolu, fludioksonilu, kaptanu, spirotetramatu i trifloksystrobiny.
Jak informuje fundacja, były to truskawki odmiany alba, sprzedawane w kilogramowych łubiankach pod marką „Warzywniak”. Z kolei w truskawkach odmiany Lady Emma oferowanych pod marką „Ryneczek Lidla” wykryto cyprodynil, fludioksonil i fosetyl. Warto zaznaczyć, że oferta dość znacząco różniła się pod względem ceny: truskawki z Biedronki kosztowały 16,99 zł/kg, a te z Lidla, z mniejszą „rozmaitością” pestycydów – 23,98 zł/kg.
Truskawki od rolnika są lepsze? Niekoniecznie
Po przebadaniu truskawek z dyskontów wspomniana Fundacja Pro-Test postanowiła zweryfikować popularne przekonanie, jakoby żywność kupowana na placach targowych lub bezpośrednio od rolników była lepsza niż ta z supermarketów. Wnioski nie są pocieszające. Eksperci zbadali polskie truskawki kupione na jednym z warszawskich bazarków i od rolnika sprzedającego owoce bezpośrednio z samochodu – również w stolicy.
Testy w laboratorium wykazały obecność pozostałości kilku pestycydów we wszystkich owocach. Truskawki z bazarku zawierały pozostałości aż sześciu różnych szkodliwych związków. W truskawkach od rolnika było ich „tylko” pięć. Na szczęście w żadnym przypadku nie doszło do przekroczenia norm.
Czy pestycydy w truskawkach są niebezpieczne dla zdrowia?
Fundacja Pro-Test uspokaja też, że ilość każdego z pestycydów wykrytych w truskawkach z sieciówek mieści się w granicach unijnych norm. Zwraca jednak uwagę, że łączna liczba związków – szczególnie w truskawkach z Biedronki – może budzić niepokój.
W Polsce dopuszczonych jest do obrotu ponad 2,5 tys. środków ochrony roślin zawierających kilkaset różnych substancji aktywnych. Związki te w dużym stopniu pozostają nieprzebadane zarówno pod kątem długofalowego oddziaływania na nasze zdrowie, jak i wzajemnych interakcji. Istnieje ryzyko, że substancje te stają się bardziej toksyczne, gdy zaczynają współoddziaływać na siebie w ludzkim organizmie.
Dlatego w przypadku oceny szkodliwości pestycydów bezpieczniej jest zachować zasadę ograniczonego zaufania i unikać nadmiernego narażenia na tego typu substancje.
Nie tylko truskawki: pomidory i jabłka również zawierają pestycydy
Niestety nie jest to łatwe, z pestycydami mamy bowiem do czynienia na każdym kroku, co potwierdzają inne doniesienia. W kwietniu tego roku ta sama fundacja przeprowadziła badania jabłek i pomidorów oferowanych w dwóch najpopularniejszych dyskontach.
W tym przypadku ustalenia okazały się bardziej pomyślne dla Biedronki, choć – ogółem – niezbyt korzystne dla konsumentów. W owocach z Lidla wykryto dziewięć różnych pestycydów, podczas gdy w jabłkach z drugiej z wymienionych sieciówek cztery.
Biedronka wypadła lepiej również ze względu na mniejsze stężenie szkodliwych związków. W przypadku pomidorów wyniki były bardziej pomyślne. W produktach z Biedronki wykryto pozostałości jednego szkodliwego związku, a w warzywach z Lidla – trzech.
Podobny eksperyment fundacja powtórzyła w maju. Tym razem pod lupę wzięła pomidory z innych popularnych sieci: Aldi, Auchan, Dino i Kaufland. Każdy z badanych produktów zawierał pozostałości pestycydów (rekordzista zawierał osiem różnych związków). Jednak w żadnym przypadku nie doszło do przekroczenia normy.
Mutagenna herbata, toksyczne ogórki
Podobnych newsów w ostatnim czasie było więcej. W kwietniu Główny Inspektorat Sanitarny wydał ostrzeżenie dotyczące czarnej herbaty liściastej Yunan. W jednej z partii tego produktu, pochodzącej z Wietnamu, wykryto przekroczenie dopuszczalnego poziomu pozostałości antrachinonu. To pestycyd o potencjalnym działaniu mutagennym, który może również zaburzać gospodarkę hormonalną.
Produkt został wprawdzie wycofany z rynku, ale trudno oszacować, ile przypadków przekroczeń norm umyka czujności instytucji, biorąc pod uwagę stosunkowo niską częstotliwość podobnych kontroli. Na szczęście w niektórych sytuacjach zagrożenie zostaje wykryte zawczasu. 20 maja br. kontrola przeprowadzona przez System Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach (RASFF) wykazała wysoki poziom pozostałości pestycydów w ogórkach importowanych z Rosji. Towar nie przekroczył granicy.
Problem dotyczy nie tylko Polski
Problem oczywiście nie ogranicza się do rynku polskiego. Trzy miesiące temu niemiecka organizacja Öko-Test przeprowadziła badania 20 rodzajów czipsów ziemniaczanych: 7 reklamowanych jako „organiczne” i 13 „zwykłych”. Tylko jedna próbka została zaklasyfikowana jako „bardzo dobra”, sześć produktów uzyskało status „dobrych”, a pozostałe nie spełniały kryteriów bezpieczeństwa.
W ośmiu przekąskach wykryto związki akrylamidu – substancji zaburzającej metabolizm, uszkadzającej układ nerwowy i przyczyniającej się do rozwoju nowotworów. W czipsach organicznych wykryto m.in. solaninę i węglowodory aromatycznych olejów mineralnych. Na liście szkodliwych substancji znalazły się też pozostałości pestycydów, estry glicydowe kwasów tłuszczowych i glikoalkaloidy.
Rząd nie wspiera badań konsumenckich
Badania prowadzone przez organizacje pozarządowe to istotne źródło wiedzy na temat jakości i bezpieczeństwa produktów spożywczych. Informacje o wykryciu szkodliwych substancji szybko przedostają się do mediów i docierają do konsumentów, zmuszając marki do zdecydowanej reakcji. Problem w tym, że tego typu testy prowadzi się zbyt rzadko.
Fundacja Pro-Test zwraca uwagę, że w większości zachodnich krajów organizacje konsumenckie prowadzące laboratoryjne badania produktów wspierane są przez rządy. Pozwala to na uzyskanie informacji o bezpieczeństwie artykułów spożywczych z niezależnych źródeł.
Tymczasem w Polsce tego typu organizacje muszą polegać na własnych źródłach finansowania, m.in. darowiznach. Znacznie bardziej jednak zastanawia fakt, że polskie instytucje zajmujące się badaniem bezpieczeństwa żywności nie informują o źródłach pochodzenia skażonych produktów, np. konkretnych sklepach, w których zakupiony został towar zawierający niebezpieczne substancje.
Dopóki system nie zostanie uszczelniony, konsumentom pozostaje czytanie etykiet i nadzieja, że produkty, które wkładają do koszyka, nie zawierają toksyn w zbyt dużych ilościach.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/MOZCO Mateusz Szymanski