Wielka powódź z 1997 r. trwająca od 5 lipca do 6 sierpnia przyniosła ogromne straty w Polsce, Niemczech i Czechach. Nazwano ją „powodzią tysiąclecia”. Potoczna nazwa szybko weszła w nawyk, przez co większość z nas kojarzy ten kataklizm właśnie ze zjawiskiem tysiącletnim. Okazuje się, że to błąd.
Zdaniem specjalistów, pojęcie to ma sens jakościowy, ale nie ilościowy. Określenie „powódź tysiąclecia” miało też na celu wpłynięcie na naszą wyobraźnię. Przez to również na gospodarkę wodną i dalszą regulację rzek.
Ocena rozmiaru powodzi z 1997 r.
56 ze 114 osób, które poniosły śmierć podczas wielkiej powodzi zmarło na terenie Polski. Jak podaje Polskie Radio, same straty materialne wyceniono na ok. 4,5 mld dolarów, z czego 3,5 mld dolarów to straty w Polsce. Z tych z kolei ok. 75 proc. nastąpiło w Polsce południowo-zachodniej. Zniszczone zostały m.in. budynki, drogi (krajowe, wojewódzkie i gminne), użytki zielone, grunty orne, wały powodziowe, brzegi rzek i potoków, budowle hydrotechniczne (jak np. zbiorniki retencyjne i jazy). Ogromne straty ponieśli przede wszystkim ludzie, ale również ówczesne Ministerstwa: Rolnictwa, Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Ochrony Środowiska.
W „Monografii powodzi lipiec 1997 r. Dorzecze Odry” podjęto się próby oceny rozmiaru wielkiej wody. Według autora, z obserwacji oraz kronik wynika, że od 1118 r. do 1854 r. na Odrze i jej dopływach wystąpiło 90 powodzi o różnym natężeniu. Kronikarze zapisywali daty, fakty, oceniali wielkości zalewu i straty. Oto tylko kilka przykładów:
Powodzie o podobnej skali
– 1350 r. – „powódź tak duża, że nie było takiej od 100 lat” (Odra)
– 1501 r. – „Nieprawdopodobny wzrost stanów wody na Odrze, o jakim nie pamięta nikt z ludzi (…)” (Odra)
– 1785 r. – „Największa powódź roztopowa. (…) Wszystkie wioski w dolinie Odry zostały zalane do wysokości okien lub po dach. Uszkodzone zostały wały, forty Wrocławia, komunikacja (…)” (Odra)
– 1813 r. – „Katastrofalna powódź w górnym dorzeczu Odry. Stany wody do Opola przekroczyły wszystkie dotychczasowe” (Odra)
– 1854 r. – „Największa, katastrofalna powódź XIX wieku” (Odra)
– 1902 r. – „Największa z dotychczasowych powodzi na Odrze ze względu na wysokość stanów wody i objętość odpływu” (Odra)
– 1903 r. – „Po powodzi z 1854 r. była to powódź największa. Potężnie wezbrała też Nysa Kłodzka. Nałożenie się fal Odry i Nysy Kłodzkiej sprawiło, że w wielu miejscach zostały przekroczone stany wody z 1813 r., 1854 r. i 1902 r. Nastąpiło liczne przerwanie wałów i zalanie miast na całej długości Odry aż do Szczecina” (Odra)
Powodzie z 1854 r. i 1903 r. wyrządziły wielkie szkody i zalały ogromne tereny. Spośród wymienionych, określa się je jako największe.
Czy więc powódź z 1997 r. rzeczywiście można nazwać powodzią tysiąclecia?
„Nie mamy miar, które to potwierdzają. Była to z pewnością jedna z największych powodzi na odrze, ale niekoniecznie największa” – mówią eksperci. Zdaniem wielu specjalistów z nazwami „powódź tysiąclecia/tysiącletnia” zawsze jest problem.
– Generalnie jest tak, że tego rodzaju określenia mają charakter opisowy, a nie ilościowy. Określenie „powódź tysiąclecia” nie wynika z faktu, że mieliśmy wcześniej policzone, jaki stan w jakim przekroju reprezentuje wodę tysiącletnią – mówi Roman Konieczny z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW) w Krakowie.
W rozmowie ze SmogLabem wytłumaczył skąd wzięło się to pojęcie. Jak mówi, stosowanie określenia „powódź tysiąclecia” stworzono dla potrzeb dziennikarskich i skądś się to wzięło. Konkretnie stąd, że w czasie powodzi w 1997 r. na wielu stacjach pomiarowych IMGW woda przekraczała górne poziomy pomiarowe, albo notowane w historii pomiarów (to często nie więcej niż 50 lat) stany lub krzywe zależności przepływów od stanów wody nie przewidywały takich wielkości.
Umowna „powódź tysiąclecia” to błąd
– Było też tak, że wiele urządzeń hydrotechnicznych, takich jak wały, które kiedyś były projektowane na duże powodzie – np. na powodzie 1 proc.* – nie radziły sobie z tym, co w 1997 r. płynęło. W efekcie to, co się wydarzyło w wielu miejscach, znacznie przekraczało to, co znaliśmy nie tylko z doświadczenia, ale z danych historycznych.
Aby więc pokazać wyjątkowość zjawiska zaczęto to umownie nazywać „powodzią tysiąclecia”. Miało to uzmysłowić skalę wielkiej wody.
– Można powiedzieć, że określenie „powódź tysiąclecia” jest słuszne z tego powodu, że zwraca uwagę, że takie stany wody nie wystąpiły w ramach naszego, a nawet poprzedniego pokolenia, nie wystąpiły też w historii pomiarów. Więc było to zdarzenie przekraczające nasze wyobrażenie powodzi. Określenie to nie ma jednak sensu ilościowego.
Zdaniem Koniecznego, zapewne tak samo mówiłoby się o powodzi na Wiśle w 2010 r., ale niezręcznie by było ją tak nazywać, skoro tysiąclecia była już 13 lat wcześniej na Odrze. Udowodniono też, że straty skumulowane z 10 lat mniejszych powodzi są porównywalne z powodzią tysiąclecia. Widać to na podstawie raportów o stratach powodziowych publikowanych przez GUS oficjalnie w raportach rocznych. Dane z tych raportów są w tabelach poniżej:
Małe powodzie i wielkie straty
– Trzeba zauważyć, że w pamięci zastają nam duże, katastrofalne powodzie. Nimi też w naturalny sposób interesują się media ogólnokrajowe. To bardzo wzmacnia nasze postrzeganie powodzi. Ale poza tymi dużymi, co roku mamy w Polsce powodzie mniejsze, o których normalny śmiertelnik nie wie, bo media o nich nie mówią. Co najwyżej napomyka o tym prasa regionalna czy lokalna – dodaje Konieczny.
Jak tłumaczy, niezależnie od tego, że powyższe starty nie pokazują całego obrazu (brakuje np. start w majątku indywidualnym i w biznesie), to są jakimś wskaźnikiem, który pozwala na porównania. – Jak zsumujemy straty powodziowe w latach 1991 – 1996 i dodamy to co wychodzi z sumy 1998 – 2009, to ta suma jest większa od strat jakie mieliśmy z katastrofalnej powodzi w 1997 r. Strata w 1997 r. wynosiła 8 mld zł, a suma, o której wspominam to 8,1 mld zł. I to jest znacznie więcej niż strata z 2010 r., kiedy też mieliśmy dużą powódź w dorzeczu Wisły – wylicza w rozmowie ze SmogLabem.
Nie tylko wielkie powodzie są zagrożeniem
– I nie jest to nic dziwnego. Według badań i analiz zrobionych przez MunichRe (jedną z największych firm reasekuracyjnych na świecie), co najmniej połowa strat powodziowych jest efektem małych lokalnych powodzi na małych rzekach. A te małe powodzie występują często. Warto też zwrócić uwagę, że one nie tylko powodują straty – to również powodzie, które zabijają ludzi. Myślę o tzw. błyskawicznych powodziach.
Konieczny dodaje, że mało kto w Polsce pamięta, że w czasie bardzo lokalnej powodzi na południu Polski spowodowanej przez strumień Wilsznia (dopływ Wisłoki), który miejscami nie ma metra szerokości zginęło 6 osób. Starty materialne były niewielkie. Kolejne kilka osób zginęło w 1998 r. w Kotlinie Kłodzkiej z takich samych powodów.
Apel do polityków
– To powinno skłaniać polityków i decydentów by w planach i strategiach skupiali uwagę nie tylko na dużych powodziach – tak jak jest obecnie, ale również na powodziach małych, które w ciągu kilkunastu lat powodują straty podobne, jak powodzie katastrofalne. Niestety tak nie jest. W Polsce wszystkie plany są robione na powodzie o prawdopodobieństwie 1 proc. To powoduje, że nie kontrolujemy dużej części strat. Nie mamy również żadnych strategii na tzw. powodzie błyskawiczne, w których najczęściej giną ludzie. Dotąd nie mamy też żadnej strategii na powodzie miejskie – apeluje Konieczny.
Pojęcie „powódź tysiąclecia” ma przykryć błędy w gospodarce wodnej
– Była to wielka powódź, ale pojęcie, że to powódź tysiąclecia to historyczna przesada – tłumaczy SmogLabowi Krzysztof Smolnicki, prezes Fundacji Ekorozwoju, z Międzynarodowej Koalicji Czas na Odrę.
Jak mówi, w ostatnim tysiącleciu były też inne powodzie, podczas których straty na Odrze były większe. Przynajmniej w ilości ofiar.
– Dwa duże zbiorniki na Nysie były w 1997 r. pełne wody trzymanej dla spływania barek, które nie mogły pomóc i fala z Nysy nałożyła się na falę z Odry. Pojęcie „powódź tysiąclecia” ukuto by motywować do regulacji rzek i przykryć błędy w zarządzaniu – dodaje Smolnicki.
Czytaj także: Ekspert: zapora w Siarzewie nie będzie przeciwdziałać powodziom. Może je powodować
*Powódź 1 proc. to woda, której prawdopodobieństwo pojawienia się w każdym roku w jakimś przekroju rzeki wynosi 1 proc. Teoretycznie powódź 1 proc. to taka woda, która może się pojawić średnio raz na100 lat. Jednak w praktyce następna może się pojawić jutro, albo za tydzień, a potem nie występować przez 200 lat.
Źródła dodatkowe:
Ocena rozmiaru powodzi 1997 r. na tle powodzi historycznych, w: Monografia powodzi lipiec 1997 r. Dorzecze Odry; Dubicki A., Słota H., Zieliński J.
Informacje Polskiego Radia
–
Zdjęcie tytułowe: DarSzach/Shutterstock