„Najlepiej jest zatrzymywać wodę jak najbliżej miejsca, w którym się pojawiła. Możemy albo ją rozsądnie rozprowadzać po działce, tak by wsiąkała, albo gromadzić w jakimś zbiorniku i później wykorzystywać ją do podlewania roślin”. O tym, co jeszcze możemy zrobić, by zatrzymywać wodę, a także o odpowiedzialności przemysłu (w tym elektrowni) za problem suszy, rozmawiamy z doktorem Sebastianem Szklarkiem, ekspertem ds. gospodarki wodnej i autorem bloga „Świat Wody”*.
Zachęca się nas ostatnio w różnych kampaniach społecznych, do tego, by oszczędzać wodę. W jakim stopniu nasze indywidualne działania mogą pomóc w przeciwdziałaniu suszy, a na ile jest to sprawa odpowiedzialności większych podmiotów, np. przemysłu?
Tak naprawdę, jeżeli chodzi o suszę, to odpowiedzialni są wszyscy Ci, którzy nie zatrzymują opadu na swoim terenie. Jeżeli korzystamy z ujęć wód podziemnych, tych głębszych, to w ogóle nie ma związku z suszą, czy my będziemy mniej czy więcej zużywać wody. Tak samo nie ma związku z suszą pobieranie wody przez elektrownie do chłodzenia, ponieważ ona po niedługim czasie jest oddawana, a straty, związane m.in. z parowaniem, są raczej niewielkie. Jest to najprawdopodobniej kilka procent.
Zrobiłem nawet porównanie na podstawie danych GUS, ile w ogóle wody pobiera przemysł w Polsce. Okazało się, że większość zużycia notuje się w pięciu gminach, gdzie znajdują się dziś elektrownie. Ale, tak jak powiedziałem wcześniej, one pobierają, ale też oddają wodę. Dlatego ten termin ostatnio popularny, że przemysł czy elektrownie zużywają wodę i tym samym powodują suszę, nie jest uzasadniony.
Problem z wodą jednak mamy.
Oczywiście. Wodę i tak trzeba oszczędzać, choć bardziej ze względu na ograniczoną wielkość zasobów podziemnych, skąd czerpiemy ok. 70 proc. wody.
Ujęcia wód podziemnych to są zasoby, które tworzyły się przez setki, jak nie tysiące lat, w zależności o jak głębokich odwiertach mówimy. Dlatego jeżeli mamy dziś gospodarkę nastawioną od lat na odwadnianie terenu, czyli na to, żeby woda deszczowa jak najszybciej nam uciekała z terenu, to nie zapewniamy odtwarzania się zasobów podziemnych. Tak więc – jak najbardziej oszczędzanie wody ma sens, ale z innych powodów niż susza.
To dlaczego mówi się o oszczędzaniu wody właśnie teraz, kiedy susza staje się coraz bardziej dotkliwa?
Ponieważ w trakcie suszy masowo korzystamy z wody do podlewania trawników, ogrodów, a zdarza się, że i rolnicy podlewają swoje uprawy. Ze względu na wysokie temperatury powietrza, a także wody, efektywność chłodzenia elektrowni jest mniejsza. A że w ostatnim czasie wysokie temperatury występują w tym samym czasie co susza, to zaczęliśmy łączyć ze sobą te dwa zjawiska i wielu błędnie uznaje, że susza (czyli mniejsza ilość wody) zagraża bezpieczeństwu energetycznemu. Tak naprawdę tylko niewielki procent mocy wytwarzanych w konwencjonalnych elektrowniach jest narażony na deficyt wody.
Czyli nieco upraszczając: jeśli nie zatrzymujemy wody deszczowej, to ona nam ucieka w kierunku Bałtyku, natomiast w przypadku, gdy to robimy, woda wsiąka i przynajmniej część z niej może wrócić do zasobów podziemnych?
Tak. Jeżeli jest zapewniony tak zwany krajobraz retencyjny, to w dobrym układzie nawet 50 proc. wody może wsiąkać i odtwarzać te zasoby. Im jednak teren jest bardziej przekształcony, tym mniejsza jest ilość tego, co wsiąka. Dobry przykład to działanie kopalni odkrywkowych na Pojezierzu Gnieźnieńskim. Odpompowywanie wody podziemnej nie jest równoważone odpowiednią ilością wody wsiąkającej, co prowadzi do ściągnięcia wody z terenu i wysychania jezior. Tak samo dzieje się w przypadku ujęć wodociągowych, tylko, że jest to bardziej rozłożone w czasie. Naszemu pokoleniu może tej wody wystarczyć, ale kolejne mogą mieć problem. Albo będą musieli kopać głębiej, albo zastanawiać się nad innymi źródłami wody pitnej.
Czytaj także: Czeka nas susza najgorsza od 50 lat? “Rośliny nie mają wilgoci na start”
Co w takim razie każdy z nas może zrobić, żeby zatrzymywać wodę?
Najlepiej jest zatrzymywać wodę jak najbliżej miejsca, w którym się pojawiła. Jeżeli mamy dom, to wody z rynien nie odprowadzajmy do kanalizacji. Ją można zatrzymywać. Możemy albo ją rozsądnie rozprowadzać po działce, tak by wsiąkała, albo gromadzić w jakimś zbiorniku i później wykorzystywać ją do podlewania roślin. Wtedy zarządzamy wodą racjonalnie i nie zużywamy zasobów podziemnych na coś, co możemy zrobić dzięki deszczówce.
Natomiast jeśli chodzi o miasta, mogą być wdrażane rozwiązania tzw. błękitno-zielonej infrastruktury , czyli czegoś, co zyskuje obecnie na popularności także w Polsce. Chodzi przede wszystkim o to, by woda z miejsc przekształconych (dachów, chodników, itd.) była retencjonowana w terenach zielonych. W mieście trudniej jest zatrzymywać wodę tam, gdzie się pojawiła, jednak powinniśmy się starać retencjonować ją jak najbliżej.
W przypadku rolnictwa ważna jest z kolei kwestia rowów melioracyjnych, nastawionych dziś na odprowadzenie wody. Trzeba odtworzyć system zastawek, by w przypadku opadów można było je zamknąć i zatrzymać wodę w rowach. Wtedy z jednej strony zyskujemy zasób do podlewania, z drugiej natomiast podnosi się lokalnie poziom wód gruntowych, ponieważ rowy nie ściągają wody z terenu. Woda przy zamkniętych zastawkach zostanie także w glebie, dzięki czemu spowolnione jest wysychanie.
Jest to tak zwana rozproszona retencja, która jest kluczowa w przeciwdziałaniu suszy. Należy jednak pamiętać, że choć susza jest zjawiskiem naturalnym, które się zdarza i będzie zdarzać, to ze względu na zmiany klimatu jest to problem coraz intensywniejszy i coraz częstszy. Oprócz zatrzymywania wody powinniśmy też przeciwdziałać zmianom klimatu, spowodowanym przez człowieka, a więc ograniczać emisje gazów cieplarnianych.
Najczęściej mówimy o retencji latem, gdy problem suszy już nas bezpośrednio dotyka. Jeśli jednak dobrze rozumiem, powinniśmy myśleć o zatrzymywaniu wody długofalowo (w ciągu roku), a nie tylko wtedy, gdy problem nadchodzi?
Z suszą i ze zmianami klimatu jest podobny problem: są to zjawiska, które gdzieś tam powoli się rozwijają i kiedy już odczuwamy ich efekty, to jest za późno, by ten problem rozwiązać. Przy powodzi na przykład jest inaczej: nawet jeśli woda nam się gdzieś jednego roku rozleje, to możemy w miarę szybko podjąć działania, inwestycje, by w kolejnych latach powodzi w tym miejscu nie było. Ponieważ susza i zmiany klimatu są rozciągnięte w czasie, to już teraz musimy podejmować działania, by w dalszej przyszłości ograniczyć ich skutki.
_
* Dr Sebastian Szklarek jest ekspertem ds. ochrony zasobów wodnych przed zanieczyszczeniami, gospodarowania zasobami wodnymi, monitoringu jakości wód powierzchniowych i podziemnych oraz ekohydrologii i ekologii wód. Jest autorem bloga „Świat Wody„.
Zdjęcie: Shutterstock/Astrid Gast