– Piekło to inni ludzie z dmuchawami do liści – tak David Dudley zaczął tekst w portalu CityLab. W wielu miejscach w USA, lobbuje się za tym, by wyposażone w dwusuwowe silniki dmuchawy do liści, zostały zakazane. I że są takie, gdzie zakaz sprzedawania oraz używania tego sprzętu, niedługo wejdzie w życie. Oraz takie, gdzie taki zakaz już obowiązuje.
Tekst zatytułowano „Diabelska suszarka”.
Powody, dla których wielu Amerykanów zaczęło walczyć z dmuchawami są dwa. Pierwszym jest hałas. Drugim niezwykle wysoki poziom zanieczyszczeń, który emitują dwusuwowe silniki. – Najprostsze porównanie jest takie: dmuchawa do liści działająca przez 30 minut, to większa emisja niż przejechanie 3800 mil półciężarówką F-150 – pisał James Fallows, znany korespondent „The Atlantic”, który zorganizował akcję „Groza dmuchaw”. Akcję, która doprowadziła do tego, że od 2022 roku w District Columbia nie będzie można ich sprzedawać i używać.
Dmuchawy do liści, a Ford Raptor
Wysoki poziom zanieczyszczeń wynika z tego, że większość silników stosowanych w tym sprzęcie to dwusuwy. A nich spala się paliwo wymieszane z olejem. To powoduje, że do powietrza uwalnia się spora część tablicy Mendelejewa. Spaliny zawierają duże ilości tlenku węgla, tlenków azotu, węglowodorów aromatycznych.
Jak duże? Na to pytanie odpowiedział test przeprowadzony przez firmę Edmunds, w którym porównano dwusuwową dmuchawę z dwoma samochodami. Jednym z nich był malutki Fiat 500. Drugim potężny Ford F-150 Raptor. Dmuchawy wypadły gorzej od samochodu miejskiego. Następnie porównano emisje z Fordem. Wtedy okazało się, że emitują 23 razy więcej tlenku węgla oraz ponad 300 razy więcej rakotwórczych węglowodorów aromatycznych. Dodatkowo rozdmuchują pył leżący na ziemi, chodnikach i ulicach. To powoduje ryzyko zdrowotne dla wszystkich w okolicy, ale – podkreślał CityLab – największe zagrożenie dotyczy tych, którzy są operatorami tych dmuchaw. Zwłaszcza, kiedy nie jest tak, że używają ich raz na jakiś czas do wysprzątania swojego ogródka i zrobienia na złość sąsiadom, ale pracują z nimi zawodowo.
Ciekawostką jest tutaj jeszcze to, że podobne silniki są także w kosiarkach. W 2001 roku Roger Westerholm ze sztokholmskiego uniwersytetu przeprowadził badanie, w którym porównał emisje zanieczyszczeń z koszenia oraz podróży samochodem. Okazało się, że godzina spędzona na tej pierwszej aktywności odpowiada 100-milowej przejażdżce autem.
Czytaj również: Masowe wymieranie szybsze, niż sądzono
Coraz bardziej nieznośni hałas
Drugim powodem, często bardziej odczuwalnym, dla którego wielu Amerykanów poszło na wojnę z dmuchawami, a mało kto je lubi, jest generowany przez nie hałas. Zanieczyszczenie hałasem to sprawa, którą podnosi się coraz częściej. Zorientowano się, że ten – zwłaszcza w miastach – jest bardzo szkodliwy dla zdrowia, a da się go dość łatwo ograniczać, więc nie trzeba tego znosić biernie. W przypadku dmuchaw generowany hałas potrafi przekraczać 100 decybeli. Jego norma w przypadku długotrwałego narażenia – chodzi o poziom, który jako tako tolerujemy – wyznaczona przez Światową Organizację Zdrowia to 67 do 70 decybeli. Kiedy przez dłuższy czas jest głośniej, reagujemy rozstrojem nerwowym.
Z tych dwóch powodów przybywa miejsc, w których obowiązują zakazy. Jednak, jak zawsze, nie wszystkim się to podoba. – Ich przeciwnicy argumentują, że zakazanie dmuchaw spowoduje, że porządkowanie liści stanie się żmudne oraz niezwykle kosztowne. Niemożność poradzenia sobie z nim spowoduje, że trawniki nie będą atrakcyjne i spadną ceny domów – a być może też koniec zachodniej cywilizacji – komentował toczącą się wokół zakazów rozmowę „Washington Post”.
Czytaj również: Zostawienie opadłych liści oznacza wiele korzyści
Fot. Fotolia.