Postawił w Zakopanem antysmogowy dom. „Od wiosny do jesieni budynek jest energetycznie samowystarczalny”

Podziel się:
Dom pasywny Zakopane

Podczas stawiania domu budowlańcy twierdzili, że zaraz porwie go halny, a „właściciel to chyba zwariował”. Sąsiedzi zaskoczeni, bo na zarośniętej działce w kilka dni pojawiła się drewniana konstrukcja, początkowo o dość nietypowym wyglądzie. Turyści, którzy tu mieszkają, proszeni są o nieotwieranie okien, a za każdym razem gdy to zrobią, właściciel dostaje powiadomienie. Na ten sam telefon, na którym ma pogląd zużycia i poboru energii.

Ekologiczny domek antysmogowy Tatra Green House to ewenement na mapie Zakopanego, a to nie jest artykuł sponsorowany.

Antysmogowy, czyli jaki?

Jadę zakopianką, widok za oknem stanowią głównie reklamy, bo małopolska znika za szaro-białą smugą, która może być mgłą, a może być smogiem. Od progu miasta taki korek, że pozwalające go uniknąć “skręć w lewo” przynosi ulgę. Jak chcę uciekać zimą od smogu w góry, to raczej nie do Zakopanego – właśnie przez takie obrazki.

Jeśli moje myślenie o Podhalu jest krzywdzące, to tym razem jadę  zobaczyć coś, co ma je trochę zmienić. 

“Sektor budownictwa mieszkaniowego jest największym konsumentem energii. Wciąż większym niż transport, przemysł i handel. Jeśli mówimy o strukturze smogu, to tzw. niska emisja, czyli spaliny pochodzące z kotłów i pieców domowych, mają w nim około 50 proc. udziału. Mimo to technologie energooszczędne są często pomijane w debacie o czystości powietrza”mówił na łamach Smoglab dr hab. inż. arch. Marcin Furtak z Politechniki Krakowskiej.

Wie o tym Bartłomiej Zubek i dlatego rok temu zbudował w swoim rodzinnym mieście Tatra Green House – reklamujący się jako antysmogowy domek dla turystów.  Antysmogowy, bo nie wypuszcza żadnego dymu na zewnątrz, ani nie wpuszcza żadnych zanieczyszczeń z zewnątrz. Jako obiekt komercyjny ma też być elementem kampanii edukacyjnej. Właściciel chce pokazywać innym, że budownictwo energooszczędne to nie jakiś wymysł, a realna opcja do życia lub prowadzenia biznesu.

Dom drewniany, ze strzelistym dachem, ładny, ale akurat nie wygląd jest tutaj najważniejszy. Jego serce znajduje się w pomieszczeniu liczącym jakieś 2,5 mkw. Mieszczą się w nim urządzenia pozyskujące energię odnawialną i dbające o racjonalne zarządzanie energią.  Ogrzewanie budynku zimą, chłodzenie pomieszczeń latem oraz przygotowanie ciepłej wody zapewniają wyłącznie pompy ciepła. Dostarczają one na tyle wystarczającą ilość energii, że grzejniki elektryczne zamontowano tylko na wypadek sytuacji awaryjnych lub ekstremalnie niskich temperatur. Ciepło jest odzyskiwane dzięki rekuperatorowi, zanim zużyte powietrze opuści budynek. Podobnie jest z ciepłem ze ścieków – podczas używania prysznica rekuperator ściekowy odzyskuje energię cieplną zanim ścieki popłyną do kanalizacji.

Zużyte powietrze wywiewane jest z kuchni i łazienki i dopiero po odzyskaniu z niego ciepła usuwane jest na zewnątrz. Z kolei świeże powietrze, po usunięciu przez filtry zanieczyszczeń i zapachów, trafia bezpośrednio do salonu i sypialni. Dodatkowo w zimie powietrze w budynku jest nawilżane automatycznym nawilżaczem. Na telefonie lub w komputerze mamy wykresy odnośnie działania systemu, możemy je w razie potrzeby analizować i korygować pracę urządzeń – wyjaśnia Zubek.

Urządzenia zasila elektrownia słoneczna umieszczona na dachu.

Po roku funkcjonowania widzimy, że jest niewiele dni w roku, w których dom “działa” wyłącznie na prądzie sieciowym. Od wiosny do jesieni budynek jest właściwie energetycznie samowystarczalny. W przyszłości chcemy doprowadzić go do całkowitego uniezależnienia się od energii z sieci krajowej. Potrzebny jest magazyn energii i agregat prądotwórczy na olej roślinny albo urządzenia nowszej generacji działające w oparciu o wodór. Niestety, na razie cena urządzeń jest za wysoka na nasze możliwości – dodaje.

System wentylacji mechanicznej z odzyskiem ciepła i nawiewy powietrza montował sam ze szwagrem. Uruchomienie pomp ciepła wykonywali fachowcy z branży. Cztery otwory, przez które powietrze wylatuje i wlatuje wystarczą, żeby zapewnić komfortowe warunki w budynku, nie używając żadnych palenisk, pieców, kotłów, czy nawet centralnego ogrzewania. Konstrukcja też jest ważna: drewniana i wypełniona styropianem sama stanowi izolację, chociaż bardzo lekka. Przeżyła już niejeden halny, z którym budowlańcy wiązali jej szybkie zniszczenie.

Poza pomieszczeniem technicznym istotne urządzenia znajdują się też w innych miejscach, chociaż ich nie widzimy. W łazience na przykład, mieści się rekuperator odzyskujący energię ze ścieków oraz czujniki temperatury i wilgotności. Czujniki otwarcia okien i drzwi oraz czujniki temperatury znajdują się również we wszystkich pomieszczeniach, dzięki czemu można wyłączać ogrzewanie lub klimatyzację w przypadku pozostawionych otwartych okien. Czujniki podłączone są do centrali BMS i do rejestratora, który co minutę zapisuje dane pomiarowe – dzięki temu można bardzo precyzyjnie sterować zużyciem energii lub analizować na wykresach zgromadzone dane. Dom jest zatem w pewnym sensie „laboratorium” pracującym w rzeczywistych warunkach.

Wiosną przy domku powstanie stacja ładowania samochodów elektrycznych, a latem zostanie zamontowany zbiornik podziemny na wodę deszczową, która posłuży do podlewania ogrodu oraz do spłukiwania toalet – takie rozwiązanie jest zgodne z polskimi przepisami, ale wymaga uzgodnienia ze spółką wodociągowo-kanalizacyjną i zamontowania dodatkowego wodomierza.

Objazd po Polsce

Bartłomiej Zubek mieszka w ponad stu dwudziestoletnim domu w Zakopanem, kiedyś przez lata ogrzewanym piecami węglowymi, później ekogroszkiem i drewnem. Któregoś wieczora jeden z członków rodziny zapomniał domknąć zasobnik. W nocy z kotła ulotnił się taki dym, że gdyby nie szybka reakcja, wszyscy domownicy mogliby się zatruć spalinami. Jest inżynierem z wykształcenia, więc już wcześniej przymierzał się do wymiany ogrzewania, ale to był impuls ostateczny. W 2015 roku zamontował w zabytkowym domu pompę ciepła i fotowoltaikę.

Spędzałem masę czasu w tej kotłowni, szczególnie wiosną i jesienią, gdy paliło się niemal codziennie drewnem. Dym unosił się na całą okolicę. Przykry widok i wstyd. Dobrze, że to się zakończyło i że bez ofiar śmiertelnych – wspomina.

Wymarzył sobie wtedy, że na rodzinnej działce będzie promował współczesne budownictwo energooszczędne. Kilka lat jeździł po Polsce, żeby obserwować takie projekty, rozmawiać z ich konstruktorami. Trafił m.in. do autonomicznego domu w Podzamczu koło Chęcin. Kontakt z przyrodą ma od zawsze. Wychowywał się przy lesie, który widać z antysmogowego domu. Od siedmiu lat pracuje w Tatrzańskim Parku Narodowym jako specjalista do spraw ochrony środowiska.

Na rodzinnej działce powstanie jeszcze tylko jeden dom. – Od dziecka żyłem na otwartej przestrzeni, więc przyroda odcisnęła na mnie piętno, żeby tu nie wpakować kilku domów obok siebie na siłę, jak to się dzieje zwykle na Podhalu, tylko utrzymać maksymalnie naturalny ekosystem. I dlatego łąkę kosimy maksymalnie dwa razy do roku. Tu ma być przestrzeń do życia, jaką pamiętam z dzieciństwa, miejsce dla polnych kwiatów, motyli, wiewiórek oraz drzew i krzewów owocowych – wspomina.

Czujniki wszystko wiedzą

Tak działający system powoduje, że domu nie powinno się wietrzyć otwierając okna – po pierwsze, żeby nie marnować energii; po drugie, żeby nie wpuszczać do środka pyłów. Dzięki działającym tu czujnikom pan Bartłomiej dostaje powiadomienie na telefon, gdy goście otwierają okna lub gdy temperatury w pomieszczeniach zbliżają się do progów alarmowych. Na bieżąco rejestrowany jest również przepływ energii na inteligentnym liczniku, dzięki któremu wiadomo, ile energii produkuje fotowoltaika, ile zużywają urządzenia domowe i ile energii jest pobierane z sieci lub oddawane do niej w formie nadwyżki.

Co jeśli turyści chcą przewietrzyć dom? Muszą włączyć okap kuchenny, gdzie zlokalizowany jest czujnik centrali wentylacyjnej odpowiedzialny za przewietrzanie. Temperatura nie stanowi problemu, bo ogrzewaniem i chłodzeniem mogą sterować za pomocą jednego dotykowego panelu umieszczonego w salonie. O tym, jak i dlaczego funkcjonuje budynek, dowiadują się po wejściu do niego, z naściennego tabletu.

To nie jest tak, że dostaję powiadomienie na telefon i nadciągam tutaj z włączonym kogutem na dachu i upominam ludzi – śmieje się. – Jeśli mogę to po prostu daję gościom podpowiedzi, dla ich dobra, bo większość osób nie zdaje sobie sprawy z różnic pomiędzy przebywaniem w zwykłym domu i w domu energooszczędnym. Zresztą, jeśli komuś zależy na odpowiednim mikroklimacie, docenia te zasady. Zdarzali się klienci przypadkowi, którzy zostawiali otwarte okna i na górze było 26 stopni, a na dole 18… Większość jednak docenia, że tak dobrze się tu oddycha i śpi w nocy, zwłaszcza gdy ma np. porównanie z mieszkania w bloku, gdzie nie ma filtracji powietrza – mówi.

Oczyszczanie powietrza to obok energooszczędnych rozwiązań podstawa antysmogowego projektu. Idziemy na balkon, gdzie w ścianie ukryty jest zestaw filtracyjny, przez który przechodzi powietrze zanim dostanie się do środka (filtr zamontowany jesienią jest już niemal cały czarny). W pierwszej kasecie znajduje się filtr dokładny zatrzymujący pyły zawieszone, a w drugiej węgiel aktywny zatrzymujący zapachy. Cały zestaw filtracyjny kosztował około tysiąca złotych, wymiana filtrów to 500 zł na rok. Jak wylicza nasz rozmówca, taką kwotę przeciętny mieszkaniec naszego kraju wydaje miesięcznie bez zbędnego namysłu np. na papierosy.

Bez dokładnej filtracji powietrza taka instalacja mogłaby wręcz zaszkodzić, bo zabiera zanieczyszczenia z zewnątrz ze sobą i wtłacza je do budynku. To często popełniany błąd przy budowie nowych domów: ludzie decydują się na montaż najnowszych technologii powietrznych, ale zapominają, żeby to powietrze jak najdokładniej oczyścić – podkreśla Zubek.

Filtry kupuje w Nowym Targu, dom wystylizował zakopiański architekt, a wykonała go stolarnia z Dzianisza. Biznes ma być jak najbardziej lokalny.

Najpierw u siebie, potem w parku

Wymiana systemów grzewczych i fotowoltaika to też tematy, którymi zajmuje się jako pracownik TPN. – Stworzyłem sobie możliwość, żeby te rozwiązania przetestować najpierw u siebie, wyciągnąć wnioski i wykorzystać doświadczenia do działań w parku. Dzięki temu unikam eksperymentowania na publicznych pieniądzach – zaznacza Zubek.

Jesienią zeszłego roku w Centrum Edukacji Przyrodniczej zamontowano elektrownię fotowoltaiczną. TPN wymienił też trzy systemy grzewcze: w Dolinie Chochołowskiej, na Hali Gąsienicowej, w Morskim Oku. – Chochołowska zamknęła już rok pracy i wszyscy są zadowoleni. Leśniczowie doceniają, że nie muszą  obsługiwać kotłowni, a turyści nie muszą już patrzeć, jak dym się snuje wzdłuż doliny – mówi.

W leśniczówce przy Morskim Oku działa pompa ciepła powietrze-woda, a na Hali Gąsienicowej system bezpośredni, czyli pompa ciepła powietrze-powietrze, którą można zdalnie sterować za pomocą aplikacji zainstalowanej w telefonie. Podgląd temperatur pracy pomp ciepła oraz zużycia energii jest również możliwy z komputera służbowego i z telefonu, dzięki czemu urządzenia są na bieżąco monitorowane, a ponadto można analizować zarejestrowane dane i optymalizować ich pracę. Plan jest taki, żeby zmodernizować obiekty należące do parku, a później wszystkie na jego terenie, jeśli PTTK wyrazi taką wolę. TPN nie chce zmuszać innych do zmian, dopóki nie uporządkuje własnego podwórka.

Pytam, czy świadomość turystów na temat ekologii wzrasta.

– Ludzie patrzą na siebie nawzajem na szlakach, dzięki czemu jest mniej śmieci, bo się wzajemnie upominają. Wprowadzamy darmowe zdroje wody pitnej, z których korzystają, zamiast kupować i wyrzucać plastikowe butelki. Ale oczywiście turyści są różni, co widzę też tutaj po segregacji odpadów, a raczej jej braku – ocenia.

Zmienić kierunek myślenia

Jak wylicza nasz rozmówca, inwestycja w ekologiczny domek  była droższa o jakieś 20 procent, ale w przeciwieństwie do realiów klasycznego budownictwa, nie generuje wysokich kosztów utrzymania później, przez wiele lat. Ale nie o koszty tu przede wszystkim chodzi, ale o korzyści zdrowotne i wolny czas uzyskany dzięki bezobsługowej pracy urządzeń.

Dotację otrzymał tylko na fotowoltaikę (pięć z 20 tysięcy). – Ciężko uzyskać dofinansowanie na resztę rozwiązań, bo trudno je wpisać w ramy formalne. Gdy czytaliśmy dostępne programy, nie wiedzieliśmy, jak wyliczyć  współczynniki, żeby spełnić wymagania. Później taka inwestycja musi być nadzorowana na etapie budowy, co też powoduje utrudnienia organizacyjne, na które firmy budowlane nie mają czasu – wyjaśnia. – To jednak nie powinno zniechęcać do budownictwa energooszczędnego. Gdyby porównać ceny pomp ciepła, kosztem przyłącza instalacji gazowej czy kotłowni i tak oszczędza się pieniądze.

Najwięcej czasu przy budowie zajął nie montaż technologii, a dopracowanie detali architektonicznych. Część wystroju powstało ze ścinek, pozostałych po stopniach schodów. Zamiast je wykorzystać na opał, pan Bartłomiej je wysuszył, wyszlifował i sam stworzył z nich lampy, półki oraz szafki nocne. Kolejna oszczędność. 

Ile w tym idei, a ile zysku? – pytam na koniec.

Bartłomiej Zubek odpowiada: – Od początku mieliśmy cel edukacyjny, a rozwiązania energooszczędne i wykorzystanie dostępnych materiałów „z odzysku” stały się naszym hobby. Gdyby chodziło nam o zysk, to postawilibyśmy typowy drewniany domek i też by zarabiał w takim mieście jak Zakopane. Ale chcieliśmy zrobić coś, co ma znaczenie dla przyszłości.

I dodaje:  – Budowlańcy łapali się za głowę, a potem sami zobaczyli, jakie to wygodne, bezobsługowe, niegenerujące kosztów rozwiązania. Na rynku mamy doświadczone firmy, które od lat projektują takie domy. Wystarczy zmienić swój kierunek myślenia. 

Podziel się: