Degradacja środowiska naturalnego, wymieranie gatunków, ogromne emisje dwutlenku węgla do atmosfery. To skutki masowego osuszania torfowisk i wydobywania torfu na rzecz rolnictwa i ogrodnictwa. Jeśli z nim nie skończymy, nie będzie szans na zatrzymanie klimatycznej katastrofy – mówi Wiktor Kotowski z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Jak dodaje, wiele krajów potrzebuje pilnego planu na odtworzenie ich naturalnego, bagiennego stanu.
Dlaczego powierzchnia bagien się kurczy?
Głównym powodem jest odwadnianie – przede wszystkim na potrzeby rolnictwa, które odpowiada za połowę odwodnionych obszarów bagiennych, po drugie na potrzeby upraw leśnych. Trzeci powód to wydobycie torfu – obecnie również głównie na potrzeby produkcji żywności, czyli szklarniowego przemysłu ogrodniczego. Inne powody to rozwój infrastruktury, urbanizacja, oraz bezpośrednie efekty zmian klimatu.
A kiedy to się zaczęło?
Pierwsze udokumentowane melioracje torfowisk są z czasów Cesarstwa Rzymskiego. Holandia rozpoczęła regularne odwadnianie bagien we wczesnym średniowieczu – na początku za pomocą rowów, którymi woda spływała do rzek, a potem, gdy osiadające torfowiska znalazły się na poziomie rzeki – Holendrzy wynaleźli poldery, czyli obwałowane obszary torfowisk, z których wodę wypompowywano wiatrakami, a od czasów rewolucji przemysłowej – pompami parowymi, spalinowymi i elektrycznymi. W efekcie utleniania się torfu odwadniane przez kilkaset lat torfowiska obniżyły się o kilka metrów poniżej poziomu morza. Jeszcze w średniowieczu holenderskie know-how zaczęło rozchodzić się po Europie. Na terenach Polski osuszanie bagien zaczęli w XIV wieku na Żuławach właśnie osadnicy holenderscy, a począwszy od XVII wieku melioracje zaczęły postępować wzdłuż dolin rzecznych – Wisły czy Noteci. W XIX wieku intensywnie osuszano bagna w zaborze pruskim, a prawdziwy boom na melioracje nastąpił w czasach PRL-u.
W Polsce straciliśmy w ten sposób około 85% bagien, a w wielu krajach Europy Zachodniej jeszcze więcej – np. w Niemczech zaledwie 2% torfowisk to wciąż bagna – pozostałe osuszono.
Rozumiem, że osuszanie to sposób na szybkie pozyskanie bardzo dużego i żyznego terenu.
Na początku chodziło zapewne o ułatwienie wykaszania. W pierwotnym krajobrazie Europy w klimacie umiarkowanym torfowiska były jedynym nieleśnym terenem – poza górami, więc były powszechnie wykorzystywane do wypasu i pozyskania siana. Osuszenie pozwalało na łatwiejszy dostęp, ale również na wyższe plony i lepszą jakość paszy. Po osuszeniu, w warunkach dostępu do tlenu torf zaczyna się mineralizować, a tym samym uwalniać azot i fosfor w formie przyswajalnej dla roślin. Dlatego torfowiska są bardzo żyznymi terenami, ale na dość krótki okres. To najwyżej kilka dekad. Potem często rolnicy je opuszczają, bo uprawa przestaje się opłacać z powodu znacznej degradacji gleby torfowej.
Czyli zostawiają po sobie spaloną ziemię?
To jest dobre porównanie. Torf dosłownie się spala – tylko mikrobiologicznie. Z procesów spalania pochodzą azotany i fosforany, ale i dwutlenek węgla, który jest emitowany z torfowisk do atmosfery. To są duże ilości CO2 – od kilku do kilkudziesięciu ton na hektar. Głęboko odwodnione łąki na torfie, których w Polsce mamy kilkaset tysięcy hektarów, dają emisje rzędu 15-20 ton CO2 na hektar na rok. Jeszcze większe emisje notujemy w tropikach – im wyższa temperatura, tym szybsza mineralizacja.
W Azji Południowo-Wschodniej torfowiska odwadnia się na potrzeby uprawy palmy olejowej. Emitują one 50-60 ton CO2 na rok. Dokładają się do tego też katastrofalne pożary torfowisk.
Ale osuszanie dla celów rolniczych to nie wszystko. Wydobywa się też torf. Po co?
Kiedyś głównie dla celów energetycznych, czyli dla spalania w piecach, elektrowniach i elektrociepłowniach. Znajdują się one wciąż między innymi w Irlandii, która już się z tego wycofuje, Finlandii, Białorusi. Ale od kilkudziesięciu lat torf wykorzystuje się przede wszystkim w przemyśle ogrodniczym – do upraw warzyw i innych roślin w szklarniach i szkółkach ogrodniczych. Prawie całe podłoże w wielkoskalowych, przemysłowych uprawach stanowi właśnie torf.
Kupując świeże warzywa w supermarkecie przyczyniamy się więc do niszczenia torfowisk, a przez to – do ocieplenia klimatu.
Zresztą torf można też kupić w supermarkecie, do przydomowego ogródka.
To nie jest aż tak duży udział w wydobyciu, ale to też ważny sektor, w którym torf powinien zostać zastąpiony kompostem. Zmiana w przyzwyczajeniach osób, które zajmują się ogrodnictwem hobbystycznie, może pomóc w upowszechnieniu się świadomości problemu. Kupując torfowe podłoże w marketach niszczymy bagna, i trzeba o tym głośno mówić.
To koszty przyrodnicze – niszczenie ekosystemu z zamieszkującymi go gatunkami – i środowiskowe – emisja dwutlenku węgla. Nie tylko z wydobytego torfu, ale też z osuszonego w celu wydobycia torfowiska oraz wskutek transportu torfu z miejsca wydobycia do sklepu.
Ile da się zaoszczędzić emisji CO2 dzięki ponownemu nawodnieniu torfowiska?
Torfowisko naturalne, czyli w stanie bagiennym, absorbuje dwutlenek węgla, którego część jest odkładana właśnie w torfie. Choć to bardzo powolny proces – około milimetra przyrostu torfowiska na rok, to w długiej perspektywie czasowej torfowiska schładzają klimat zatrzymując węgiel, który w innym przypadku krążyłby w środowisku (w krótszym „oknie czasowym” są neutralne dla klimatu, bo oddają część węgla w formie metanu). Po ich odwodnieniu sytuacja się zmienia, stają się one emitorami CO2 do atmosfery. W skali świata odpowiada to około pięciu procentom emisji ze spalania paliw kopalnych.
Może to mniej niż w przypadku transportu czy energetyki, ale wciąż mówimy o ogromnych ilościach.
Około dwóch gigaton CO2 rocznie w skali świata. Można to powstrzymać przez ponowne nawodnienie. Wtedy torf, znów w warunkach bagiennych, przestaje produkować dwutlenek węgla. Wydobywa się z niego wprawdzie metan, na początku w nieco większych ilościach, ale wkrótce bilans emisji gazów cieplarnianych znów wynosi około zera. Torfowisko w stanie bagiennym pełni rolę ogromnego rezerwuaru węgla, który nie wydostaje się do atmosfery. W skali globalnej w torfowiskach jest go dwa razy więcej niż w biomasie wszystkich lasów świata – choć bagna zajmują tylko trzy procent lądów, a lasy – trzydzieści. Na tych trzech procentach globu skoncentrowana jest jedna trzecia całego glebowego węgla organicznego świata.
Czy któryś kraj może być tu wzorem do naśladowania w sprawie ponownego nawadniania? Przypuszczam, że Polska nie musi być tu prymusem. Podobno liderem w ponownym nawadnianiu torfowisk jest Białoruś.
Białoruś nie jest dobrym przykładem. Z jednej strony nawadniają swoje osuszone torfowiska, z drugiej – masowo niszczą kolejne. Mają elektrownie na torf, produkują brykiety torfowe do palenia w piecach. Degradacja zachodzi tam szybko również dlatego, że jeszcze mają co niszczyć. Na terenie tego kraju nadal znajdują się ogromne obszary pierwotnych torfowisk. Bardzo aktywni w zakresie ochrony i naprawy torfowisk są Niemcy – tam opracowuje się metody restytucji i instrumenty prawne umożliwiające nawadnianie osuszonych mokradeł. Wcześniej zniszczyli oni jednak praktycznie wszystkie swoje torfowiska – pod uprawę zbóż lub ziemniaków. Emisje są w tym przypadku ogromne, rzędu kilkudziesięciu ton CO2 na hektar rocznie. Coroczna orka dobrze dotlenia glebę, co wzmaga mineralizację i uwalnianie dwutlenku węgla.
Torfowiska chyba dopiero przebijają się w główny nurt debaty o zmianach klimatycznych. Nie słyszy się o nich tak często, jak w przypadku emisji z transportu czy przemysłu.
Ta świadomość szybko rośnie, ale jest niewystarczająca. Świadomość decydentów i społeczeństwa zależy od tego, ile kłopotów z torfowiskami jest w danym kraju. Najwięcej mówi się o tym w Indonezji, gdzie ich pożary wywoływały lokalne katastrofy związane ze smogiem i ogromnymi emisjami szkodliwych substancji. Pożary wybuchały między innymi przez odwadnianie bagien pod (nieudane) uprawy ryżu, a później ogromne plantacje palmy olejowej na wysuszonych torfowiskach. Właściciele dbają o sam teren uprawy, ale płoną odwodnione tereny dookoła uwalniając do atmosfery ogromne ilości dwutlenku węgla. Dzienne emisje CO2 z płonących torfowisk Indonezji nieraz przekraczały emisje całej gospodarki w USA.
Warto pamiętać, że jesteśmy temu poniekąd winni tej katastrofie akceptując i kupując olej palmowy w wielu produktach kosmetycznych, spożywczych, a nawet i biopaliwach. Poza pogłębianiem zmiany klimatu, niszczenie lasów bagiennych Borneo czy Sumatry pociąga za sobą wymieranie ogromnej liczby gatunków – w tym orangutanów, najbardziej zagrożonego przedstawiciela naczelnych.
Ratunku można szukać w systemie certyfikowania bardziej zrównoważonej produkcji palm olejowych, co ma zapobiegać odwadnianiu kolejnych obszarów oraz w „naprawie” zdegradowanych torfowisk. Po dwudziestu latach niszczenia bagien Indonezja rozpoczęła niedawno największy na świecie projekt restytucji torfowisk, który ma objąć dwa miliony hektarów. Choć brzmi to imponująco, to wciąż dalece niewystarczająca skala.
A w Europie?
W Europie podobne projekty, choć wciąż w mniejszej skali, są w Niemczech, Holandii czy wspomnianej Białorusi. Ale musimy szybko zwiększyć skalę restytucji obszarów bagiennych.
Nie mamy innego wyjścia. Sektor rolniczy, podobnie jak reszta gospodarki, powinien wedle Porozumienia Paryskiego zredukować emisje do zera do 2050 roku. Nie da się tego osiągnąć bez nawadniania osuszonych torfowisk.
Przy czym niekoniecznie oznacza to całkowitą rezygnację z upraw. Ponownie nawodnione torfowiska można nadal użytkować rolniczo – nazywa się to rolnictwem bagiennym albo paludikulturą. Obszar po restytucji jest bardzo żyzny. Można to wykorzystać uprawiając na przykład trzcinę, pałkę wodną czy olszę. Biomasę z roślin wykorzystuje się do spalania czy w produkcji biogazu, ale i w bardziej innowacyjny sposób. Pałka wodna ma niesamowite właściwości izolacyjne i cieplne, można ją wykorzystywać w budownictwie. Jest ona odporna na wodę i na ogień, termicznie jest lepsza od styropianu. To na razie nisza rynkowa, ale coraz więcej firm zajmuje się wykorzystaniem produktów rolnictwa bagiennego w Niemczech, Austrii i Holandii.
A jak wypada na tym tle Polska?
Problemem jest rozdrobnienie własnościowe. Obszary, które można nawodnić, zazwyczaj znajdują się na wielu działkach należących do różnych właścicieli. Dlatego restytucja torfowisk okazuje się u nas bardzo trudna logistyczne. Pomóc mogłyby odpowiednie subsydia i mądra polityka rolna, która powodowałaby, że użytkowanie odwodnionych torfowisk przestałoby się opłacać.
Należałoby się wycofać z dotowania upraw na osuszonych mokradłach, a za to dotować ich nawadnianie. A ograniczenie emisji CO2 to nie jedyne zyski z takiego działania. Na przykład mokradła i torfowiska nadrzeczne tworzą rodzaj stref buforowej oczyszczającej wodę z nawozów spływających z obszarów rolniczych.
Rośliny bagienne i żyjące tam mikroorganizmy „odfiltrowują” azotany i fosforany. Nad większością rzek takie obszary zniszczyliśmy, pozbawiając rzeki najważniejszego mechanizmu oczyszczania wody. W efekcie zanieczyszczenia dostają się do morza, wywołując zakwity sinic. Odtwarzane obszary bagienne przy rzekach również można wykorzystać w rolnictwie bagiennym – to wizja nowego modelu przyjaznej przyrodzie gospodarki w dolinach rzecznych.
Ale to pewnie musi kosztować?
Tak, potrzebujemy środków prawnych i finansowych. Zrobiła to na przykład Dania, inwestując ogromne środki w restytucję przyrodniczą rzek i mokradeł, dzięki czemu zmniejszyła spływ azotanów i fosforanów do Bałtyku i odtworzyła populacje ryb łososiowatych – przy entuzjastycznym poparciu wędkarzy. Wyobrażam sobie, że skoro możemy pozwolić sobie na wykupywanie dużych obszarów pod budowę autostrad, to podobny mechanizm moglibyśmy stworzyć w Polsce dla naprawy funkcjonowania uregulowanych rzek i osuszonych torfowisk. To nie są ogromne i drogie działki, a możemy znacząco zredukować emisję gazów cieplarnianych, oczyści swoje rzeki i morze oraz zadba o przyszłość wielu zagrożonych wyginięciem gatunków roślin i zwierząt.
Człowiek spowodował szóste masowe wymieranie gatunków i jedynie całkowita zmiana paradygmatów w naszym podejściu do przyrody może je zatrzymać. Jeśli nie zrozumiemy, że zależymy od dobrze funkcjonujących, stabilnych ekosystemów, to zginiemy razem z nimi.
Zdjęcie: Proces wydobywania torfu. Źródło: Shutterstock