Polska będzie stała gazem, choć sama go nie ma? Wynika to z planów rządu dotyczących polityki energetycznej. Zauważa to klimatyczny think-tank Ember w swoim nowym raporcie. Zdaniem ekspertów taki scenariusz jest odklejony od europejskiej strategii dotyczącej energii i klimatu.
Analitycy już w maju tego roku zauważali, że Polska ma wyjątkowo duży apetyt na gaz. Według planów rządu w 2030 roku będziemy produkować aż 54 terawatogodzin (TWh) prądu z tego źródła rocznie. To duży skok w porównaniu z danymi z 2019 roku – wtedy udział gazu w energetyce wyniósł około 14 TWh. Wynika to z ostatecznej wersji Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku (PEP 2040). W dokumencie tym można przeczytać też o wykorzystaniu wodoru, choć niewiele jest konkretów dotyczących sposobów jego pozyskania tego paliwa. Jeśli Polska nie przyspieszy z inwestycjami w nieemisyjne źródła energii, w 2050 roku możemy być uzależnieni od dostaw gazu ziemnego z zagranicy – ostrzegają analitycy Embera.
Mimo upływu czasu i rosnących cen uprawnień do emisji CO2 (EU ETS) Polska nie zrewidowała swoich planów. Od początku 2021 roku ceny certyfikatów pozwalających na wypuszczenie tony dwutlenku do atmosfery poszły w górę prawie dwukrotnie. Wpływa to też na rynek energii produkowanych przez elektrownie gazowe.
„Koszt wytwarzania energii elektrycznej z gazu wzrósł czterokrotnie w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, powodując ogromne wzrosty cen energii i podkreślając znaczenie geopolityki w kształtowaniu cen tego paliwa. Polska płynie również pod prąd trendów w polityce klimatycznej” – zauważa Sarah Brown z Embera.
Elektrownie gazowe nieopłacalne. Ale to nie jedyne ryzyko
Dziś, według danych think-tanku Instrat, Polska dysponuje 3,2 gigawata (GW) mocy elektrowni wykorzystujących gaz ziemny. Inwestycje w to paliwo mają sprawić, że w 2030 roku wartość ta osiągnie niemal 13 GW. Stanie się tak, jeśli spełnią się wszystkie plany dotyczące przekształcenia instalacji węglowych w gazowe i budowy nowych elektrowni wykorzystujących to źródło energii. Te wyliczenia Embera wykraczają poza oficjalne rządowe plany – do tej pory zakładają one powstanie do 8,2 GW gazowych mocy. Biorąc pod uwagę takie tempo wzrostu, w ciągu dwóch kolejnych dekad wartość ta może osiągnąć nawet 15,8 GW.
Czytaj również: Jest porozumienie dla energii z morskiego wiatru. Farmy na lądzie nadal blokowane
Największe z nowych mocy gazowych mają powstać w elektrowni Dolna Odra (1,3 GW) i Kozienice (2,2 GW). Analitycy zauważają, że dla osiągnięcia neutralności klimatycznej należy je wyłączyć jeszcze przed 2050 rokiem. Przez to nie zwrócą się w zadowalającym stopniu, a więc staną się tak zwanymi „aktywami osieroconymi”. Polska zasilając swoje nowe instalacje będzie też musiała polegać na gazie z importu. Ember przestrzega przed dużą zmiennością cen paliwa z tego źródła. Pod koniec sierpnia jego średnie ceny były pięciokrotnie wyższe w stosunku do poziomu sprzed roku. To jednak nie tylko ryzyko ekonomiczne, ale i polityczne – czytamy w raporcie. Uzależnienie polskiej energetyki od cen gazu dyktowanych za granicą może być niebezpieczne.
Tak duże inwestycje w gaz nie muszą być wcale potrzebne. Pokazuje to scenariusz przedstawiony przez Instrat, zakładający odejście od węgla w energetyce do 2035 roku. Zdaniem ekspertów za dziewięć lat wystarczy nam zaledwie 6 GW mocy gazowych. Gaz może według analityków służyć jako paliwo przejściowe, a maksymalna wartość wytworzonej przez niego energii powinna wynosić 20 TWh. To o wiele mniej, niż w rządowych zapowiedziach. Taki rozwój wydarzeń zakłada jednak zwiększenie nakładów na odnawialne źródła energii.
Źródło zdjęcia: ETAJOE / Shutterstock