Ewa Narożniak: Nauka o klimacie jest dziś formą buntu. Uczniowie pokazali, co jest dla nich najważniejsze.

5717
3
Podziel się:

W obliczu strajków nauczycieli i waszej obecnej sytuacji, raczej trudno wymagać, że będziecie coś robili ponad program.

Oczywiście są cudowni nauczyciele, którzy robią więcej niż muszą, ale nie wiąże się to z lepszym wynagrodzeniem i nie można od nich tego wymagać. Poza tym, my tu rozmawiamy o własnej inicjatywie nauczyciela, pracy dla misji i wsparciu uczniów, a ciężko mówić o naprawianiu świata z systemem edukacji z XIX wieku, bo on do tego świata nie pasuje. Musimy z niego zrezygnować, bo siedzenie w ławkach szkolnych bez kontaktu wzrokowego i wkuwanie faktów, nie przystaje do współczesności. Tymczasem MSK uczy młodzież tego, czego w szkole brakuje – pracy w grupie, sprawczości, weryfikacji informacji. Część uczniów odkryła dzięki temu w sobie nowe zdolności.

Jaka jest rola dorosłego, który wspiera strajki, ale jednocześnie wie, że jego moc gdzieś się kończy?

Moja rola jest tu podwójna, bo z jednej strony jestem nauczycielką bardzo wspierającą idee MSK, ale też opiekunką roku maturzystów, którzy zaczęli aktywnie działać w ruchu. Oni muszą tę maturę zdać. Mieliśmy wiele rozmów na temat znalezienia tu jakiejś równowagi. Przyjście na strajk raz na miesiąc to jedno, ale drugie to organizacja, wejście w aktywizm. Trudno jest wspierać ich działalność, a jednocześnie przygotować porządnie do matury, ale wiem, że muszę to pogodzić, bo strajki klimatyczne kształtują ich jako ludzi – działają we wspólnocie, mają poczucie sprawczości, wykorzystują swoją energię młodości w dobrym celu i robią to znakomicie. Oczywiście mogą być całe życie aktywistami bez matury, ale to nie jest chyba dobry pomysł.

Jeśli pytasz o to trzymanie się z boku strajków, nie miałam z tym problemu. Ten ruch jest mocniejszy, gdy pozostaje uczniowski. Ale ponieważ miałam doświadczenie aktywistki w ruchu Wierzę w Białowieżę, mogłam dać im wsparcie, także psychiczne.

Psychiczne?

To nie jest łatwe, gdy masz 18 lat, jesteś w liceum, jesteś organizatorką zgromadzenia i nagle musisz rozmawiać z policją, bo pojawiają się problemy. Masz prawo być potwornie zestresowana. Pierwsze zgromadzenie miało miejsce podczas żałoby narodowej, co generowało wiele utrudnień. Komenda Policji dzwoniła do nastoletniej dziewczyny, ostrzegając, co może się wydarzyć na zgromadzeniu a co nie i jakie mogą być tego konsekwencje. W tym momencie właśnie jest potrzebne wsparcie. Na szczęście w szkole mamy też nauczyciela, który ma doświadczenia w demonstracjach i wiedzę o działalności służb porządkowych, więc mogliśmy ich tą wiedzą wspierać. Natomiast od początku do końca to jest ich ruch i jestem z nich bardzo dumna.

W kontekście kryzysu klimatycznego dużo mówi się o naszym poczuciu sprawczości. Ty uważasz, że twoi uczniowie taką mają. Na jakiej podstawie?

Zobaczyli, że mogą robić rzeczy, które kiedyś nie przyszłyby im nawet do głowy. Organizują demonstrację, która ściąga 15 tysięcy ludzi. Uczą się zupełnie nowych umiejętności. Ostatnio chłopak z MSK tłumaczył mi, jak zrobić, żeby dywan był przeciwpożarowy. Zaczęli od pojedynczych szkół, a doprowadzili do największych strajków klimatycznych w Polsce. Dorośli też je organizowali, ale to MSK potrafiło wyciągnąć ludzi na ulicę i przebić się do mediów. Pytanie, czy to, co daje im poczucie sprawczości, nie zostanie zmarnowane i zniszczone przez system.

O to mi właśnie chodzi.

Jak przypominam sobie świat przed Gretą, rok temu i widzę, jak wygląda on teraz, ile się mówi o klimacie, wydaje mi się, że młodzieżowe strajki są właśnie tą siłą, która może zmusić polityków i firmy do zmian związanych z kryzysem klimatycznym. Oczywiście, że mogą przegrać tę walkę, dramatycznie się wypalić, ale oni już wygrali. Są liczącym się ruchem, dzięki któremu świadomość społeczna jest dużo większa. Moi znajomi, którzy nigdy nie rozmawiali o globalnym ociepleniu, teraz się nim interesują. Młodzież była w stanie przebić się do szerokiej publiczności, żeby pokazać, że w ogóle jest taki problem.

I wylewa się na nich hejt.

Niestety. Najtrudniejsze są momenty, gdy wylewa się hejt na moich uczniów. Staram się chronić i nie czytam tych komentarzy, mając nadzieję, że uczniowie też tego nie robią.

Jedna z teorii, dlaczego hejt wobec młodzieżowych strajków jest tak mocny, mówi, że Greta Thunberg zabrała prawicy monopol na strach. W przypadku zmian klimatu chodzi dodatkowo o zagrożenie, które istnieje naprawdę, a nie jest wyimaginowane.

Uczniowie nie spodziewali się przed pójściem do liceum, że będą robić wielkie demonstracje dla klimatu, a czy tobie przyszło do głowy kiedykolwiek, że będziesz uczyć biologii w takim momencie historii?

Kompletnie o tym nie myślałam. To ja uczyłam się o kryzysie klimatycznym dzięki uczniom, a nie oni dzięki mnie.

Co było najtrudniejsze przez ten ostatni rok?

Razem z uczniami startowaliśmy z tego samego punktu świadomości o globalnym ociepleniu. Przeszliśmy tę samą drogę. Trudno nią iść, a jednocześnie być wsparciem. Z jednej strony chcę nim być, ale zmagam się z podobnymi kryzysami jak oni. Najtrudniejsze było oswojenie się z myślą, że obecne i najbliższe lata są najlepszymi możliwymi, bo potem będzie coraz trudniej. Zaraz będę wydawać tyle pieniędzy na jedzenie, że nie będzie mnie stać na przykład na wakacje. Jeśli o czymś zawsze marzyłam, muszę to zrobić teraz, bo planowanie na lata już nie działa. Urodziłam się w 1989 roku, więc każdy kolejny rok był coraz lepszy – więcej szans, perspektyw, możliwości. Myślenie o tym, że będzie lepiej, albo tak samo dobrze, już się skończyło.

Twoi uczniowie przeżywali depresję klimatyczną?

Tak, depresja klimatyczna to jedno; uczniowie na przykład głośno mówią, że nie będą chcieli mieć dzieci przez kryzys klimatyczny. Druga sprawa to wypalenie aktywistyczne. To praca w grupie, w wielkim napięciu, co muszą pogodzić ze szkołą. Oni przecież z aktywizmu nie żyją, jak niektórzy dorośli. Idą do szkoły na godzinę 8, siedzą w niej do 16, a później robią największe strajki klimatyczne w Polsce. Po drodze muszą jeszcze uczyć się języków, przygotowywać do sprawdzianów, pisać wypracowania, przeczytać kilkanaście książek. Ponoszą tego ogromny koszt.

Co im wtedy mówiłaś?

Rozmawialiśmy o tym, żeby nie robili niczego swoim kosztem. Jeżeli nie czujesz siły, masz dość, ruch sobie poradzi bez ciebie. To bardzo ważne, że członkowie MSK starają się regulować stopień swojego zaangażowania w ruch.

Jakiś moment strajków pamiętasz szczególnie?

Ogromną liczbę uczestników marcowego strajku. Nie mogłam na nim być, bo byłam za granicą. Jak zobaczyłam relacje w Internecie, rozpłakałam się ze wzruszenia. Nie spodziewałam się takiej skali. Znam wszystkie te osoby, które go organizowały, więc przeżywałam każde przemówienie. Swoją drogą, niesamowite, jak oni nauczyli się przemawiać. Są merytoryczni, emocjonalni, konkretni. Pamiętam też, jak podczas innego strajku, wszystkie małe dzieci wyciągnęły w pewnym momencie kredę i zaczęły pisać na ulicy “MSK”. Nie wszystkim się to podobało, ale one się tym nie przejmowały.

Czego nauczyły cię strajki?

Wielu kwestii merytorycznych. Najważniejsze i najtrudniejsze było dla mnie to, że kryzys dzieje się już teraz i ma swoje skutki. Nie zdawałam sobie sprawy z powagi kwestii społecznych, czyli z tego, jak szybko i w jak wielu miejscach na świecie nie będzie się dało żyć. Nauczyłam się też lepiej rozmawiać i odpuszczać kontrolę. Dzięki temu mogę być dziś lepszą nauczycielką, a uczniowie pokazali, co jest dla nich najważniejsze.

Jest szansa na zmianę podstawy programowej w kwestii zmian klimatu?

Nic na to nie wskazuje. Pocieszam się jednak, że może to dobrze?

Oni lepiej się uczą, jak robią to sami. Nauka o klimacie jest dziś formą buntu.

Twoje prywatne nawyki zmieniły się jakoś przez te strajki?

To było nieuniknione. Wakacje zwiedziłam Europę pociągami. Staram się nie poddawać modom. Robię zakupy na lokalnym bazarku.

Jak naprawić świat?

Na pewno trzeba zmienić system edukacji, dostosować go do wyzwań współczesnego świata. Zmiany wymaga też nasza polska mentalność. Mam wrażenie, że w innych krajach dorośli trochę bardziej wspierają tych młodych. Wiadomo, że hejt wylewa się wszędzie, ale u nas panuje takie przekonanie, że nie można pozwolić młodzieży na samodzielność. A to młodzi mają siłę, pomysły i są nadzieją na kolejną ważną zmianę – sposobu korzystania z zasobów. I musimy wreszcie zdać sobie sprawę, że nie panujemy nad światem, tylko jesteśmy jego częścią.

Ewa Narożniak

Uczy biologii w Wielokulturowym Liceum Humanistycznym im. Jacka Kuronia – warszawskiej szkole, w której narodził się w Polsce Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Przez ostatni roku widziała z bliska, jak dużą odpowiedzialność wzięli na siebie jej uczniowie. Dzięki nim zdała sobie sprawę, jak pilny jest kryzys klimatyczny. – To oni są siłą, która może zmusić polityków i firmy do zmian – mówi. Sama działała m.in. w ruchu Wierzę w Białowieżę.

fot. Zygfryd Turchan

1 2
Podziel się: