Władze Sztokholmu i Oslo właśnie nawiązały współpracę, aby skrócić czas połączenia między miastami. Chcą, aby podróż pociągiem była konkurencyjna wobec samolotu. W tym samym czasie w norweskiej stolicy do komunikacji zbiorowej włączono elektryczne promy. Bilet ten sam, co do metra. Rozwiązania systemowe są wspierane przez nowe trendy zyskujące popularność w Skandynawii. W zmianie istniejących negatywnych zachowań pomaga „flygskam”. „Tågskryt” jest z kolei modą wspierającą pozytywne rozwiązania.
Rocznie między skandynawskimi stolicami aż 1,4 miliona osób podróżuje samolotem. Z pociągu korzysta dziś ledwie 200 tysięcy osób. Lot jest krótki, trwa dokładnie godzinę. To samo połączenie transportem szynowym zajmuje prawie 6 godzin.
To zdaniem pasażerów zbyt długo. – Mniej czasu zajmuje podróż samolotem do Hiszpanii. Reszta Europy wybudowała szybką kolej, podczas gdy Norwegia jest w tej kwestii bardzo opóźniona – mówi reporterom dziennika „Aftenposten” Lillian Rusti, spotkana na dworcu głównym w Oslo, podczas oczekiwania na pociąg do Sztokholmu. Tam zdają się myśleć podobnie. Władze szwedzkiej stolicy powołały bowiem specjalną samorządową spółkę, która ma zadbać o skrócenie czasu podróży do Oslo. Do tej spółki dołączyli właśnie Norwegowie, tworząc międzynarodowe przedsięwzięcie z jasnym celem: pociąg ma być konkurencją dla samolotu.
Inicjatywa nazywa się „Oslo – Sthlm 2.55”. Właśnie tyle (2 godziny 55 minut) ma zająć podróż po modernizacji linii kolejowej. Jeżeli do czasu lotu dodamy dojazd na lotnisko, odprawę bagażową, wsiadanie i wysiadanie z samolotu oraz podróż z lotniska w miejscu docelowym, to czas podróży może wynieść tyle samo. W niektórych przypadkach pociąg może okazać się szybszy, szczególnie, że dworce w obu stolicach znajdują się w samych centrach miast.
Skandynawski „flygskam” i podatek od latania
Nawet, gdyby podróż miała trwać tyle samo lub nawet być trochę dłuższa Skandynawowie nie powinni mieć z tym problemu. Od kilku lat występuje tam bowiem zjawisko nazwane flygskam (pol. wstyd przed lataniem). Jest to społeczny ruch sprzeciwiający się podróżowaniu samolotem, który ma zmniejszać wpływ oddziaływania lotnictwa na środowisko. Globalnie, takie podróże odpowiadają za około 2-2,5 proc. emisji, a patrząc jedynie na emisje z transportu to aż 11 proc. wszystkich.
Z flygskamu wyewoluował kolejny ruch – tågskryt. To słowo z języka szwedzkiego oznacza „wychwalanie pociągów”. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, chodzi po prostu o zachęcanie do podróży koleją i zamieszczanie zdjęć z takich wyjazdów w mediach społecznościowych, opatrzonych odpowiednim hasztagiem. Ta moda dotarła również do Polski pod różnymi hasłami. Co więcej Szwedzi nie tylko mówili, że trzeba wybierać ekologiczny transport, ale również wcielali swoje przekonania w życie. Według danych jeszcze z 2020 roku, liczba pasażerów na szwedzkich lotniskach spadła o 4 proc., a liczba podróży krajowych o 9 proc.
Jednak nawet, jeśli komuś daleko od takiej postawy to „z pomocą” przychodzi państwo. Co prawda w Norwegii nowy podatek lotniczy zawieszono na czas pandemii, ale ten okres kończy się nadchodzącego lata. Od 1 lipca 2022 roku opłata ma być obliczana na podstawie wpływu danego lotu na klimat, środowisko, społeczeństwo oraz uwzględniając oddziaływanie geograficzne i ekonomiczne. Tutaj akurat tańsze mają być trasy krajowe, których zawieszenie powodowałoby wykluczenie komunikacyjne. Droższe mają być długodystansowe loty, a władze Norwegii chcą zmusić prywatne linie lotnicze do używania nowoczesnej floty, biopaliwa i większych kompensat wobec środowiskowych szkód.
Czytaj także: Obiecują szybkie, nocne pociągi w Europie, które wyprą tanie linie [MAPA]
Elektryczne promy w Oslo
Stolica Norwegii od lat wytacza kierunki rozwoju publicznego transportu i ekologicznych rozwiązań. Co prawda zawdzięcza to gigantycznym środkom pozyskiwanym z eksploatacji złóż naturalnych, głównie ropy i gazu, ale przynajmniej pieniądze inwestuje odpowiedzialnie.
Jedną z innowacyjnych ciekawostek są elektryczne promy pasażerskie, które wchodzą w skład komunikacji publicznej Oslo. To oznacza, że kupując jeden bilet możemy podróżować nie tylko autobusem, tramwajem czy metrem, ale też dopłyniemy na jedną z pobliskich wysp. Promy odpływają z samego centrum miasta. Cumują przy reprezentacyjnym deptaku Akker Brygge. Tam też znajduje się olbrzymia stacja do ładowania łódek. Według lokalnych władz prąd pochodzi wyłącznie z odnawialnych źródeł.
Zeroemisyjne promy rozpoczęły kursy z początkiem 2022 roku, każdy ma 35 metrów długości. Norweska gmina zakupiła pięć sztuk, które wzmocniły dotychczasową miejską flotę. Na pokład wezmą 350 osób, czyli ponad 100 pasażerów więcej, niż aktualnie używane łodzie z silnikiem diesla.
Czytaj również: Jak duży ślad węglowy ma podróż samolotem? Można to obliczyć samodzielnie
Znasz ciekawe rozwiązania transportowe?
Napisz do autora: maciej.fijak@smoglab.pl