Minęło 5 lat od pierwszego strajku klimatycznego, jakiego podjęła się Greta Thunberg. Do strajków zwanych jako „Piątki dla przyszłości” przyłączali się kolejni uczniowie. Dziś protestują dziesiątki tysięcy. W związku z tym pojawia się pytanie, czy inicjatywa Thunberg coś dała?
Kolejny klimatyczny protest
Tysiące młodych działaczy klimatycznych przemaszerowało 17 września nowojorskimi ulicami, domagając się działań ze strony Joe Bidena. March to End Fossil Fuels, czyli marsz kładący kres paliwom kopalnym, to kolejna tak duża reakcja na politykę światowych przywódców. Aktywiści wyzywali Bidena do ogłoszenia stanu nadzwyczajnego odnośnie tego, co dzieje się z klimatem planety. „To niewiarygodne, że Biden siedzi z boku, a jednocześnie ma więcej władzy niż ktokolwiek na Ziemi, by położyć kres śmiercionośnym paliwami kopalnym” – powiedział Jean Su z Centrum Różnorodności Biologicznej, który pomógł zorganizować marsz. „Schowanie się w kącie nie jest wiarygodnym planem klimatycznym największego na świecie producenta ropy i gazu”.
Marsz dla klimatu, w którym brali udział aktorzy, czy politycy, jak Alexandria Ocasio-Cortez z Partii Demokratycznej, wzięło udział nawet 75 tys. osób.
Strajki klimatyczne przynoszą pewne efekty
W ostatnich miesiącach i latach było wiele strajków, pochodów i innych tego typu działań. Odbywały się one w mniejszej lub w większej skali, na całym świecie. Także w Polsce. Pojawia się więc teraz pytanie: Czy to coś dało? Minęło już pięć lat do pierwszego strajku Grety. Od 2018 roku emisje CO2 do atmosfery nie zmniejszyły się.
Okazuje się, że mino braku odwrócenia trendu w spalaniu paliw kopalnych, pierwsze efekty już widać. Pochodząca z włoskiego Spoleto Adalgisa Martinelli, która zajmuje się kwestiami zrównoważonego rozwoju w rolnictwie, widzi pozytywne zmiany. Choćby u siebie we Włoszech. Była pod wrażeniem pozytywnego działania ze strony lokalnej społeczności domagającej się poprawy stanu zieleni miejskiej. Jak zauważa, demonstracja mieszkańców Spoleto przyniosła oczekiwany efekt, stan zieleni uległ poprawie. „Widzę, że wiele osób stawia pojedyncze kroki, na przykład idąc do pracy pieszo lub jeżdżąc na rowerze. To pokazuje ich wartość” – stwierdziła Martinelli. Podobnie jest z protestami klimatycznymi. Martinelli zauważyła, że protesty klimatyczne we Włoszech przynoszą efekty, takie jak zamiana samochodu na rower.
Podobnego zdania jest Ishan Bipin Ajmera z Uniwersytetu Zasobów Naturalnych i Nauk Przyrodniczych w Wiedniu. „Wygląda na to, że protesty klimatyczne skutecznie podniosły świadomość i wpłynęły na dyskurs publiczny na tematy klimatyczne” – stwierdził Ajmera. Choć przyznaje, że u niego w Indiach jeszcze takich zmian zbytnio nie widać. Zmiany są powolne, ale da się je zauważyć.
Greta Thunberg zmieniła nawyki co trzeciego Szwajcara
Protesty zwane „Piątkami dla przyszłości” na świecie różne rezultaty. Bardzo widoczne są np. w Szwajcarii. Nowe badania wykazały, że prawie jedna trzecia Szwajcarów zmieniła swoje codzienne nawyki w wyniku działalności Thunberg. Tak wynika z badania przeprowadzonego przez Szwajcarski Federalny Instytutu Technologii w Lozannie (EPFL).
Aby zbadać szerszy wpływ szkolnych strajków klimatycznych, badacze przeprowadzili ankietę wśród mieszkańców Szwajcarii. Badania odbyły się w następstwie protestów z października i listopada 2019 roku. Ponad 1200 osób w wieku od 18 do 74 lat, które nie brały udziału w strajkach, odpowiedziało na pytania dotyczące swoich nawyków środowiskowych przed protestami i po nich. Teraz opublikowane przez EPFL wyniki badań pokazują, że większość ankietowanych pozytywnie ocenia działalność szwedzkiej aktywistki. Dla 30 proc. obywateli efekty strajków klimatycznych przełożyły się na konkretne działania. „Nasze ustalenia wykazały, że ludzie stali się bardziej świadomi tego, jak ich zachowanie wpływa na środowisko, i że na poziomie indywidualnym zachodzą znaczące zmiany” – powiedziała Livia Fritz, badaczka i główna autorka badania.
Co zmienili w swoim życiu Szwajcarzy?
Respondenci stwierdzili, że największych zmian dokonali w trzech obszarach: transporcie, podejściu do robienia zakupów i recyklingu. Zmiany w nawykach transportowych polegały na szukaniu alternatyw dla dojeżdżania do pracy samochodem, takich jak spacer czy jazda na rowerze. Do tego w grę weszło unikanie latania samolotem poprzez wybieranie miejsc wakacyjnych położonych bliżej domu.
W przypadku robienia zakupów Szwajcarzy zaczęli szukać lokalnych, ekologicznych produktów. Podjęli się także konsumowania większej liczby wegetariańskich posiłków. Położyli też nacisk na rzecz ograniczenia ilości odpadów z tworzyw sztucznych. Takie efekty przyniosły strajki szwedzkiej aktywistki. „Nasze badanie wykazało, że tego rodzaju zaangażowanie obywatelskie poprzez zbiorowe działania może mieć bezpośredni wpływ na społeczeństwo, co potwierdza, że takie działanie jest uzasadnione” – powiedziała Fritz.
„Zaobserwowaliśmy również, że zmiany dokonane na poziomie indywidualnym mogą prowadzić do szerszych zmian społecznych. Pod warunkiem że będą jednocześnie wspierane działaniami politycznymi” – dodała Fritz.
Na polskim podwórku
W Polsce większość ludzi zarówno tych młodych, jak i tych starszych zbytnio się nie przejmuje problemem zmian klimatycznych. Co ciekawe, wiele zależy od rodziców i nawyków, jakie wyciągamy z domu.
„W moim odczuciu polaryzacja polskich rodzin odzwierciedla się także w stylu życia. Z jednej strony mamy rodziców żyjących i wychowujących swoje dzieci bardzo świadomie – zarówno jeśli chodzi o nawyki żywieniowe, transportowe, jak i codzienną konsumpcję. Z drugiej takich, dla których posiłek bezmięsny to-nie-posiłek (a jeśli na stole ma się pojawić warzywo czy owoc, to raczej nie sezonowy, od lokalnego rolnika, tylko jakiś z dyskontu, importowany z daleka i najlepiej zapakowany w folię). Ubieranie dzieci w second-handach czy wożenie do szkoły komunikacją miejską – jeśli jest ona dostępna – też nie wchodzi w rachubę. Podobnie jak urlop inny niż w opcji all inclusive” – wyjaśnia Kamila Kadzidłowska z inicjatywy Rodzice dla Klimatu.
Oczywiście widać pozytywny trend. „Tych drugich jest oczywiście dużo więcej. Mam jednak wrażenie, że ta przewaga w ostatnich latach znacznie stopniała i gdyby zrównoważony styl życia był bardziej „na wyciągnięcie ręki”, wiele rodzin bez wahania poszłoby w tym kierunku” – powiedziała Kadzidłowska.
To, co destrukcyjne, ma lepszy status
To oczywiście nie tylko problem wychowania w domu. „Niestety w wielu środowiskach postawy proekologiczne są wciąż wyśmiewane, a to, co destrukcyjne dla planety i naszego zdrowia, jest wciąż synonimem lepszego statusu społecznego. Widzę tu ogromną winę mediów utrwalających złe nawyki oraz prawa, które niedostatecznie albo wcale nie wspomaga naszego społeczeństwa w „detoksie” od tego, co na nas truje, generuje emisje gazów cieplarnianych, konflikty i nierówności społeczne. Mam tu na myśli oczywiście nasze systemowe uzależnienie od paliw kopalnych oraz neoliberane podejście do gospodarki opartej na nieskończonej konsumpcji (skończonych zasobów, za wszelką cenę) – które uważam za chorobę cywilizacyjną prowadzącą nas nieuchronnie do upadku. Recepta? Edukacja poprzez odpowiedziane i niezależne media oraz zmiana prawa dokonana przez odpowiedzialne i niezależne władze, których teraz tak bardzo nam brakuje” – tłumaczy Kadzidłowska.