W nocy 26 kwietnia 1986 roku w reaktorze nr 4 Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej nastąpiła eksplozja, w wyniku której do otoczenia uwolnione zostały znaczne ilości substancji radioaktywnych. Jak poważne były konsekwencje tej awarii? Jak wypada porównanie katastrofy w Czarnobylu z awarią japońskiej elektrowni Fukushima Daiichi?
Awaria w Czarnobylu była bezpośrednim skutkiem przeprowadzanego na reaktorze eksperymentu. Oczywiście był to wybuch chemiczny, a nie jądrowy, jak twierdzą niektórych autorzy, patrz przypis (1).
To że do tej katastrofy w ogóle doszło, było splotem wielu czynników. Po pierwsze, winna była nietypowa konstrukcja radzieckiego reaktora RBMK (żaden inny kraj tych reaktorów nie budował). Dodatkowo, reaktor nie miał tzw. obudowy bezpieczeństwa, której zadaniem jest ograniczanie skutków awarii. Ważną rolę odegrały też ludzkie błędy, niefrasobliwość i łamanie procedur bezpieczeństwa. Nie bez znaczenia był wreszcie typowy dla ZSRR charakter relacji między przełożonymi i podwładnymi.
Ostatnio o awarii sprzed 33 lat znów sporo mówi się i pisze, a to za sprawą głośnego serialu HBO. W polskich mediach, obok wywiadów z ekspertami pojawiają się też dość sensacyjnie brzmiące tytuły, na przykład:
„Czarnobyl i Fukushima zebrały żniwo śmierci. Dwie największe katastrofy w historii”
Jak wygląda to „żniwo śmierci”, czyli skutki katastrofy w Czarnobylu? W cytowanym artykule znajdziemy między innymi takie informacje:
W kolejnych latach ilość zachorowań na choroby nowotworowe wzrosła o ponad 90 proc. u dzieci. Blisko 4000 osób mogło umrzeć łącznie z powodu samego narażenia na promieniowanie, według raportu United Nations.
Ale możemy też przeczytać, że według niektórych szacunków liczba śmiertelnych ofiar awarii czarnobylskiej elektrowni to nawet 93 tysiące, patrz przypis (2). Tyle że ta liczba jest znacznie zawyżona. By dotrzeć bliżej do prawdy, należy skorzystać z bardziej wiarygodnych źródeł.
Co mówią eksperci o prawdziwych skutkach wybuchu elektrowni w Czarnobylu?
Zobaczmy, jakie informacje na ten temat można znaleźć w raportach i oświadczeniach Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). A także w raporcie innej związanej z ONZ instytucji – Komitetu Naukowego ONZ ds. Skutków Promieniowania Jonizującego (ang. United Nations Scientific Committee on the Effects of Atomic Radiation, UNSCEAR).
Nowotwory tarczycy
Wśród osób które w chwili awarii były dziećmi lub nastolatkami, i żyły na najbardziej skażonych terenach obecnej Białorusi, Ukrainy i Rosji wzrosła zapadalność na raka tarczycy.
Mowa jest o ponad sześciu tysiącach dodatkowych przypadków tej choroby (3), a w najbliższych dekadach można spodziewać się kolejnych zachorowań, choć trudno oszacować, jak wielu. Najprawdopodobniej za ogromną część z tych ponad 6 000 zachorowań na raka tarczycy odpowiedzialna jest awaria czarnobylskiej elektrowni (4).
A konkretnie, uwolnienie do środowiska znacznych ilości radioaktywnego izotopu jodu 131I (jodu-131), będącego jednym z ważniejszych produktów rozszczepienia uranu (5).
Na szczęście, nawet u osób z zaawansowanym nowotworem tarczycy rokowania są zazwyczaj dobre. Co więcej, WHO ocenia, że większości tych przypadków raka tarczycy dałoby się uniknąć, gdyby tylko powstrzymano się na jakiś czas od spożywania produktów mlecznych pochodzących ze skażonych regionów (6).
Negatywny wpływ jodu-131 był dodatkowo silniejszy przez to, że na najbardziej skażonym obszarze przeważała dieta uboga w jod. A to sprzyjało większej akumulacji jego radioaktywnego izotopu w tarczycy. W dodatku w ZSRR jod (w postaci płynu Lugola) zaczęto podawać dopiero po miesiącu od katastrofy (7).
Ostra choroba popromienna
W wyniku awarii w Czarnobylu 134 osoby zostały narażone na wysokie dawki promieniowania, na skutek czego dotknęła je ostra choroba popromienna.
Byli to głównie pracownicy elektrowni i osoby walczące ze skutkami awarii, np. strażacy. 28 z nich zmarło w krótkimi czasie (8). Między 1987 a 2006 zmarło kolejne 19 osób, choć nie wszystkie te zgony wiązały się z wcześniejszym narażeniem na promieniowanie. Pozostałym z tych 134 napromieniowanych osób dojście do zdrowia zajęło wiele lat.
Czy to już wszystko? A inne skutki zdrowotne?
W 2006 WHO szacowało, że wśród grup najbardziej narażonych na promieniowanie (w sumie ponad 600 tys. osób) należy spodziewać się dodatkowo od 4 000 do nawet 9 000 zgonów spowodowanych różnymi nowotworami, które można by przypisać skutkom awarii. Wśród tak dużej populacji i tak należało się spodziewać ok. 120 tys. zgonów na choroby nowotworowe. Tak więc dodatkowe 4 tysięcy oznaczałby 3-4 procentowy wzrost liczby takich zgonów, zaś dodatkowe 9 tysięcy – odpowiednio więcej.
Jednak nowszy raport UNSCEAR nie potwierdza tych szacunków, stwierdzając że poza wspomnianymi przypadkami raka tarczycy nie ma żadnych naukowych dowodów na zwiększoną zapadalność lub umieralność na nowotwory lub inne choroby, które można by powiązać z narażeniem na promieniowanie (9).
Tym bardziej w żadnym z tych dwóch raportów nie znajdziemy powielanej do dziś przez media informacji o 93 tys. zgonów.
„Żniwo śmierci” jest zaskakujące skromne
Widzimy, że nawet w przypadku tak poważnej awarii elektrowni jądrowej jak ta w Czarnobylu, najbardziej prawdopodobna liczba ofiar jest relatywnie bardzo mała.
I dlatego też wspomniany wcześniej serial HBO jest nieco „podkoloryzowany”, nadmiernie udramatyzowany i pokazuje konsekwencje awarii ze sporą dawką przesady. Nawet jeśli nie wprost, to poprzez niedopowiedzenia.
Z punktu widzenia sztuki filmowej jest to zapewne zrozumiałe i usprawiedliwione – jeśli scenarzyści mieliby wiernie pokazać rzeczywiste skutki awarii, to serial nie byłby aż tak atrakcyjny i nie oglądałoby się go tak dobrze. Z punktu widzenia prawdy historycznej i wiedzy naukowej jest to jednak mniejsze lub większe przekłamanie.
Oczywiście, z drugiej strony nie wolno też bagatelizować ani lekceważyć ludzkich tragedii i cierpienia.
Przede wszystkim strasznej (a często i bohaterskiej, choć zwykle także niepotrzebnej) śmierci tych kilkudziesięciu osób, które zmarły na chorobę popromienną. Jest to jeden z bardziej ponurych sposobów zejścia z tego świata.
Osoby wyleczone z raka tarczycy muszą do końca życia przyjmować hormony tarczycy. Może to mocno odbijać się na ich codziennym funkcjonowaniu i obniżać jakość życia.
Ale negatywne skutki dla zdrowia psychicznego i fizycznego, jakie niosła ze sobą awaria w Czarnobylu daleko wykraczają poza bezpośrednie konsekwencje narażenia na promieniowanie.
Setki tysięcy ludzi zostało wysiedlonych (10). Było to dla wielu z nich źródłem ciężkiej traumy, a przynajmniej dużego stresu. Tym bardziej, że ewakuowane osoby często spotykały stygmatyzacja i ostracyzm – inni obywatele ZSRR bali się napromieniowania przez kontakt z nimi!
Jednak by zobaczyć rzeczy we właściwym świetle, warto ten bilans porównać choćby ze skutkami katastrofy w fabryce chemicznej w Bhopalu (Indie), która zdarzyła się półtora roku przed awarią w Czarnobylu. Z fabryki pestycydów firmy Union Carbide w nocy 3 grudnia 1984 wyciekło tam ok. 40 ton niezwykle toksycznego izocyjanianu metylu. To tak, jakby przeprowadzić atak gazowy na pogrążone we śnie miasto. Przerażająco skuteczny atak. Szacunki dotyczące liczby ofiar katastrofy w Bhopalu wahają się między ok. 3 tys. a nawet 18-20 tys. zgonów. O wiele więcej osób trwale straciło zdrowie.
A uszkodzona elektrownia w Fukushimie?
Przypomnijmy: w wyniku bardzo silnego trzęsienia ziemi z 11 marca 2011 roku w dużą część wybrzeża Japonii uderzyła fala tsunami. Wśród mnóstwa zniszczeń, jakie spowodowało, tsunami uszkodziło tez położoną nad brzegiem morza elektrownię Fukushima Daiichi.
Uszkodzeniu uległy między innymi napędzane silnikami Diesla generatory awaryjne, które miały zapewniać energię elektryczną niezbędną do chłodzenia reaktorów. Same reaktory w międzyczasie automatycznie się wyłączyły, ale nadal potrzebowały chłodzenia. W wysokiej temperaturze doszło do reakcji chemicznej cyrkonu (wchodzącego w skład powłok ochronnych prętów paliwowego, tzw. koszulek) z parą wodną. W wyniku tej reakcji powstawał wodór (H2), który eksplodował w obecności tlenu.
(Osoby zainteresowane szczegółami technicznymi tych awarii odsyłam do artykułu na stronie edukacyjnej Narodowego Centrum Badań Jądrowych.)
Kiedy więc chłodzenia zabrakło, kolejno w trzech reaktorach elektrowni doszło do awarii i uwolnienia do środowiska substancji radioaktywnych. Był to najpoważniejszy incydent w przemyśle jądrowym od czasów awarii w Czarnobylu.
Co warto podkreślić, współczesne reaktory są dużo bezpieczniejsze niż te, które uległy awarii w Fukushimie. Gdyby tsunami uderzyło w nowoczesną elektrownię jądrową, to dzięki tzw. pasywnym systemom bezpieczeństwa nie doszło by do wybuchu wodoru nawet przy braku zasilania.
W cytowanym wcześniej artykule znajdziemy też taką informację:
Skutki katastrofy w Fukushimie były znacznie mniejsze (niż w Czarnobylu – przyp. JJ). W skutek wypadku jądrowego w Fukushimie nie było ani jednej ofiary śmiertelnej, bezpośrednio związanej z wypadkiem. Żaden z pracowników ani mieszkańców okolicznych regionów nie zginął – twierdzi Światowa Organizacja Zdrowia.
To prawda: nikt nie zginął bezpośrednio w wyniku awarii. Według WHO, w przypadku osób z najbardziej skażonych obszarów, które były narażone na promieniowanie jako niemowlęta, o kilka procent wzrosło ryzyko wystąpienia nowotworów takich jak rak piersi i białaczka.
Obawiano się natomiast znacznie większego (o 70%) wzrostu ryzyka wystąpienia raka tarczycy, również w przypadku narażenia w wielu niemowlęcym. Powód ten sam co w Czarnobylu – narażenie na jod-131. Na pozostałych obszarach eksperci WHO nie spodziewają się żadnego możliwego do zaobserwowania wzrostu zapadalności na nowotwory.
W latach 2011 – 2015 bardzo czułymi metodami przebadano ponad 300 tysięcy osób w wieku do lat 18 z okolic Fukushimy. W 116 przypadkach stwierdzono lub choćby podejrzewano obecność nowotworów tarczycy.
Jednak niedawno okazało się, że bardzo podobny odsetek przypadków raka tarczycy znaleziono u osób mieszkających w innych częściach Japonii, które po awarii w Fukushimie nie były narażonych na zwiększone dawki promieniowania. Wzrost liczby wykrywanych przypadków tej choroby należy więc raczej przypisać dokładnemu przebadaniu populacji, a nie wpływowi promieniowania jonizującego.
Dwie śmiertelne ofiary promieniowania, półtora tysiąca ofiar ewakuacji
W roku 2018 japońskie Ministerstwo Zdrowia, Pracy i Opieki Społecznej stwierdziło pierwszy przypadek zgonu z powodu choroby nowotworowej, której wystąpienie przypisuje się narażeniu na promieniowanie. Chodzi o pięćdziesięcioletniego pracownika elektrowni, u którego w roku 2016 wykryto raka płuca. Wcześniej ministerstwo przyznało, że promieniowanie było przyczyną choroby nowotworowej u czterech pracowników elektrowni (ostatnio liczba ta została podwyższona do sześciu).
Niedawno to samo ministerstwo przyznało, że awaria elektrowni Fukushima-Daiichi odegrała bezpośrednią rolę w rozwoju raka krtani u dwóch mężczyzn, z których jeden zmarł właśnie z powodu tej choroby. Obaj mężczyźni brali udział w likwidacji skutków awarii; u obu z nich nowotwór zdiagnozowano w 2018 roku. Nie podważa to jednak zasadniczych wniosków WHO.
Natomiast nawet ok. 1500 osób mogło umrzeć w wyniku chaotycznej ewakuacji, która objęła w sumie 160 tys. osób i z którą – podobnie jak w przypadku Czarnobyla – wiązały się liczne niedogodności fizyczne, utrudniony dostęp do opieki medycznej, trauma i silny stres. Pamiętajmy, że ta część Japonii została mocno dotknięta przez trzęsienie ziemi i tsunami, co z pewnością utrudniało ewakuację.
Mimo wszystko, skutki zdrowotne bezpośrednio związane z promieniowaniem po awarii elektrowni Fukushima Daiichi są znacznie mniejsze niż miało to miejsce w Czarnobylu.
Tym bardziej bledną w porównaniu z horrorem Bhopalu. Lub też – pozostając na Wyspach Japońskich – z ciągnącym się latami koszmarem, który dotknął Minamatę. W wyniku zatrucia środowiska rtęcią zmarły tam lub trwale straciły zdrowie setki osób. (Oficjalnie stwierdzono 2265 przypadków „choroby z Minamaty”, w tym 1784 śmiertelnych.)
Mniej oczywiste konsekwencje Czarnobyla i Fukushimy
Zgony, choroby, przesiedlenie ludności i skażenie to nie wszystkie następstwa awarii w Czarnobylu i Fukushimie. Te dwie katastrofy mają również bardzo poważne konsekwencje społeczne, polityczne i środowiskowe, związane z utratą zaufania do energetyki jądrowej.
W Japonii po awarii w Fukushimie wyłączono większość tamtejszych reaktorów. Elektrownie jądrowe, które praktycznie nie emitują gazów cieplarnianych zostały w dużej mierze zastąpione przez elektrownie spalające paliwa kopalne – węgiel, ropę i gaz ziemny. Jedną z konsekwencji tego kroku był duży wzrost emisji dwutlenku węgla. Szacuje się, że z powodu wyłączenia elektrowni jądrowych tylko w latach 2011- 2017 Japonia wyemitowała dodatkowo w sumie ok. 2.2 miliarda ton CO2. Czyli rocznie dodatkowo ponad 300 milionów ton – mniej więcej tyle ile każdego roku emituje Polska.
Inną konsekwencją wyłączenia japońskich elektrowni jądrowych było pogorszenie jakości powietrza. Spalanie węgla i innych paliw kopalnych to nie tylko emisje dwutlenku węgla, ale także „składników smogu” – substancji takich jak pyły czy tlenki azotu. Szacuje się, że między rokiem 2011 a 2017 zanieczyszczenia te przyczyniły się w Japonii w sumie do ok. 23 tysięcy przedwczesnych zgonów.
A przecież odchodzenie od energetyki jądrowej miało, i wciąż ma miejsce także w innych krajach. Choćby w Niemczech czy w Belgii. Skutki są podobne jak w przypadku Japonii.
Zastępowanie elektrowni jądrowych przez elektrownie spalające węgiel lub gaz ziemny „to gorzej niż zbrodnia – to błąd”. Jest to szczególnie dobrze widoczne dziś, w dobie ostrego kryzysu klimatycznego.
Czytaj także: Dziewiąta rocznica awarii w Fukushimie. Strach przed atomem jest większy niż strach przed zmianami klimatu
Postscriptum
Postanowiłem przeprowadzić coś w rodzaju sondy, która oczywiście z wielu powodów nie jest żadnym miarodajnym badaniem. Zapytałem znajomych i członków rodziny, czy mogli by (bez sprawdzania i szukania informacji na ten temat) napisać ile ich zdaniem ofiar śmiertelnych pochłonęła awaria w Czarnobylu, a ile ta w Fukushimie? Chodziło mi zarówno o zgony w czasie awarii i tuż po niej, jak i wszystkie przedwczesne zgony, które możemy przypisać zwiększonym dawkom promieniowania.
Około połowa z pytanych osób należy do organizacji pozarządowych, zajmujących się ochroną środowiska. Nikt nie pracuje w przemyśle jądrowym, ani nie ma skończonych studiów związanych z fizyką lub techniką jądrową. Wszyscy mają jednak wyższe wykształcenie.
Odpowiedzi znajdziecie Państwo w przypisie (11).
(Poniższy akapit dodałem 3 lipca 2019 roku.)
W przypisach w kilku miejscach powołuję się na opinie nieżyjącego już prof. Jaworowskiego dotyczące szkodliwości promieniowania jonizującego. Nie mam bowiem podstaw, by kwestionować Jego wiedzę jeśli chodzi właśnie o skutki zdrowotne narażenia na takie promieniowanie – wszystko wskazuje na to, że Profesor był w tej dziedzinie ekspertem. Natomiast trzeba uczciwie przypomnieć o czymś, czego dowiedziałem się już po napisaniu tego tekstu. Mianowicie, prof. Jaworowski był też negacjonistą klimatycznym – jeśli chodzi o przyczyny zmiany klimatu wygłaszał sądy i opinie bardzo dalekie od oficjalnego stanowiska nauki w tej kwestii. Krótko, mówił rzeczy jawnie nieprawdziwe.
Przypisy
(1) Jerzy Kubowski: „Katastrofa w Czarnobylu. Przyczyny wybuchu reaktora – obalanie mitów”. Rok wydania: 2018. Fragment opisu książki (podkreślenia moje):
„W nocy 26 kwietnia 1986 roku w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej doszło do eksplozji reaktora. Przybrała ona rozmiary katastroficzne, dlatego że miała charakter wybuchu jądrowego. W niniejszej książce w sposób popularnonaukowy opisano złożone fizyko-techniczne przyczyny, które sprawiły, że reaktor eksplodował jak bomba atomowa.”
Jeśli naprawdę doszło by wtedy do wybuchu jądrowego (co z pkt. widzenia fizyki jest niemożliwe), zginęło by znacznie więcej osób.
(2) Konkretnie, chodzi tu o liczbę ofiar śmiertelnych na terenie trzech państw – republik byłego ZSRR: Ukrainy, Rosji i Białorusi. To właśnie obywatele tych trzech krajów byli najbardziej narażeni na promieniowanie izotopów radioaktywnych uwolnionych w wyniku awarii z czarnobylskiej elektrowni.
(3) Dane z raportu UNSCEAR. W starszym o kilka lat raporcie WHO znajdziemy nieco niższą wartość (WHO mówi o „prawie pięciu tysiącach”), a to oczywiście dlatego że wykrytych zachorowań z czasem przybywa.
(4) Część ze zdiagnozowanych przypadków raka tarczycy mogła być spowodowana czynnikami innymi niż promieniowanie jonizujące, ale została wykryta, bo po awarii dokładnie badano całą populację, spodziewając się że liczba zachorowań na ten nowotwór wzrośnie.
(5) Tarczyca ma zdolność aktywnego gromadzenia jodu, który jest niezbędny do produkcji hormonów: tyroksyny (T4) i trójjodotyroniny (T3).
Z punktu widzenia chemii 131I praktycznie nie różni się od innych izotopów jodu, w tym od jedynego stabilnego izotopu 127I. Dostarczony z zewnątrz (np. wraz ze skażoną żywnością) 131I jest więc również – podobnie jak każdy inny izotop jodu – używany przez nasz organizm do syntezy hormonów tarczycy. Niestabilne jądro 131I rozpada się, emitując promieniowanie beta (elektrony) i gamma (wysokoenergetyczne fotony). Może to powodować mutacje lub śmierć komórek.
(6) Czas połowicznego zaniku 131I to 8 dni, tak więc np. po miesiącu jego ilość w środowisku zmniejsza się ok. 16 – krotnie, a po dwóch miesiącach (dokładniej, po 64 dniach) już 256- krotnie. Czyli po dwóch miesiącach mamy do czynienia z ok. 4 promilami początkowej liczby jąder 131I.
(7) Niedobór jodu w diecie zwiększa negatywne skutki narażenia na 131I, bo w takiej sytuacji więcej tego izotopu zostanie wbudowane w hormony tarczycy.
Płyn Lugola to wodny roztwór jodu w jodku potasu. Warto przypomnieć, że Polsce podano go w sumie 18,5 mln ludzi, w szczególności dzieciom. I to nie po miesiącu, jak w ZSRR, a tuż po awarii czarnobylskiej elektrowni. Jak się okazało, nie było to konieczne, ale na przełomie kwietnia i maja 1986 roku nie można było jeszcze tego stwierdzić. (Źródło: rozmowa Marcina Rotkiewicza z prof. Zbigniewem Jaworowskim w tygodniku „Polityka”.)
(8) Do tego należy doliczyć kilka-kilkanaście? zgonów związanych z awarią, ale nie spowodowanych przez promieniowanie.
(9) Zwraca się za to uwagę, że zważywszy na niskie dawki promieniowania jakie otrzymała większość populacji, trudno jest wykryć jakikolwiek efekty zdrowotne. Tym bardziej że nasza wiedza na temat skutków długotrwałego narażenia na stosunkowo niskie dawki promieniowania jonizującego jest niepełna – pochodzi głównie z badań na osobach, które przeżyły wybuch jądrowy lub z eksperymentów na zwierzętach.
Umieralność w ZSRR zaczęła zresztą rosnąć jeszcze przed awarią w Czarnobylu, co razem z załamaniem się systemu opieki zdrowotnej i pogorszeniu stanu zdrowia ludności zamieszkującej obszar byłego Związku Radzieckiego po upadku komunizmu dodatkowo komplikuje obraz i utrudnia ocenę skutków awarii.
(10) Wysiedlenie tak dużej liczby ludzi z tak znacznych obszarów było najprawdopodobniej zupełnie niepotrzebne. Profesor Zbigniew Jaworowski we wspomnianym wcześniej wywiadzie udzielonym „Polityce” mówił:
„W pobliżu elektrowni jest niecały kilometr kwadratowy tak skażony, że tuż po wybuchu wyginęły tam drzewa. Reszta tzw. zamkniętej zony nadaje się do zamieszkania, włącznie z wysiedlonym i pustym do dziś miastem Prypeć, położonym 3 km od elektrowni czarnobylskiej. Poziom promieniowania jest tam taki jak w Warszawie. Na najsilniej skażonych terenach Białorusi, Rosji i Ukrainy roczne dawki promieniowania, spowodowane katastrofą czarnobylską, wynoszą ok. 1 mSv (milisiwerta). Dla porównania, są rejony na świecie (np. we Francji, Brazylii i Iranie), w których roczne naturalne dawki promieniowania z gleby i skał sięgają dziesiątków, a na nawet setek milisiwertów. Ludzie żyją tam od wieków i cieszą się dobrym zdrowiem. Nikomu nie przychodzi też do głowy, by ich wysiedlać. Dodam, że w Polsce w ciągu pierwszego roku po katastrofie dawka odczarnobylska wynosiła 0,3 mSv.”
Wysiedlenie mieszkańców okolic elektrowni miało zresztą także dość nieoczekiwane „skutki uboczne” – czarnobylska „zona” zamieniła się ostoję dzikiej zwierzyny.
(11) Odpowiedzi moich znajomych i członków rodziny na pytanie o liczbę ofiar obydwu awarii:
1. „Czarnobyl: tysiące zgonów (nie od razu, ale w dłuższym okresie). Fukushima – nie mam pojęcia, nie pamiętam czy ktokolwiek, czy po prostu teren jest skażony.”
2. „Czy chodzi o zgony tuż po wybuchu? Myślę, że Czarnobyl to ok. 100, a Fukushima – kilkanaście. Ale szczerze – nie wiem.”
3. „Nie mam pojęcia o ofiarach, wiem że są mniejsze niż przekonanie o nich. Nie wiem. Ja się nie boję atomu. Mnie wkur… odpady, broń atomowa, koszty i zafiksowanie się na jednej technologii. W Polsce boję się przekrętów.”
4. „Nie wiem. Czarnobyl – 10 tysięcy. Fukushima – zero.”
5. „Bezpośrednio, czyli powiedzmy w ciągu 2 tygodni po awarii: Czarnobyl – 6 tys., Fukushima – 1.2 tys. W sumie, odpowiednio 30 tys. i 10 tys.”
6. „Nie mam pojęcia, ale myślę że Czarnobyl mniej niż Fukushima.”
7. „Czarnobyl: 10 tysięcy, a Fukushima 300.”
8. Naprawdę nieźle trafił mój brat, absolwent ASP:
„Nie wiem, wydaje mi się, że Czarnobyl – 20, Fukushima – parę.”
Dwie z zapytanych osób po prostu wiedziały, i podały poprawne odpowiedzi.
Sam też jeszcze niedawno powiedziałbym pewnie, że przy ratowaniu elektrowni, gaszeniu pożarów itd. zginęło ponad sto osób, a z powodu nowotworów będących skutkiem napromieniowania zmarło kilka, a może i kilkanaście tysięcy.
Co i tak nie podważało mojego poparcia dla energetyki jądrowej, którą już wtedy uważałem za w zasadzie bezpieczną. A przynajmniej za dużo mniejsze zło niż energetyka oparta na paliwach kopalnych. Czarnobyl i Fukushima to zresztą przypadki skrajne, paradoksalnie pokazujące jak relatywnie bezpieczna, a nie groźna jest ta technologia (patrz komentarz na ten temat prof. Zbigniewa Jaworowskiego w wywiadzie przeprowadzonym z Nim w „Polityce”).
Mój rówieśnik i kolega po fachu, fizyk, po zapoznaniu się z raportem UNSCEAR napisał coś, co jest tu bardzo dobrym podsumowaniem:
„Powiem Wam, że jestem w sumie zaskoczony. Żyłem w przekonaniu, że rodziły się mutanty, ginęły legiony a teren skażony to tysiące hektarów. Oczywiście przesadzam. Ale myślę, że tak właśnie myśli … w sumie każdy. Mimo że przedstawiane są fakty, twarde i rzetelne, to odkręcenie tego czarnego PR-u jest praktycznie niemożliwe. Moje pokolenie chyba nie jest w stanie tego zaakceptować, że nie było wcale tak źle.”
Fot. Shutterstock.