Zgłaszanie kopcących kominów i dzikich wysypisk w Małopolsce miało stać się łatwiejsze dzięki platformie Ekointerwencji. Mieszkańcy mogą donieść o naruszeniach przez internet, używając formularza, interaktywnej mapy lub smartfonowej aplikacji. Za projekt odpowiada Urząd Marszałkowski, który zebrane dane ma przekazywać miejskim urzędnikom. Ci mają prosić o interwencję policję, straż miejską lub sami dokonać kontroli. Niestety – w Krakowie Ekointerwencja w praktyce nie działa. W wielu innych miejscach również jest w powijakach.
Internetowa platforma zdobyła popularność wśród krakowian i mieszkańców regionu, którzy chętnie oznaczają naruszenia „pinezkami” na mapie województwa. Nic dziwnego – by zgłosić naruszenie od dwóch miesięcy wystarczy jeden klik w funkcjonalnej i prostej do pobrania aplikacji. W samej stolicy Małopolski w chwili pisania tego artykułu było ponad 90 zgłoszeń. Problem w tym, że ogromna większość ze zgłoszeń nie doczekała się sprawdzenia od wielu tygodni. Najstarsze z nich zostały oznaczone na początku marca. Przeglądając mapkę ekointerwencji, udało mi się trafić na zaledwie pięć spraw mających status „weryfikacji” – czyli aktualnie sprawdzanych.
O nieskuteczności Ekointerwencji w Krakowie przekonałem się sam, próbując zgłosić problem ze „smrodzącymi” sąsiadami. Kilkukrotnie posłużyłem się przy aplikacją i formularzem przygotowanym przez Urząd Marszałkowski. Niestety, bez skutku. „Pinezki” naniesione na mapę w marcu dalej widnieją jako „nowe” (czyli niesprawdzone). Dlaczego?
O to zapytałem przedstawicieli Urzędu Marszałkowskiego. Dowiedziałem się od nich, że w platforma Ekointerwencji działała różnie jeszcze przed wypuszczeniem smartfonowej aplikacji na początku marca. Przez dostępny wcześniej formularz do teraz wpłynęło 1600 zgłoszeń z całego regionu, w tym 89 z jego stolicy. Przełożyło się to na zaledwie 34 kontrole. Urzędnicy twierdzą też, że wielu prezydentów, burmistrzów i wójtów zawiesza kontrole palenisk i dzikich wysypisk na czas pandemii koronawirusa, co może wpływać na sytuację w Krakowie.
Moje doświadczenia temu przeczą. Po kilku próbach wezwania pomocy przez Ekointerwencję wykręciłem numer Straży Miejskiej. Dyspozytor zapewnił, że patrol zjawi się na miejscu niebawem. Tym razem się nie zawiodłem – radiowóz podjechał pod dom kłopotliwych sąsiadów po kilkunastu minutach. Problem od tej pory zniknął, a cała okolica oddycha nieco czystszym powietrzem. Nie przeszkodził temu koronawirus. O zajęcie się sprawą poprosiłem strażników w połowie kwietnia, czyli długo po wprowadzeniu obostrzeń związanych z pandemią.
Problemy z internetową platformą występują w wielu miejscach w Małopolsce. Do tej pory sprawdzono zaledwie 367 z 1011 „pinezek”. Urząd Marszałkowski winę widzi po stronie wójtów, burmistrzów i prezydentów, którzy według planowanych zmian w prawie będą mieli jeden dzień na reakcję na zgłoszenia mieszkańców. Na razie sprawdzanie zgłoszeń z aplikacji jest dobrowolne, dlatego niektóre z miejskich czy gminnych władz mają możliwość ignorowanie części ze zgłoszeń. Wielu urzędom trudno jest za nimi nadążyć, bo nie mają straży gminnych (obowiązek zatrudniania strażników jest jedną z propozycji nowego projektu wojewódzkiego Programu Ochrony Powietrza). Najwięcej „białych plam” jest jednak w maleńkich gminach, a przykład Krakowa robi wrażenie. Nawet o wiele mniejsze miasta sprawdzają zgłoszenia z Ekointerwencji znacznie częściej.
Z pytaniem o Ekointerwencję zgłosiłem się również do krakowskiego magistratu. Tam dowiedziałem się, że za skuteczność platformy odpowiada Urząd Marszałkowski. Wojewódzkie władze zaoferowały miejskim funkcjonariuszom spotkanie w tej sprawie. Ja twierdzą krakowscy urzędnicy, do tej pory się ono nie odbyło. „Do Straży Miejskiej najwięcej zgłoszeń z Krakowa, dotyczących palenia węglem i śmieciami, wpływa poprzez kontakt telefoniczny (pod numerem 986), aplikację Powietrze Kraków i formularz „zgłoś problem” na www.krakow.pl i aplikację Kraków” – wyjaśnia biuro prasowe Urzędu Miasta. Wygląda więc na to, że nowoczesna i zachwalana przez władze województwa aplikacja, w stolicy regionu jest bezużyteczna.
Problemy z Ekointerwencją dostrzega również Ewa Lutomska z Krakowskiego Alarmu Smogowego. Jak mówi, pomóc powinien Program Ochrony Powietrza, do którego uchwalenia szykują się małopolskie władze. Według Lutomskiej w nowym prawie powinny znaleźć się zapisy dotyczące internetowej platformy, dzięki czemu gminy mogłyby być rozliczane z liczby przeprowadzonych kontroli.
– Być może brakuje tu jeszcze bodźca. Gminy muszą czuć, że jest to ich obowiązek, a za brak jego realizacji mogą grozić konsekwencje finansowe. Bez tego elementu wdrożenie przepisów uchwały antysmogowej będzie niemożliwe – zwłaszcza w mniejszych gminach, gdzie Straż Miejska nie istnieje, więc po godzinie pracy urzędu mieszkaniec nie ma gdzie zgłosić łamania przepisów. – ocenia członkini KAS. – Oczekujemy większego zaangażowania gmin. To w końcu do ich obowiązków należy prowadzenie kontroli i wdrażanie przepisów dotyczących ochrony powietrza.
Na razie do ideału brakuje jednak wiele. Co więc robić, jeśli zauważymy gęsty dym z komina sąsiada? Warto wyciągnąć smartfon i użyć go w najbardziej tradycyjny sposób: wykręcając numer Straży Miejskiej. Szkoda, bo przynajmniej na razie w wielu przypadkach marnuje się funkcjonalne narzędzie, które mogłoby pomóc w walce o czyste powietrze.
Źródło zdjęcia: fotohuta / Shutterstock