Od lat 80-tych w Polsce bardzo spadły emisje dwutlenku siarki (SO2). Dzięki temu nie mamy już kwaśnych deszczy. Wciąż jednak w wielu polskich miejscowościach w sezonie grzewczym stężenia SO2 bywają na tyle duże, że stanowią zagrożenie dla zdrowia.
Kiedy mówimy o „smogu”, najczęściej chodzi nam o tzw. pył zawieszony – PM2.5 lub PM10, od ang. particulate matter. Z punktu widzenia ochrony naszego zdrowia i życia pył jest najważniejszym zanieczyszczeniem. To właśnie wpływowi PM2.5 przypisujemy ogromną większość przedwczesnych zgonów zawiązanych z oddychaniem brudnym powietrzem.
Benzo[a]piren (BaP), z którym w Polsce mamy tak duży problem, jest tylko jedną z wielu substancji, z których składa się pył. W skład pyłu wchodzą też inne wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne (WWA), z których część jest jeszcze bardziej szkodliwa niż BaP.
Czasem słyszymy też o dwutlenku azotu (NO2), a późną wiosną i w lecie o ozonie (O3).
Substancja, o której zdążyliśmy już zapomnieć
A co z dwutlenkiem siarki (SO2)? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu było to jedno z najważniejszych zanieczyszczeń powietrza. O jego wpływie na środowisko uczono w szkole na lekacjach chemii.
Dlaczego SO2 był tak istotny? Bo to właśnie dwutlenek siarki (a także powstający z niego trójtlenek, SO3) jest odpowiedzialny za kwaśne deszcze. Kwaśne deszcze, które przez lata niszczyły zabytki, lasy (np. w Sudetach) i zakwaszały niektóre jeziora w stopniu uniemożliwiającym życie wielu organizmom.
Skąd biorą się w powietrzu tlenki siarki? Przede wszystkim ze spalania węgla i innych paliw kopalnych, które zawsze zawierają pewną ilość siarki. Dlatego węgiel spalany np. w elektrowniach pozbawionych instalacji odsiarczania spalin był potężnym źródłem emisji SO2 do atmosfery.
Montaż urządzeń odsiarczających bardzo istotnie zmniejszył jednak emisję dwutlenku siarki, także w naszym kraju (spadek o 72 % w latach 1990 – 2011). Radykalnie zmniejszono też zawartość siarki w oleju opałowym i napędowym. W rezultacie bardzo zmniejszyły się stężenia SO2 w powietrzu [Więcej na stronach Europejskiej Agencji Środowiska].
Podobny trend – spadek emisji SO2 – występował na całym świecie, w jednych krajach wcześniej, w innych (np. w Chinach) – później niż w Polsce.
Czytaj także: Handel emisjami pomógł zwalczyć kwaśne deszcze. Teraz ma hamować zmiany klimatu
(Paradoksalnie, obniżenie emisji SO2 poza wieloma korzyściami ma też negatywne konsekwencje: przyspieszyło globalne ocieplenie.)
I może właśnie dlatego w Polsce już praktycznie o dwutlenku siarki nie mówimy. Czy słusznie?
Wciąż zdarzają się przekroczenia norm
Norma europejska dla maksymalnego stężenia dobowego SO2 to 125 μg/m³, a przekroczeń tej wartości nie powinno być więcej niż trzy w roku. Przy wyjątkowo ciężkim sezonie smogowym może jednak zdarzyć się tak, jak w Rybniku w roku 2017. Tam limit wyczerpany był już w połowie lutego (dwa przekroczenia w styczniu, jedno w lutym). Czy grozi nam więc kolejna (po tej dotyczącej pyłu i tej dotyczącej benzoapirenu) skarga do Komisji Europejskiej? Pewnie nie.
Faktem jest, że nawet w miejscowościach tak silnie zanieczyszczonych jak Rybnik przekroczenia norm obowiązujących w UE zdarzają się jedynie podczas najcięższych epizodów smogowych. Warto też pamiętać, że w czasie takich epizodów głównym zagrożeniem dla zdrowia są pyły, występujące często w bardzo wysokich stężeniach.
Normy unijne różnią się od wytycznych WHO
Ważne jest jednak co innego. Normy unijne dotyczące dopuszczalnych poziomów zanieczyszczeń w powietrzu są zazwyczaj znacznie łagodniejsze niż zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Dlaczego? Po prostu regulacje w Unii Europejskiej to wynik kompromisu między naciskami różnych branż przemysłu czy państw członkowskich, a wytycznymi WHO, mającymi na celu „jedynie” ochronę naszego życia i zdrowia. (Warto o tym zawsze pamiętać, powołując się na normy unijne).
W przypadku SO2 różnice te są szczególnie duże. Wytyczne WHO mówią bowiem, że maksymalne stężenie dobowe SO2 nie powinno przekraczać 20 μg/m³, czyli są ponad 5 razy bardziej restrykcyjne niż prawo UE. Skala przekroczeń dobowych stężeń dwutlenku siarki zalecanych przez WHO jest więc w naszym kraju bardzo znaczna, choć pewnie nie aż taka, jak dla pyłu.
Nie tylko przemysł
Obecnie w naszym kraju „procesy spalania poza przemysłem” (czyli po prostu spalanie zasiarczonego węgla w domowych paleniskach) odpowiadają za ok. 1/3 całkowitej emisji dwutlenku siarki. (Dane Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami.)
Jednak w większości średnich i małych miejscowości w Polsce to nie przemysł i energetyka, a właśnie ogrzewanie gospodarstw domowych za pomocą węgla jest najważniejszym źródłem emisji SO2. W przeciwieństwie do kominów przemysłowych, kominy naszych domów są niskie. Nie posiadają filtrów ani instalacji odsiarczających. Stąd wysokie stężenia zanieczyszczeń (w tym dwutlenku siarki) blisko powierzchni ziemi. Czyli tam, gdzie najczęściej mamy pecha przebywać.
Warto też pamiętać, że z dwutlenku siarki i innych zanieczyszczeń gazowych powstają tzw. pyły wtórne. Oznacza to, że emisja SO2 przekłada się na wyższe stężenia pyłu zawieszonego.
Są to kolejne argumenty za jak najszybszym wprowadzeniem odpowiednio restrykcyjnych norm jakości dla węgla trafiającego na rynek detaliczny. W szczególności konieczne jest właśnie uregulowanie maksymalnej dopuszczalnej zawartości siarki w węglu.
Fot. TimothyJ/Flickr.