Jakie jeszcze skutki przyniosły i mogą przynieść odkrywki?
Noteć wyschła na 30 kilometrach. Znajduje się między czynną odkrywką Tomisławice a nieczynną już odkrywką Lubstów. To właśnie przez nie woda zniknęła. Teraz nurt trochę wrócił, ale nie naturalnie, tylko z rzutu wód kopalnianych. Kolejną rzeczą jest leśnictwo – wystarczy pojechać do lasu, żeby zobaczyć, jak wysychają drzewa, jakie są słabe i atakowane przez grzyby i owady. Prawie wszystkie świerki wyginęły. Następna sprawa – kiedyś wszystkie jeziora na Pojezierzu Gnieźnieńskim się łączyły. Jak wpłynęła pani na jezioro Ostrowskie, to docierała na Wójcińskie, potem przez kanał Ostrów-Gopło (który powstał zresztą, żeby odprowadzać nadwyżki wody) i Notecią do Warty, a potem do Bałtyku. Teraz te przepływy wyschły. Tragicznie to wygląda. Ryby nie mają gdzie odbywać tarła, nie mogą się przemieszczać. W wielu miejscach, tak jak pani pokazywałem, powstały bagna, a w nich topią się sarny, jelenie i inne dzikie zwierzęta. Brakuje tylko jeszcze, żeby jakieś dziecko uciekło matce i tam zginęło. A władze województwa co z tym zrobiły? Postawiły tabliczkę: „uwaga, grząskie dno”. Teraz to już nie ich problem, tylko Wód Polskich, które odpowiadają między innymi za jeziora.
To osuszanie, o którym Pan mówi, przyczynia się też do ogromnych emisji CO2. A w efekcie – do zmian klimatu.
Bagna i torfowiska to naturalne magazyny wody i dwutlenku węgla. Jeśli kopalnia powstaje, a teren jest osuszany, uwalnia się CO2 magazynowany przez tysiące lat! Poza tym na tysiącach hektarów następuje erozja gleby, co też uwalnia dwutlenek węgla. I proszę sobie wyobrazić, że to się dzieje u nas na Pojezierzu Gnieźnieńskim przez prawie 80 lat.
Kiedy rozmawialiśmy chyba po raz pierwszy o wielkopolskich odkrywkach, mówił mi pan też, że Gopło zostało mocno zanieczyszczone.
Płynęła do niego woda koloru pani bordowego dyktafonu. Po różnych interwencjach udało się zmusić kopalnię do wybudowania zbiorników oczyszczania tej wody. Teraz jest dzięki temu lepiej, ale wciąż nieidealnie. Po ekspertyzie z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu okazało się, że do Gopła wpływało rocznie 520 ton suchej zawiesiny z kopalni. Do jeziora trafiła rtęć, miedź, ołów, chrom, kadm. To wszystko osiadało się na dnie, trafiało do systemów pokarmowych ryb i w konsekwencji też do naszych. W Gople następowały procesy gnilne, zawiesina osiadała się na roślinach, przez co nie mogło dochodzić do fotosyntezy. Część tego jeziora została kompletnie zatruta.
Kopalnia ma obowiązek rekultywacji terenu. Jak jej to wychodzi?
W historii odkrywek konińskich odprowadzono z naszego terenu 10 miliardów metrów sześciennych wody, która chłodziła turbiny Elektrowni Pątów, Adamów i Konin, a potem rzekami trafiła do Bałtyku. Gopło ma 82 miliony metrów sześciennych wody. To oznacza, że przez lata odpompowano tyle wody, ile w znajduje się w 130 jeziorach Gopło. A inwestor chwali się, że w ramach rekultywacji powstały trzy sztuczne zbiorniki wodne. To trochę śmieszno-straszne, prawda? Poza tym skądś trzeba wziąć wodę, żeby te zbiorniki napełnić. W dokumentacji jest napisane, że ona pojawi się naturalnie w 2060 roku. A kto to wtedy sprawdzi? Tego inwestora już dawno tutaj nie będzie.
A lasy? Co dzieje się na tych terenach, gdzie wycięto drzewa?
Sprowadza się na nie krzewy, które mają szansę się przyjąć – rokitnika czy akację. Nijak to się ma do naturalnego lasu i wygląda koszmarnie.
Mówimy o skutkach dla rolnictwa, dla przyrody. Ale jak na obecności odkrywek cierpi zwykły mieszkaniec tych okolic?
Mnóstwo ludzi żyje tutaj z turystyki. Ja też mam ośrodek, pokoje gościnne i sklep nad jeziorem. Moje rodzina spokojnie z tego żyje. Ale to wszystko tu powoli umiera. Bo jacy turyści przyjadą nad wyschnięte jeziora? Jak po naszej rozmowie pojedzie sobie pani nad wodę, to zobaczy pani, że tam na co drugim budynku jest napis „sprzedam”. Nieruchomości potraciły na wartości, a i tak trudno się ich pozbyć. Ludzie tracą źródła utrzymania – ale o takich kosztach się nie mówi. Mówi się tylko, że energia z węgla jest najtańsza. To nieprawda, nie jest. Bo przez nią cierpią mieszkańcy takich terenów jak nasz, bo częściej chorują, wcześniej umierają. To jest prawdziwy koszt energii z węgla.
Dlatego będzie pan dalej protestował, do skutku?
Ja już jestem starszym człowiekiem, więc nie robię tego dla siebie, ale dla przyszłych pokoleń. Dla ich przyszłości i zdrowia. Teraz jest znacznie łatwiej niż na początku, bo powstało mnóstwo ruchów antyodkrywkowych. Jest Fundacja Rozwój TAK – Odkrywki NIE, są prawnicy z Franka Bolda, jest Obóz dla Klimatu, który już dwa razy zorganizował tutaj akcję nieposłuszeństwa obywatelskiego przeciwko odkrywkom. Jest wielu wspaniałych naukowców, na których zawsze można liczyć i którzy pomagają bezinteresownie. Wszyscy się w tych protestach wspieramy. Od dawna współpracuję z Greenpeace, to jest świetna organizacja, na którą zawsze mogę liczyć. Ale my byliśmy pionierami, gdzie miała powstać odkrywka, zapraszali nas. Zjechaliśmy Dolny Śląsk, Wielkopolskę – południową i wschodnią. Byliśmy też w Niemczech i tam dołożyliśmy cegiełkę do tego, że odkrywka Jänschwalde, przy naszej zachodniej granicy, nie będzie już eksploatowana. Odwiedzaliśmy również Gubin i Brody.