Dziś Barbórka, święto górników. Akurat w trakcie COP24 w Katowicach.
Kilka lat temu zrobiłam małe badanie w kopalni Makoszowy, walczącej wtedy z groźbą likwidacji. Przy okazji udało mi się zrobić trochę zdjęć – za ich cykl dostałam nawet wyróżnienie w konkursie Przeglądu Socjologii Jakościowej. [FOTOESEJ MOŻNA POBRAĆ TUTAJ W FORMACIE PDF]
Na tych zdjęciach bardzo widać to, co cały czas robi na mnie wrażenie i co konsekwentnie umyka w debatach o przekształceniach przemysłu.
Górnictwo to bardzo integrujący rodzaj pracy, obrośnięty w związku z tym wielką mitologią. Ta mitologia często jest obśmiewana, kojarzona z minioną epoką przemysłową, bo przecież teraz nie do pomyślenia by wykonywać tę samą pracę co ojciec i dziadek. Plus, od razu widać, jak bardzo upłciowiona jest ta mitologia, o karierach kobiet tu niewiele, mimo, że harują fizycznie w dość przerażających halach gdzie obrabia się węgiel.
Łatwo jest dać się uwieść opowieściom o górnikach, którzy nigdy nie zostawiają siebie w potrzebie. Ale nawet jeśli odrzucić na bok tę bohaterską narrację, to zostaje coś, co jest ważne i co łatwo przeoczyć. Zintegrowane, zżyte wspólnoty żyjące wokół węgla, nie tylko pracujący, ale także ich rodziny, infrastruktura, lokalna duma. Ta emocjonalna tkanka, która spaja kopalnię i wybudowane wokół niej osiedla, to coś co trudno odtworzyć współcześnie, w epoce elastycznego kapitalizmu – dziś więzi pracownicze kreowane są przez specjalistki od HR, komercjalizowane, utowarowione, a jeśli oddolne, to tylko przypadkowo. W pracy nie przywiązujemy się do miejsca ani do ludzi, przenosimy się z projektu do projektu. Wszystko zgodnie z tym, o czym można przeczytać w podręcznikach do zarządzania, które od ponad 20 lat funkcjonuja jako rodzaj obiektywnej wiedzy, a nie reprezentacji interesu pracodawcy. Elastyczność, słowo klucz do współczesnego świata, obietnica, że każdą pracę dopasujemy do swoich potrzeb – bardzo często oznacza, że dopasowujemy swoje życie do pracy.
Jasne, pod względem obecnego i przyszłego bezpieczeństwa naszego świata musimy odchodzić od węgla. Ale jednocześnie nieuwzględnianie tej społeczno-emocjonalnej tkanki, która daje ludziom coś więcej niż tylko wynagrodzenie za pracę, tkanki, która budowana jest oddolnie, między pracującymi – to moim zdaniem duży polityczny błąd. W książce „Polski węgiel” przechodzi się nad faktem zmniejszania się zatrudnienia w górnictwie do porządku dziennego, wskazuje się, że ludzie znajdą pracę gdzie indziej. Pewnie znajdą, ale nie o to teraz chodzi. Ludzie mają potrzebę przynależności, także w pracy. Te nowe prace zwykle jej nie dają. Dają fragmentaryczność zatrudnienia, tymczasowość, powierzchowność. Jeśli nie znajdą tego w pracy, będą szukać gdzie indziej, we wspólnotach politycznych. Będą szukać aż znajdą kogoś, kto im powie, że nie muszą być bezustannie przedsiębiorczymi jednostkami samodzielnie zmagającymi się z ryzykiem na samozatrudnieniu. Pytanie kto ich przygarnie – jest to i pytanie społeczne, i gospodarcze, i polityczne. Moim zdaniem pora zastanowić się, czy w górnictwie nie ma przypadkiem czegoś, co warto by było zachować – i nie mówię tu zupełnie o węglu.
[Artykuł został pierwotnie opublikowany jako wpis na Facebooku].
Udostępnij
Julia Kubisa: Dziś Barbórka, święto górników. "Kopalnie to wspólnoty, infrastruktura, lokalna duma"
04.12.2018
Julia Kubisa
Udostępnij