Kiedy wychodziliśmy na krakowskie ulice, aby zapytać mieszkańców o ich zdanie na temat słynnej już „akcji edukacyjnej”, nie wiedzieliśmy, że za chwilę świat zmieni się o 180 stopni. Czy kampania żarówkowa zadziałała? Zapraszamy na naszą sondę uliczną*.
Wielka, niebieska żarówka okraszona dokładnie dwunastoma gwiazdami. Na fladze Unii Europejskiej oraz Rady Europy symbolizują one jedność, solidarność i harmonię między krajami europejskiej wspólnoty. Jednak w materiałach „kampanii edukacyjnej”, która kosztowała 12 milionów złotych, żółte gwiazdy wskazywały na winnego rekordowo wysokich cen prądu. A właściwie na winnych, ponieważ odbiorcy tych edukacyjnych działań dostali prawdziwie złowrogą mieszankę. O czym mówiła kampania żarówkowa?
Unia Europejska, polityka i klimat – takie są przyczyny kurczących się portfeli Polek i Polaków. Aż 60 procent ceny, jaką płacimy za produkcję energii stanowi opłata klimatyczna Unii Europejskiej. Jeżeli dla kogoś taki przekaz nie był wystarczający, to na materiałach znaleźć można proste równanie, które wyjaśniało sprawę. POLITYKA KLIMATYCZNA UE = DROGA ENERGIA, WYSOKIE CENY – zapisano drukowanymi literami.
A co jeżeli ktoś przez przypadek nie ogląda telewizji, nie wychodzi na miasto, aby zobaczyć billboardy, ani nie przegląda dziesiątek serwisów internetowych w których wyświetlano kampanię edukacyjną? Spokojnie. Państwowe spółki energetyczne „w związku z obowiązkiem prawnym wynikającym z rozporządzenia Ministra Klimatu i Środowiska” poinformowały każdego płatnika o strukturze kosztów. Również za pomocą żarówkowego wykresu. Mailem i pocztą tradycyjną. Dziś zajmuje się tą sprawą Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, a w przypadku wykrycia naruszeń kara może wynieść nawet 10% rocznych obrotów spółki.
Plusy dodatnie
O pozostałych kosztach, które składają się na rachunek końcowy kampania żarówkowa milczy. I to jest jej pierwszy sukces. Wielu poddawanych edukacyjnym zabiegom odbiorców zaczęło bowiem sprawdzać, jak to z cenami prądu jest. I wielu sprawdziło.
Na cenę prądu, oprócz kosztów produkcji składa się na przykład opłata dystrybucyjna. Płacimy ją za wykorzystanie sieci przemysłowej i jest to około 32 procent rachunku. Z kolei podatki i inne krajowe opłaty to 36 procent ostatecznej kwoty za prąd. Produkcja odpowiada za 32 procent końcowej ceny. Z czego w ramach kosztów tej produkcji duża część to opłata za zanieczyszczanie planety dwutlenkiem węgla. Ale to wciąż jedynie (albo aż) 1/5 rachunku.
Zatem 20% zabiera „polityka klimatyczna UE”. Ale na co zabiera? Tego nie wyjaśniono. Być może celowo, wszak edukacja to ciągłe poszukiwania odpowiedzi. I moim zdaniem jest to kolejny sukces kampanii. Wiele osób dowiedziało się, że te pieniądze, które kraje spalające węgiel płacą do wspólnego woreczka wracają do nich w postaci środków na inwestycje wspierające bezemisyjne lub niskoemisyjne źródła energii. Samonapędzająca się maszyna.
Od 2013 roku w ramach systemu handlu emisjami, który jest elementem polityki klimatycznej UE do naszego budżetu trafiło ponad 50 miliardów złotych. W samym 2021 roku było to 25 miliardów złotych, najwięcej spośród wszystkich krajów.
Plusy ujemne
Jakby nie patrzeć na kampanię – same sukcesy. Walorów edukacyjnych jest jeszcze więcej. Bardziej ciekawscy (głodni wiedzy) sprawdzili, na co pieniądze z handlu emisjami są wydawane. Okazało się, że niewielka część tej kwoty (w 2021 około 1,8 miliarda) trafiło na rekompensaty dla przedsiębiorców, które pomagały im spłacać coraz wyższe rachunki.
„W praktyce środki z aukcyjnej sprzedaży uprawnień do emisji trafiają do budżetu i nie są bezpośrednio przeznaczane na konkretne inwestycje służące spełnianiu celów środowiskowych(…)” – pisało ministerstwo wskazując, że jedynie 50 procent tych środków idzie na cele związane z klimatem. Reszta rozpływa się w budżecie. Ale nawet te 50 procent „robi robotę” (choć o połowę mniejszą niż powinno). Są przeznaczane na przykład na program „Czyste Powietrze”. Albo na fundusz, z którego ratuje się państwową spółkę, gdy braknie jej pieniędzy i tysiące użytkowników dostaje odmowy przyłączeń do gazu.
To nie wszystkie sukcesy edukacji prowadzonej przez Polskie Elektrownie. Opinia publiczna sprawdziła, jakie marże naliczają spółki energetyczne. Okazało się, że niemałe. Z końcem 2021 roku na 1 MWh energii elektrycznej producenci zarabiali 350 złotych. Jeszcze w 2018 roku było to siedem razy mniej – 50 złotych na jednej MWh.
Kampania żarówkowa: bilans końcowy
Te wszystkie sukcesy obarczone są jednak pewnym ryzykiem. Zakładam bowiem, że odbiorca kampanii zagłębi się w jej szczegóły.
Jednak na podstawie naszej sondy ulicznej mogę dosyć śmiało postawić pewną tezę. Choć wiele osób sprawdziło niuanse związane z ceną energii, zdecydowana większość odbiorców „kampanii edukacyjnej” szczegółów nie sprawdzi. Odpowiedzi są zazwyczaj zgodne z linią partyjną, co pokazuje, że prawda jest w tym wszystkim mało ważna, bo każdy ma swoją.
I pewnie dla obu obozów politycznych jest to kolejny sukces tej kampanii. Wszak granie na polaryzację społeczeństwa to sprawdzona metoda cementowania swoich elektoratów. Jednak dziś, kiedy świat zmienił się o 180 stopni nie możemy pozwolić na polityczne gry. Jako społeczeństwo udowodniliśmy, że kiedy wszystkie ręce kładziemy na pokład możemy dokonywać fantastycznych rzeczy.
Uwolnienie się z rosyjskiego szantażu surowcami może się dokonać jedynie poprzez mądre, solidarne i efektywne działania. A 12 milionów złotych można przeznaczyć na przykład na trzysta pomp ciepła. Albo kilkaset instalacji fotowoltaicznych. Nie wspominając o termomodernizacji budynków.
*Sonda została nagrana 14 lutego 2022 roku na ulicach Nowej Huty w Krakowie.
Zdjęcia i montaż: Asia Urbaniec
Zdjęcie tytułowe: Polskie Elektrownie / materiały prasowe
Masz sugestie lub propozycje kolejnych tematów? Napisz do autora -> maciej.fijak@smoglab.pl