Pół miliona euro za każdy dzień zwłoki – to kara, którą polski rząd musi płacić za niezastosowania się do decyzji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE). Dotyczyła ona tymczasowego wstrzymania działalności kopalni odkrywkowej w Turowie. Wokół znajdującego się na trójstyku polskiej, niemieckiej i czeskiej granicy kompleks trwa spór. Rząd w Pradze zarzuca Polsce, że odkrywka pozbawia wody mieszkańców przygranicznych miejscowości po czeskiej stronie.
Kara zasądzona przez TSUE dotyczy niezastosowania się Polski do tak zwanego „środka tymczasowego”. Wprowadzając go Trybunał chciał zabezpieczyć interesy Czechów do wydania ostatecznego wyroku. Sędziowie argumentują, że jeśli turoszowska kopalnia rzeczywiście „wysysa” wodę zza południowej granicy, to w znajdujących się w jej pobliżu miejscowościach do momentu rozstrzygnięcia sporu doszłoby do dużych strat.
Polska kopalnia z pewnością tworzy tak zwany lej depresyjny. Tak nazywany jest obszar, gdzie w wyniku działania odkrywki obniża się poziom wód gruntowych. Osuszanie terenu jest konieczne, inaczej kopalnia byłaby zagrożona zalaniem.
Kara od TSUE mimo odtrąbienia „sukcesu”
Jak twierdzą Czesi, lej rozciąga się przede wszystkim na czeską stronę. Dlatego od zeszłego roku trwały rozmowy na temat zabezpieczeń, które mogłoby zapobiegać niedoborom wody. Czesi apelowali też o nieprzedłużanie koncesji i rezygnację z przybliżenia obszaru wydobycia do granicy. Mimo to kompleks, w którego skład wchodzi również elektrownia w Bogatyni, ma według polskich planów działać do 2044 roku.
Dlatego czeski rząd zdecydował o wniesieniu skargi do TSUE. Sprawa na razie skończyła się zasądzeniem zignorowanego przez Polaków środka tymczasowego. Od maja wokół kopalni trwał impas. Trybunał w końcu zdecydował o nałożeniu na Polskę kary w wysokości 500 tys. euro za każdy dzień zwłoki we wprowadzeniu środka tymczasowego.
Czytaj również: Odkrywka Turów z koncesją do 2044 roku mimo międzynarodowych napięć
Stało się tak mimo zapewnień premiera Mateusza Morawieckiego o sukcesie w negocjacjach. Polska miała go osiągnąć niedługo po zasądzeniu środka tymczasowego. Później informację o osiągnięciu porozumienia zdementował szef czeskiego rządu Andrej Babiš. Mimo to szef polskiej rady ministrów twierdził, że jest „głęboko przekonany, że Polsce nie grożą kary finansowe ws. kopalni Turów”.
Czesi i tak woleliby się porozumieć
Zdaniem ekspertów kara zasądzona przez TSUE nie może jednak dziwić.
– Komisja Europejska nie może pozwolić ani rządom, ani firmom na działanie poza prawem UE. Musi wykorzystać dostępne środki, takie jak wstrzymanie unijnych funduszy na rzecz sprawiedliwej transformacji, aby ukarać Polskę – komentowała Petra Urbanova, prawniczka czeskiego oddziału fundacji Frank Bold.
Paweł Pomian z EKO-Unii zaznacza z kolei, że kara od TSUE uderzy w Skarb Państwa, czyli wszystkich polskich polskich podatników.
– W czasie, gdy ratownicy medyczni walczą o podwyżki, polscy politycy nie potrafią zadbać o budżet własnego kraju – twierdzi aktywista.
Na postanowienie Trybunału zareagował ju Martin Puta, hetman graniczącego z Polską kraju libereckiego, odpowiednik marszałka województwa. Na Facebooku napisał, że wolałby osiągnąć „obopólne porozumienie, które jasno określi nie tylko, jak długo i na jakich warunkach będzie kontynuowane wydobycie w kopalni Turów, ale także negatywny wpływ na środowisko po czeskiej stronie granicy”.
Rzecznik rządu w Warszawie Piotr Müller stwierdził z kolei, że Polska nie zamierza zamykać kopalni Turów. Jak stwierdził, od jej działania zależy bezpieczeństwo energetyczne Polski. „Polski rząd dąży do polubownego zakończenia sporu z Republiką Czeską i respektuje interesy lokalnej społeczności” – czytamy w oświadczeniu rzecznika.
Źródło zdjęcia: Lukasz Barzowski / Shutterstock