Za emisje benzenu w Kędzierzynie-Koźlu (woj.opolskie) w ogromnej części odpowiada lokalny przemysł, ale do tej pory nie wskazano, która z firm wypuszcza najwięcej zanieczyszczeń. – W lipcu tego roku pani prezydent Sabina Nowosielska zwróciła się do WIOŚ z prośbą o ponowne kontrole w zakładach. Po miesiącu dostała odpowiedź, że zlecono kontrole instalacji, ale największe zakłady zwróciły się do Ministerstwa Środowiska o ich odwołanie. I MŚ ich prośby spełniło – mówi Miłosz Broś-Załęski z Komitetu Ochrony Powietrza, jeden z organizatorów protestu przeciwko złej jakości powietrza. 2 listopada na ulice miasta wyszło kilkaset osób z symbolicznymi zniczami i transparentami „Stop truciu”.
Kędzierzyn-Koźle protestuje przez złą jakość powietrza
Kiedy po raz pierwszy pisałam tekst o benzenie w Kędzierzynie-Koźlu, nikt nie chciał wskazać głównego źródła emisji. Wiadomo tylko, że za wysokie stężenia odpowiada lokalny przemysł. Od tamtej pory coś się zmieniło? Wiadomo, kto truje?
Wszyscy wiedzą, kto truje, ale jednocześnie nikt tego nie wie. Nikt nic nie powie. Tajemnica poliszynela. W Blachowni, czyli przemysłowej części miasta, znajdują się takie instalacje, których istnienia my, zwykli laicy, nawet sobie nie wyobrażamy. Mieszkańcy nie mogą pokazać palcem, kto truje. Władze lokalne – miejskie i wojewódzkie – już by mogły to zrobić. Dlatego staramy się wymóc na włodarzach bardziej zdecydowane działania. W 2016 i 2017 roku były kontrole kędzierzyńskich zakładów, wykazały jakieś nieprawidłowości, kilka firm dostało kary. Sprawę emisji benzenu z Petrochemii Blachownia (czyli jednego z przedsiębiorstw działających w Kędzierzynie) badała nawet prokuratura, ale sprawę umorzono. Co ciekawe, w lipcu tego roku pani prezydent Sabina Nowosielska zwróciła się do WIOŚ z prośbą o ponowne kontrole w zakładach. Po miesiącu dostała odpowiedź, że zlecono kontrole instalacji, ale największe zakłady zwróciły się do Ministerstwa Środowiska o ich odwołanie. I MŚ ich prośby spełniło. W efekcie kontrola odbyła się w mniejszych firmach. Jedna z nich dostała karę, mimo że nie odpowiada za emisje. Po prostu nie złożyła dokumentów w terminie. Jak powietrze ma się poprawić, skoro truciciel powie w ministerstwie, że nie chce kontroli, więc jej nie ma? Kuriozum.
Dlatego do akcji wkraczają mieszkańcy. Żeby ten urzędniczy mur przebić.
My, jako Komitet Ochrony Powietrza (KOP) działamy od 2016 roku. Robimy to po godzinach, bo wszyscy normalnie pracujemy. Mieszkamy w Kędzierzynie-Koźlu i martwimy się o to powietrze. Od samego początku naszej działalności staraliśmy się pokazać naszym władzom lokalnym, że jesteśmy zaniepokojeni tym stanem rzeczy. W tym samym czasie, kiedy zakładaliśmy KOP, przy urzędzie miasta powstał zespół do spraw jakości powietrza w Kędzierzynie-Koźlu. Miał nie tylko rozwiązać kwestie benzenu, ale też smogu. Niestety, to wciąż za mało. Nic nie zostało rozwiązane, pomimo naszych próśb i nacisków. Prezydent miasta, co wiedzą wszyscy mieszkańcy, wywodzi się z chemii (była zawodowo związana z Grupą Azoty Zakłady Azotowe Kędzierzyn – od aut.) i ma swoje motto: „jesteśmy miastem chemii i musimy się z tym pogodzić”. A to nie jest tak, że musimy. Budzę się rano i na aplikacji WIOŚ widzę, że stan powietrza jest zły albo niebezpieczny. Zapala się czerwona lampka. Nie wierzę, że tak musi być.
Skutki wdychania benzenu można jakoś zauważyć?
Wiele osób w naszym mieście skarży się na duszności, napady astmy, zapalenie spojówek, bóle głowy, zmęczenie, złe samopoczucie. Benzen w połączeniu z innymi zanieczyszczeniami nie może być dla naszego zdrowia obojętny. To jest niepodważalny argument, który przekazujemy władzom lokalnym. I nie tylko – byliśmy nawet w 2017 roku na konferencji z Rzecznikiem Praw Obywatelskich, Adamem Bondarem. Była na nim też pani z Najwyższej Izby Kontroli i różne organizacje ekologiczne. I co uradziliśmy? Że coś trzeba zrobić, ale bez zaangażowania władz będzie trudno działać. My, jako KOP, staramy się być na bieżąco, edukować mieszkańców, zbierać dane dotyczące zachorowalności, przypominać o tym, że powietrze w Kędzierzynie-Koźlu jest bardzo złej jakości. Robimy, co w naszej mocy. Był moment, że piki stały się coraz rzadsze, więc myśleliśmy, że idzie ku dobremu. W tym roku wróciły, są coraz częstsze i dłuższe niż kiedyś.
Jak długo trwa taki pik?
Potrafi trwać od 22 do 7 rano. To są przekroczenia stężeń między 200 a 2000 procent normy (odnosząc się do normy średniorocznej – od aut.), czasami jeszcze więcej. W Polsce nie ma normy dobowej stężenia benzenu, jest tylko średnioroczna – 5 mikrogramów na m3. To nam znacząco utrudnia przeforsowanie, żeby złapać emitora. Bo przez to, że ustalono taką normę roczną, nikt nie może być ukarany za przekroczenia dobowe. A te są ogromne.
W KOP ustaliliście dziewięć postulatów. Co w nich jest?
Spisaliśmy je dwa lata temu i przekazaliśmy pani prezydent. Na ostatnim proteście miałem je wypisane na banerze. Uważamy, że zakłady powinny być regularnie kontrolowane. Chcemy, żeby konsultacje społeczne przed wydaniem pozwolenia zintegrowanego były bardziej transparentne. Mieszkańcy gubią się w gąszczu BIP-u i o wielu inwestycjach dowiadują się po fakcie. Domagamy się tego, żeby opłaty środowiskowe były odpowiednio skonstruowane i inaczej dystrybuowane. Mogłyby być przekazywane na przykład na kolonie dla dzieci czy leczenie sanatoryjne seniorów. Chcemy wreszcie się dowiedzieć, kto emituje benzen i jak za to odpowie. Uważamy, że normy stężeń powinny zostać zaostrzone, a zespół ds. poprawy powietrza rozliczony ze swojej działalności. Naszym zdaniem straż miejska powinna mieć sprzęt mierzący stężenie benzenu w czasie rzeczywistym. W naszych postulatach jest też ścisła współpraca w dotycząca jakości powietrza między urzędem miasta a starostwem powiatowym i urzędem marszałkowskim.
W Zaduszki na ulice miasta wyszło kilkaset osób. Więcej, niż się spodziewaliście. Ludzie zaczynają rozumieć, że zanieczyszczone powietrze jest ogromnym problemem?
Zdecydowanie tak. Odważyli się wyjść na ulicę, poczuli, że w głosie mieszkańców może być siła. Mam tylko nadzieję, że to nie zgaśnie. Wie pani, po trzech latach odsyłania od Annasza do Kajfasza, dobijania się do urzędów, zobaczenie, że na ulice wychodzą setki osób, było jak podmuch wiatru w żagle. Protest był w Zaduszki, więc symbolicznie zapaliliśmy znicze pod starostwem powiatowym. Dzień później przyszedłem posprzątać. Podeszła do mnie pani, okazało się, że jest z miejskiej rady seniorów. Powiedziała mi, że już w 2005 roku napisała petycję w sprawie benzenu, podpisało się pod nią prawie 500 osób. Ale urząd miasta nie zareagował. Wziął ich na przetrzymanie, nie odpisywał, więc ludzie się znudzili i odpuścili. My przez trzy lata się nie daliśmy, chociaż nie było łatwo. Wierzę, że nie damy się jeszcze przez bardzo długi czas.
Zdjęcie: KOP