Wielomilionowe straty, cięcie kursów, autobusy i tramwaje wożące powietrze. Pandemia koronawirusa mocno dotknęła komunikację miejską. Czy w czasie stopniowego znoszenia obostrzeń pasażerowie wrócą do transportu publicznego? I czy miasta mają pomysł na to, by ich do tego zachęcić? O to pytamy w kolejnym odcinku podcastowego cyklu „Miasto Od Nowa”.
– Jesteśmy w tendencji spadkowej jeżeli chodzi o finansowanie przejazdów z biletów – mówi Andrzej Kulig, wiceprezydent Krakowa. Udział pasażerów w finansowaniu komunikacji miejskiej spada od kilku lat. 2020 rok był pod tym względem o wiele gorszy od poprzednich.
– Wpływy w lutym wyniosły 28 milionów złotych. W marcu spadły do 8 milionów. Pandemia wpłynęła też na dochody miasta. Dopuściliśmy więc do sytuacji, w której ograniczyliśmy ruch autobusów i tramwajów – mówi Kulig tłumacząc, że pojazdy transportu publicznego w czasie lockdownu często przewoziły najwyżej dwóch pasażerów. We wrześniu 2020 roku tramwaje i autobusy wybierało o ponad jedną trzecią mniej krakowian niż na początku roku. Ponad jedna dziesiąta mieszkańców zadeklarowała z kolei, że w codziennych dojazdach (na przykład do pracy) zamieniło komunikację miejską na inne środki transportu.
Pustki w pojazdach komunikacji miejskiej można było zauważyć nie tylko w Polsce. Wynika to z danych firmy Moovit, operatora popularnej zagranicą aplikacji ułatwiającej poruszanie się transportem publicznym. Jej twórcy zapytali swoich użytkowników o ich stosunek do komunikacji w pandemii. W greckich Salonikach prawie trzy czwarte osób znacznie ograniczyło lub zupełnie zrezygnowało z poruszania się autobusami. Dla prawie 70 proc. respondentów problemem jest tłok w pojazdach transportu publicznego.
Komunikacja miejska: cięcia i lockdownowy chaos
W Szczecinie ograniczenia w kursowaniu autobusów i tramwajów przełożyły się na przepełnienie w pojazdach. Dlatego część z linii szybko wróciła do normalnego funkcjonowania. Działanie utrudniał jednak chaos informacyjny – przyznaje Hanna Pieczyńska z Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego w Szczecinie.
– Nie chciałabym mówić w tym kontekście o błędach. W końcu wszyscy na początku pandemii działali po omacku. Zabrakło jednak konsultacji z przewoźnikami czy organizatorami transportu. Trudno było nam sprostać oczekiwaniom – mówi Pieczyńska. Dodaje, że najciężej było wypełnić wymogi dotyczące limitów pasażerów w pojazdach – W szczycie po Szczecinie porusza się 300 tramwajów i autobusów. Trzeba by wypuścić na ulice drugie tyle, by spełnić oczekiwania rządu.
Według niektórych źródeł ograniczanie liczby pasażerów w transporcie publicznym nie było w ogóle potrzebne. Taki wniosek można wysnuć na przykład z niemieckich badań. Ich wyniki dotyczą miast, gdzie nie obowiązywały żadne ograniczenia w kursowaniu komunikacji. Według prestiżowego Instytutu im. Roberta Kocha jedynie 0,2 proc. ze zbadanych 55 tys. przypadków zakażeń pochodziło z pojazdów transportu zbiorowego. O wyjątkowo niskim ryzyku zakażenia w komunikacji miejskiej mówią też badania Uniwersytetu Technicznego w Berlinie.
Według uczonych od półgodzinnych podróży w maseczkach bezpieczniejsze są jedynie dwugodzinne odwiedziny u fryzjera lub w teatrze, muzeum czy kinie przy 30 lub 40-procentowym napełnieniu obiektu. Według badań najczęściej do zakażeń dochodziło w gospodarstwach domowych i domach opieki (56 proc.).
Z autobusu do samochodu
Na początku pandemii ruch samochodów w polskich miastach wyraźnie się zmniejszył. Po Krakowie w kwietniu poruszało się o 40 proc. aut mniej. Ponad rok później widać jednak, że ruch samochodów dynamicznie rośnie – w czerwcu 2021 roku po drogach poruszało się o 13 proc. więcej osobówek niż miesiąc wcześniej.
– Nie chcemy odczepiać ludzi od kierownic samochodów. Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że w trakcie pandemii w Krakowie dramatycznie wzrosła liczba zarejestrowanych aut. Teraz to 750 pojazdów na 1000 mieszkańców. A ulice się nie rozszerzą, nie ma takich możliwości. Nawet przy likwidacji pasów dla rowerzystów i zawężeniu chodników korki będą takie same – przekonuje prezydent Kulig.
Jak odzyskać „przyspawanych do kierownicy”?
Jak odzyskać zaufanie mieszkańców do transportu publicznego? Niektórzy twierdzą, że warto zmieniać same pojazdy. Takie rozwiązanie proponuje Ryan Teo z amerykańskiego Northwestern University. Naukowiec stwierdził, że klasyczne, ciasne drzwi autobusu to przeżytek. W jego projekcie rozsuwa się prawie cała ściana pojazdu. Dzięki temu wsiadające do środka osoby nie muszą tłoczyć się przy wejściu, a Futurebus zapewnia pasażerom większą wymianę powietrza na przystankach. W środku siedzenia oddzielone są od siebie ściankami z tworzywa sztucznego. Uchwyty w takim pojeździe przy każdym przystanku byłyby dezynfekowane za pomocą wiązki światła UV, obracając się o 360 stopni.
Wizja Futurebusa to na razie transportowe science fiction. Nowoczesną technologię w komunikacji miejskiej można wykorzystać jednak również w prostszy i łatwiejszy do wdrożenia sposób. Waszyngton planuje udostępnić pasażerom podgląd informacji o stopniu zatłoczenia pojazdów w czasie rzeczywistym. W ten sposób mieszkańcy mogą łatwiej zaplanować swoją podróż, jeśli chcą poczekać na mniej zapełniony autobus czy skład metra.
Inwestycje i częstsze kursy. Czy komunikacja miejska się odbuduje?
Polskie miasta stawiają na bardziej tradycyjne rozwiązania. W Szczecinie trwa tak zwana „torowa rewolucja”. Bardzo duża część torowisk przechodzi poważne remonty. Za jakiś czas poprawi to komfort poruszania się po mieście. Teraz, w połączeniu z inwestycjami drogowymi, owocuje to jednak ogromnymi korkami. Dlatego władze miasta postanowiły obniżyć ceny biletów okresowych, by zachęcić mieszkańców do korzystania z komunikacji miejskiej, o wiele mniej obciążającej ulice Szczecina. W nowym cenniku normalny bilet miesięczny na zwykłe linie kosztuje 90 złotych (zamiast 100), a normalny na linie zwykłe i pospieszne 140 złotych (zamiast 162).
– Mimo pandemii mamy w Szczecinie boom inwestycyjny. Kierowcy narzekają na utrudnienia w ruchu. Dlatego postanowiliśmy nadać priorytet komunikacji miejskiej. Obniżyliśmy ceny biletów okresowych od 10 do 25 proc. Poszerzyliśmy również strefę płatnego parkowania – mówi Hanna Pieczyńska.
W Krakowie może pomóc kolej
A jak z odpływem pasażerów chce poradzić sobie Kraków? Raczej nie tanimi biletami jednorazowymi, które w wersji bez zniżek pod Wawelem kosztują aż 6 złotych. Wielu kierowców może więc zrezygnować ze skorzystania z pojedynczego przejazdu, by wypróbować krakowski transport publiczny. Co na to wiceprezydent miasta? Andrzej Kulig odpowiada, że bilety jednorazowe są ofertą skierowaną głównie do turystów. Mieszkańcy powinni według niego zaopatrzyć się w stosunkowo tani bilet miesięczny. Ten dla osób posiadaczy Karty Krakowskiej (czyli osób płacących w Krakowie podatki) kosztuje zaledwie 80 złotych. To mniej, niż w Szczecinie po obniżkach.
Czytaj również: Głośne protesty przeciwko ograniczeniom w ruchu w UK. Mimo to ich zwolenników jest więcej
– Wierzymy też, że nowe połączenia kolejowe przyczynią się do zwiększenia się liczby pasażerów. Pamiętajmy, że jesteśmy w trakcie odnawiania i organizowania kolejnych przystanków. One będą stanowiły dogodne miejsce do przesiadek – mówi Kulig dodając, że Kraków rozmawia z władzami wojewódzkich kolei o wspólnym bilecie na pociąg, tramwaj i autobus. Wiceprezydent zapowiada też wzmocnienie siatki połączeń. Obiecuje, że sytuacja poprawi się od połowy sierpnia
Badania Polskiego Alarmu Smogowego pokazują, że komunikacja miejska ma przyszłość. Mieszkańcy chcą, by w miastach pojawiły się nowe buspasy (w ten sposób odpowiedziało 59 procent respondentów) i deklarują, że nie planują korzystać komunikacji rzadziej, niż przed pandemią (72 proc.) Wymagają jednak dobrej sieci połączeń. Ponad 65 proc. zapytanych skłoniłoby to do przesiadki z samochodu do transportu zbiorowego.