Głośne protesty przeciwko ograniczeniom w ruchu w UK. Mimo to ich zwolenników jest więcej

1098
0
Podziel się:
wielka brytania LTN

Brytyjskie miasta próbują walczyć z zanieczyszczeniami, jednak niektóre rozwiązania irytują mieszkańców. Krytyka dotyczy między innymi stref ograniczonego ruchu (LTN), które w Wielkiej Brytanii pojawiły się w trakcie pandemii. W Londynie dochodzi w nich do aktów wandalizmu, które pod lupę ma wziąć miejscowa policja.

Strefy wyznaczono w dzielnicach mieszkalnych, do których mimo wszystko nadal można dotrzeć samochodem – na przykład do własnego domu lub punktu usługowego. Nie można jednak przejechać przez nie, by ominąć korki lub skrócić sobie trasę. Tak zwane „low traffic neighbourhoods” (LTN) mogą być wyznaczane przez miejskie władze w całej Wielkiej Brytanii. Rząd Borisa Johnsona zdecydował o tym w trakcie pandemicznego lockdownu. Nowe rozwiązanie ma ułatwić mieszkańcom poruszanie się pieszo i korzystanie z roweru oraz obniżyć poziom zanieczyszczeń w gęsto zaludnionych dzielnicach i przy wąskich, bocznych uliczkach.

Nie wszyscy obywatele Wielkiej Brytanii polubili LTN. Według krytyków nowe rozwiązanie działa głównie na korzyść mieszkańców bogatych centrów miast. Z kolei osoby dojeżdżające do nich z przedmieść muszą liczyć się z większymi korkami.

Niezadowolenie widać przede wszystkim w stołecznej dzielnicy Lambeth. Wyznaczono tam pięć obszarów LTN. Władze zdecydowały też o przegrodzeniu niektórych ulic donicami z ozdobną roślinnością. Blokują one wjazd dla samochodów, jednak bez przeszkód można je ominąć rowerem. Pojawienie się ich w Lambeth musiało rozwścieczyć niektórych mieszkańców, którzy ostatnio wylali na rośliny olej silnikowy. Policja zapowiedziała, że wzmocni patrole w okolicy, a władze dzielnicy zastanawiają się nad zainstalowaniem kamer monitoringu przy wjeździe do stref LTN.

Wielka Brytania: LTN sprawią, że zanieczyszczenie przy głównych ulicach będzie większe?

Przeciwnicy wprowadzania zmian w ruchu protestują też w legalny sposób. Londyńczycy robią to od niemal roku, a w ostatnich miesiącach protesty rozlały się również na inne miasta Zjednoczonego Królestwa. W czerwcu pikietę zorganizowali mieszkańcy miasta Oxford. Swoje poparcie dla zniesienia obszarów LTN w całej Wielkiej Brytanii demonstrowali właściciele biznesów i osoby z niepełnosprawnością.

Czytaj również: To koniec marzeń o Strefach Czystego Transportu. Projekt trafił do kosza

Swoją dezaprobatę dla nowych rozwiązań wyraził też antysmogowy aktywista Rosamund Kissi-Debrah. Córka londyńczyka zmarła w 2013 roku przez problemy z układem oddechowym. Brytyjski sąd uznał, że bezpośrednią przyczyną zgonu było zanieczyszczenie panujące przy ruchliwej ulicy, gdzie mieszkała jej rodzina. W „The Times” Kissi-Debrah zwracał uwagę na to, że główne, ruchliwe ulice nie są bezludne.

„Główne drogi w miastach to przecież nie autostrady. (…) Wiele z mieszkających przy nich dzieci już teraz ma problemy z oddychaniem. Czy zwiększanie tam ruchu jest moralnie słuszne?” – pytał aktywista cytowany przez dziennik.

Mimo to duża część mieszkańców dużych miast wspiera powstawanie nowych obszarów LTN. Sondaż z marca 2021 pokazuje, że strefy cieszą się poparciem około 47 proc. londyńczyków. Jednocześnie swój sprzeciw zaledwie wyraziło 16 procent respondentów. Zwolenników nowych rozwiązań transportowych widać też w ogólnokrajowych badaniach. Z sondażu pracowni YouGov wynika, że popiera je aż 56 proc. Brytyjczyków.

Źródło zdjęcia: Will Durant / Shutterstock

Podziel się: