„Koronawirus zagraża śmiercią ludziom starszym, z pokolenia obecnych decydentów, bez wahania więc podejmuje się daleko idące decyzje i rzuca w problem tysiącami miliardów dolarów. Z kolei zagrożenia środowiskowe (…) będą miały dewastujące konsekwencje dopiero, gdy obecni decydenci zejdą już z tego świata, a ich następstwa dotkną naszych dzieci. Na przeciwdziałanie tym kryzysom nie inwestuje się więc ani ułamka kwot, które w kilka tygodni zostały zmobilizowane przeciw epidemii koronawirusa” – pisze Marcin Popkiewicz.
Epidemia szybko rozprzestrzenia się po świecie. Żeby zilustrować, jak szybko, porównajmy dwa zrzuty ekranu stanu epidemii ze strony Worldometers/Coronavirus, obecny i o miesiąc wcześniejszy.
Po lewej stronie widzimy, jak wyglądał stan epidemii miesiąc temu, 6 marca (kraje posortowane są według liczby nowych zachorowań). Sumaryczna globalna liczba zachorowań wynosiła 102 tysiące.
Po prawej stronie widzimy mniej więcej aktualną sytuację, z dnia 6 kwietnia (tu możesz sprawdzić aktualną sytuację). Całkowita liczba przypadków przekracza już 1,3 mln, a liczba nowych zachorowań zbliża się już do 100 tysięcy dziennie – globalnej liczby przypadków miesiąc temu. To zupełnie inny świat, choć minął zaledwie miesiąc.
Gdyby trend się utrzymał, to w maju mielibyśmy nawet milion zachorowań na koronawirusa dziennie. Oczywiście, lepiej, żeby trend ten nie był kontynuowany zbyt długo, bo cena takiej sytuacji byłaby nadzwyczaj wysoka.
Skala liczby zgonów w wyniku niekontrolowanej epidemii w Polsce
Jaka byłaby skala liczby zgonów, gdybyśmy puścili sprawy „na żywioł?
Przy założeniach, że:
- wirusem zaraziłoby się 60% populacji – to szacowany poziom zachorowań, po którym zostaje osiągnięta „odporność stadna”, czyli zarażeniu ulega i wytwarza przeciwciała wystarczający odsetek populacji, aby zablokować wykładnicze rozprzestrzenianie się wirusa (spadek średniej liczby zakażeń przez nosicieli poniżej 1), po czym epidemia samorzutnie wygasa, choć pewien odsetek osób jeszcze się w tym czasie zaraża. W różnych analizach próg odporności stadnej waha się od 30% do 75%, z medianą 60%;
- śmiertelność byłaby zgodna z podawaną przez WHO, z uwzględnieniem zróżnicowania ze względu na wiek i płeć (bardziej zagrożone są osoby starsze niż młodsze oraz mężczyźni niż kobiety). To raczej konserwatywny szacunek, bo w przypadku puszczenia spraw na „żywioł” znacząco przekroczone zostałyby możliwości służby zdrowia, zabrakło by miejsc na OIOM-ach w wyniku czego odsetek zgonów byłby znacząco wyższy, nie tylko na COVID-19, ale i z powodu braku możliwości zajęcia się innymi przypadkami, np. ofiar zawałów czy wypadków.
Śmierć poniosłoby ok. pół miliona Polaków, z czego ok. 85% przypadałoby na osoby starsze, od 60 roku życia. W rezultacie epidemii tak zmieniłaby się piramida wiekowa w naszym kraju:
Powszechnie wyraża się nadzieję, że odsetek ofiar śmiertelnych koronawirusa jest jednak znacząco niższy od oficjalnych oszacowań WHO, bo duża część zachorowań przechodzi niewykryta, a zgony są rejestrowane w dużo większym stopniu. Byłoby dobrze, gdyby tak było, jednak sprawa nie jest tak oczywista.
Oficjalna liczba zgonów: trafna, zawyżona czy zaniżona?
Jak określić liczbę zgonów powodowanych przez koronawirusa, wychwytując też te odnotowane jako „z innych przyczyn”, nawet przy zafałszowanych statystykach?
Dla jasności, przez „zafałszowane statystyki” mam na myśli zafałszowania danych wynikające z różnych przyczyn, a nie tylko wyłącznie ze złej woli. Mamy tu m.in. brak testów, przez co wiele spowodowanych koronawirusem zgonów zostanie przypisane np. zapaleniu płuc lub grypie lub sytuacje, w których osoby, które zeszły z tego świata w wyniku innych chorób, ale zostałyby wyleczone, gdyby nie przeciążenie służb ochrony zdrowia. Pojawiają się też opinie według których liczba ofiar koronawirusa jest zawyżana, bo jako takie rejestruje się zgony na zwykłe zapalenie płuc i podobne choroby. W związku z tymi niepewnościami pojawiają się wręcz wzajemnie sprzeczne teorie spiskowe według których rządy albo celowo ukrywają skalę epidemii zaniżając liczbę zgonów albo celowo pompują temat, zawyżając ją.
Jak więc sobie poradzić z tymi problemami? Porównać zgony na danym terenie ze średnią liczbą zgonów w minionych latach.
Liczba zgonów w tym roku w regionach z szalejącym koronawirusem (np. we Włoszech czy Hiszpanii) jest wyraźnie większa niż w minionych latach. Co więcej, porównując liczbę tych dodatkowych zgonów z liczbą zgonów kwalifikowanych jako „spowodowanych przez koronawirusa” możemy zobaczyć, że faktyczna liczba zgonów powodowana przez koronawirusa jest z grubsza dwukrotnie wyższa od tej oficjalnie podawanej (są w tym też zgony np. osób z atakiem serca czy wyrostka robaczkowego, które z powodu przeciążenia służb ochrony zdrowia nie otrzymały pomocy na czas).
Oczywiście zestawienie takie ma sens jedynie w tych rejonach, gdzie liczba przypadków jest znacząca – w przeciwnym przypadku losowe fluktuacje (jak wpływ pogody czy smogu) stanowią zbyt duży szum. W Polsce w wyniku szybkiego wprowadzenia dystansowania społecznego liczba dodatkowych zgonów spowodowanych przez koronawirusa i problemy towarzyszące prawdopodobnie wciąż znajduje się na tyle niewielkim poziomie, że ginie w „szumie” naturalnych fluktuacji statystycznych i powodowanych innymi czynnikami (takimi jak np. możliwe zmniejszenie liczby wypadków w wyniku kwarantanny czy wpływ smogu, który też bywa zauważalny w statystykach). Gdyby tylko obecna umiarkowana liczba zgonów w Polsce się utrzymała (na dzień 06.04 w sumie 111 zgonów), byłoby nie najgorzej. Niestety, długoterminowe utrzymanie dystansowania społecznego ze względów gospodarczych będzie niemożliwe.
Problemy gospodarczo-społeczne na horyzoncie
Zbliża się tsunami, a ludzie, w tym politycy różnych opcji, wciąż powszechnie bawią się w swoich grajdołkach, myląc ich brzeg z linią horyzontu. Z perspektywy megatrendów sytuację, w obliczu której stoimy, opisałem tutaj (sekcja Kontekst gospodarczy z apokalipsą zombie w tle) oraz w serii „ABC kryzysu gospodarczego w czasach koronawirusa” (1 z 4 części tutaj). W niniejszym artykule nie będę rozwijał tego wątku, osoby zainteresowane odeślę może tylko dodatkowo do Economies won’t be able to recover after shutdowns oraz Coronavirus measures could cause global food shortage, UN warns (uprzedzam, lektura nie pomaga się wyluzować).
Nawet najlepszy profesor epidemiologii, zapytany o konsekwencje społeczno-gospodarcze pandemii, odpowie, że „to nie jego obszar kompetencji”. Problem w tym, że ekonomiści, do których naturalną koleją rzeczy zwracają się decydenci, nie są dużo bardziej pomocni. Ekonomia nie jest nauką ścisłą, jak fizyka czy chemia, lecz zbiorem zasad, które działają i sprawdziły się w minionych latach okresu wzrostu. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest zaś zupełnie bezprecedensowa, radykalnie wykraczając poza nasze doświadczenia. Nic dziwnego, że przedstawiane przez ekonomistów koszty (i szersze następstwa) zawieszenia działania gospodarki są bardzo rozbieżne i obarczone poważnymi niepewnościami. Wynika to także z tego, że nie wiadomo, jakie działania interwencyjne (zarówno społeczne jak i gospodarcze) zostaną wdrożone, jak zadziałają, jak długo będą stosowane i kiedy zakończone. W miarę upływu czasu pierwszy odruch, żeby chronić życie ludzkie za wszelką cenę, zostanie wystawiony na ciężką próbę. W miarę jak gospodarka będzie się rozsypywać, ludzie tracić pracę, firmy bankrutować, budżet państwa tracić dochody, służba zdrowia będzie niedofinansowana i przeciążona, a zdesperowani ludzie zaczną wychodzić na ulice demonstrować i/lub rabować, nie do uniknięcia stanie się kwestia, jaka cena może zostać zaakceptowana, a jaka cena byłaby jednak za wysoka – tym bardziej, że w tym scenariuszu powszechnej biedy i desperacji cierpienie ludzkie, pogorszenie stanu zdrowia populacji i liczba zgonów też będą gwałtownie rosnąć.
Jak zauważył ostatnio minister zdrowia Łukasz Szumowski:
Stoimy naprawdę na brzytwie. Jeżeli państwo się zapadnie, nie będzie miało pieniędzy na leczenie onkologiczne, hematologiczne, pediatryczne, to umrze przez to więcej osób niż na koronawirusa.
Problemy już się zaczęły, a ich skala jest bezprecedensowa. Przykładowo, w USA w ostatnich dwóch tygodniach na bezrobocie poszło 10 mln ludzi. Szacuje się, że w kolejnych miesiącach bezrobocie może dotknąć 32% siły roboczej. Dla porównania: podczas Wielkiego Kryzysu w latach 30. XX wieku w USA rekordowe bezrobocie wyniosło 24,8%. Poważnym ostrzeżeniem jest to, co dzieje się we Włoszech, które w Europie pierwsze stanęły w obliczu eksplodującej epidemii i wprowadziły powszechną kwarantannę. Po trzech tygodniach od jej wprowadzenia nadeszły raporty o lokalnych zamieszkach w ubogich południowych regionach, gdy ludziom skończyły się pieniądze i jedzenie.
Oszacowanie kosztów gospodarczych przedstawił ostatnio Maciej Samcik:
Ekonomiści są zgodni, że jeden wolny dzień to 0,2-0,3% PKB mniej w skali roku. Łatwo policzyć, że dwa tygodnie „zamrożenia” kraju kosztuje 4% krajowego PKB. Polska będzie stała przez co najmniej jeden miesiąc (od połowy marca do połowy kwietnia), co oznacza, że „paść się” pójdzie 8% wartości dóbr i usług, które wytwarzamy. (…)
A gdyby polska gospodarka stała jeszcze przez jeden miesiąc, do długiego weekendu majowego? Wówczas mówimy o spadku PKB w skali roku o 9-10%. To już jest krach. (…)
Część gospodarki nie ruszy już do końca roku. Branża turystyczna, hotelowa, restauracyjna, częściowo transportowa, eventowa, sportowo-rekreacyjna. Niewykluczone, że 10-15% potencjału polskiej gospodarki do końca roku będzie leżało trupem. A więc w ciągu kolejnego półrocza nie wytworzy dóbr i usług wartych 100-200 mld zł. W ten sposób uzyskujemy monstrualną kwotę 400 mld zł jako koszt „narodowej kwarantanny” gospodarczej. (…)
Kłopot w tym, że… nawet te najczarniejsze prognozy dotyczące czasu trwania tzw. lockdownu Polski – czyli to, że skończy się po długim weekendzie majowym – zdaniem niektórych są zbyt optymistyczne. Coraz więcej specjalistów od prognozowania cyferek i od modeli matematycznych uważa, że Polska – a tym samym nasza gospodarka – będzie „zamrożona” aż do… początku czerwca.
Jednak nawet te prognozy długotrwałości zamrożenia gospodarki mogą okazać się zbyt optymistyczne.
Wpływ spowolnienia epidemii poprzez kwarantanny i dystansowanie społeczne na liczbę ofiar
Sam w sobie jest on niestety marginalny. Zdziwiony?
Pewnie słyszałeś, że jeśli będziemy siedzieć w domach, zaprzestaniemy kontaktów społecznych i ogólnie zaprzestaniemy wszelkich niekrytycznych działań przez kilka miesięcy, uda się radykalnie ograniczyć liczbę zachorowań i zgonów. Przykładem jest szeroko udostępniana analiza opublikowana w New York Timesie wraz z dostępnym do własnych eksperymentów kalkulatorem. Kluczowy przekaz: zaprzestanie kontaktów społecznych przez 2 miesiące w porównaniu do ich zawieszenia na 2 tygodnie zapobiegnie olbrzymiej ilości zakażeń.
Epidemia wirusa o charakterystyce SARS-CoV-2 może zakończyć się na trzy sposoby: albo przez zupełne wyeliminowanie wirusa, albo przez uzyskanie odporności stadnej albo przez podanie szczepionki.
- zupełne zduszenie wirusa przekazywanego przez bezobjawowych nosicieli w sytuacji, gdy liczba zidentyfikowanych zachorowań globalnie przekroczyła już milion i rośnie o ponad 100 tysięcy dziennie, wiele z nich ma miejsce w krajach nie posiadających sprawnych służb ochrony zdrowia, w ogóle nie prowadzących działań na rzecz zduszenia epidemii jest już globalnie (prawie na pewno) niewykonalne. Kraje które w wyniku zastosowania drastycznych metod (być może) są w stanie to zrobić (jak Chiny) będą musiały zamknąć granice i cały czas stosować drastyczne środki zapobiegające powrotowi epidemii – w związku z obawami przed nawrotem epidemii już ma to zresztą miejsce.
- uzyskanie odporności stadnej wymaga zakażenia ok. 60% (30-75%) populacji. Liczba zgonów może zależeć od odporności populacji (gł. struktura demograficzna, także sezonowy wpływ pogody) oraz jakości dostępnej chorym ochrony zdrowia oraz pogody, ale tak czy inaczej do zakończenia epidemii konieczne jest przejście choroby przez dużą część (prawdopodobnie większość) społeczeństwa.
- szczepionka, aby mogła być masowo zastosowana, musi być skuteczna i bezpieczna – powszechnie szacuje się czas jej opracowania na 12-18 miesięcy. To i tak bardzo krótko – zwykle jest to kilka lat, choć można mieć nadzieję, że wyjątkowa mobilizacja przyspieszy wyścig do opracowania szczepionki.
Reasumując: nie da się pozbyć problemu wirusa bez jego zupełnego wyeliminowania (co w Polsce i ogólnie krajach Zachodu uważam za mało prawdopodobne), czekania w kwarantannie do opracowania szczepionki lub przebycia choroby przez większość populacji.