W stolicy zamarł ruch, a wraz z nimi spadło stężenie związków azotu. To między innymi one odpowiadają za miejski smog. Pokazuje to porównanie wyników pomiarów opracowane przez Warszawę bez Smogu.
Tlenki azotu (NOx) są jednymi z najgroźniejszych składowych smogu. Podrażniają spojówki i śluzówki nosa i gardła, w dużym stężeniu mogą powodować duszności i ból w klatce piersiowej. Długotrwałe narażenie na kontakt z tymi gazami wpływa na rozwój astmy oskrzelowej oraz nowotworów płuc i piersi. W największych polskich miastach normy stężenia tlenków azotu bywają regularnie przekraczane. Najczęściej dzieje się to w zakorkowanych metropoliach – źródłem zanieczyszczenia NOx są w większości samochody.
W ostatnich dniach pomiary z Warszawy pokazują jednak znaczne spadki poziomu stężeń tych substancji. Dane takie mogłyby dziwić, gdyby nie akcja #zostańwdomu związana z epidemią koronawirusa. Podobne skutki zmniejszonego ruchu samochodów zaobserwowano między innymi w północnych Włoszech.
Z wykresu przedstawionego przez aktywistów wynika, że zanieczyszczenie zaczęło wyraźnie spadać od 6 marca. Duże wrażenie robi porównanie średnich dla poszczególnych dni. 23 marca 2019 dobowe stężenie tlenków azotu osiągnęło aż 147 mikrogramów na metr sześcienny. 23 marca 2020 roku zanieczyszczenie tymi gazami było w stolicy prawie sześć razy niższe – 26,1 µg/m³.
– W ostatnich dniach ruch samochodowy w Warszawie jest wyraźnie mniejszy, co wynika z wprowadzonych ograniczeń poruszania się obywateli – mówi Piotr Siergiej z Warszawy Bez Smogu. – Wprawdzie nasza ocena tendencji spadkowej wzięła się z tylko jednej stacji pomiarowej przy al. Niepodległości. Według mnie można jednak wysnuć wniosek, że podobny trend utrzymuje się w całym mieście. Warszawa nie jest tu wyjątkiem. Podobną poprawę jakości powietrza odnotowano w innych miastach europejskich objętych ograniczeniami. Europejska Agencja Środowiska podaje, że stężenia tlenków azotu spadło również w Rzymie, Mediolanie i Madrycie – dodaje Piotr Siergiej.
Nie znaczy to jednak, że zanieczyszczenie powietrza w czasach epidemii koronawirusa przestało być problemem. W Polsce bierze się ono głównie z pyłów zawieszonych w powietrzu. Ich źródłem jest tak zwana „niska emisja”, czyli dym z domowych kominów. Stężenia pyłów utrzymują się ostatnio na zwykłym poziomie, co szczególnie w chłodniejsze dni wpływa na pojawianie się smogu.
Niepokoją między innymi dane Europejskiej Agencji Środowiskowej. W swoich pomiarach bierze ona pod uwagę kilka z najbardziej szkodliwych dla zdrowia substancji: w tym pyły PM10 i PM2,5, tlenki azotu i siarki. Dlatego Polska pozostaje „czerwoną plamą” na smogowej mapie europy.
Zdjęcie: Beata Tabak / Shutterstock