Interdyscyplinarny zespół naukowców z SGGW i Uniwersytetu Łódzkiego porównał zarzucone oraz pielęgnowane parki w Warszawie, by porównać korzyści płynące z odmiennych sposobów zarządzania miejską zielenią. Okazuje się, że puszczenie jej w samopas przynosi takie same, a niekiedy nawet większe korzyści środowiskowe, niż regularne koszenie.
Kwestią konieczności ścinania miejskich trawników i chaszczy zajął się zespół naukowców z SGGW i Uniwersytetu Łódzkiego, we współpracy z Zarządem Zieleni Miejskiej. Podjęto się szczegółowej analizy, by porównać warszawskie nieużytki oraz parki pod względem m.in. korzyści dla środowiska (tzw. usług ekosystemowych). Rezultat? Okazuje się, że w obydwu przypadkach korzyści są podobne, a różnica dotyczy przede wszystkim kosztów.
Wyniki ich badań opublikowano na łamach czasopisma naukowego „Ecosystem Services„.
Czytaj także: Biolożka obala mity o miejskich łąkach. “Dzikość jest niezbędna do przetrwania”
„Dzika” zieleń atrakcyjna dla mieszkańców
„[Wykazano, że] korzyści niezależnie od typu zieleni są praktycznie takie same. Zieleń urządzona i zarzucona staje się w porównywalnym stopniu siedliskiem dla roślin i zwierząt. Co więcej wizualnie tereny nieużytków podobają się mieszkańcom w podobnym stopniu co wypielęgnowane parki” – podsumowuje wyniki SGGW w mediach społecznościowych.
Badanie objęło m.in. kwestię pochłaniania dwutlenku węgla, co jest ważne w kontekście postępujących zmian klimatycznych. „Hektar zadrzewionego parku pochłania średnio – 7,7 t/ha CO2, a zadrzewiony nieużytek – 9,8 t/ha. trawniki parkowe – 3,8 t /ha a zarzucone ziołorośla – 7,0 t/ha” – podaje uczelnia.
Czytaj także: Mieszkańcy europejskich miast chcą więcej zieleni i czystszego powietrza. Kraków i Warszawa na czele
„Po co przepłacać za koszenie?”
„Uważa się, że zieleń parkowa, której koszt utrzymania to około kilku tysięcy zł/ha rocznie, jest atrakcyjniejsza dla rekreacji. Tu wyniki są równie zaskakujące bo nasi ankietowani uznali atrakcyjność parków i nieużytków podobnie. A zatem kosić, czy nie kosić? Skoro nie widać różnicy to po co przepłacać?” – zastanawia się SGGW.
„Koszenie to czyste marnotrawstwo. 'Wimbledony’, czyli wymuskane trawniczki, to tylko dążenie za modą przywiezioną zza oceanu, która tam trafiła z Wielkiej Brytanii. Daliśmy się wszyscy wkręcić w to, że tak to ma wyglądać” – mówiła w wywiadzie dla SmogLabu Agnieszka Nowak z Fundacji Łąka. Rozmowę o tym, jak zagospodarować zieleń w mieście i jak robić to odpowiedzialnie, przeczytać można TUTAJ.
_
Dostęp do całości przytoczonych wyników badań można uzyskać tutaj.
Zdjęcie: Shutterstock/Oleg Elkov