Niektóre kraje przypisują sobie zbyt duże zasługi w redukcji emisji dwutlenku węgla. W skali świata dotyczące tego szacunki mogą być zaniżone o nawet 5,5 miliarda ton CO2 na rok. To tyle, ile w ciągu roku do atmosfery wypuszcza drugi największy emitent świata – Stany Zjednoczone. Takie wnioski przedstawia raport opublikowany na łamach prestiżowego pisma naukowego „Nature Climate Change„.
Problem wynika ze sposobu wyliczania wkładu lasów w ograniczanie efektu cieplarnianego. Modele używane przez naukowców również uwzględniają ich wkład w pochłanianie dwutlenku węgla. Rządowe wyliczenia znacznie przewyższają jednak szacunki uczonych. Dotyczy to przede wszystkim krajów o wysokim stopniu zalesienia – Kanady, Stanów Zjednoczonych czy Rosji. Naukowcy ostrzegają, że niektóre państwa mogą w ten sposób unikać zwiększania nakładów na walkę ze wzrostem światowych temperatur.
Czytaj także: Jedynie 3 proc. ekosystemów świata nie zostało zmienionych. Wiele jednak można naprawić
Zespół 22 naukowców z Europy i Japonii zaznacza, że niezależne od rządów wyliczenia nie obejmują efektu pochłaniania CO2 przez istniejące już lasy. Biorą pod uwagę jedynie nowe nasadzenia. Według naukowców to one mogą być wliczane we wkład poszczególnych państw do ograniczania globalnego ocieplenia. Co więcej, zdaniem autorów raportu trudno precyzyjnie ocenić wpływ wielu zalesionych terenów na obniżanie się emisji netto.
Używając swoich metod, Stany Zjednoczone w 2019 roku odjęły od swoich emisji 789 milionów ton CO2. To około 12 procent całkowitej ilości tego gazu wypuszczonego przez USA do atmosfery. Efekt ten władze przypisały właśnie ogromnym połaciom zieleni rosnącym na terenie kraju. Innym beneficjentem tego systemu jest Rosja, która „odpisuje sobie” od swoich emisji aż 591 mln ton CO2.
Naukowcy: Obniżanie emisji przez stare lasy nie jest naszą zasługą
„Mamy szczęście, posiadając te naturalne pochłaniacze dwutlenku węgla. Zapewnia nam je jednak natura. Nie możemy w ten sposób przypisywać sobie zasług dla walki ze zmianą klimatu” – mówił w wywiadzie dla „Washington Post” Christopher Williams, ekspert ds. lasów z Clark University w stanie Massachusetts.
„Jeśli naukowcy i kraje używają innych metod, ocena postępów światowej polityki klimatycznej będzie trudniejsza” – dodał w komentarzu dla agencji Reutera dr Giacomo Grassi, współautor badania, pracownik naukowy Wspólnego Centrum Badawczego Komisji Europejskiej. Według naukowca sposoby naliczania emisji powinny być ze sobą zgodne.
To szczególnie ważne przed szczytem klimatycznym ONZ, planowanym na listopad w Glasgow. Tam ma nastąpić przegląd światowych postępów w osiągnięciu celów Porozumienia Paryskiego. Umowa z 2015 roku zobowiązuje sygnatariuszy do powstrzymania ocieplenia na poziomie do 2 stopni Celsjusza powyżej poziomów z epoki przedprzemysłowej. Sukces zależy głównie od tempa ograniczania emisji. Jego ocena będzie trudniejsza w przypadku rozdźwięku pomiędzy metodami używanymi przez naukowców i rządy.
Zdjęcie: MattLphotography/Shutterstock