Po raz pierwszy naukowcom udało się wykazać, że za wzrost ryzyka powodziowego w konkretnej górskiej miejscowości odpowiada zmiana klimatu, powodująca topnienie lodowców. Badanie, którego wyniki opublikowano właśnie w „Nature Geoscience”, dostarcza dowodów również w głośnym procesie przeciwko gigantowi energetycznemu.
Miasto Huaraz w peruwiańskich Andach leży na wysokości 3 tys. metrów. Ponad kilometr wyżej znajduje się jezioro Palcacocha, które coraz bardziej zagraża wylaniem i tym samym bezpieczeństwu mieszkańców miasta. Naukowcom z uniwersytetów w Oksfordzie i Waszyngtonie udało się właśnie potwierdzić , że za wzrost ryzyka powodziowego odpowiada tam bezpośrednio zmiana klimatu. Wyniki ich badań opublikowano w czasopiśmie naukowym „Nature Geoscience„.
Dzięki metodzie opracowanej przez prof. Gerarda Roe z University of Washington wykazano, że opady deszczu w regionie praktycznie nie uległy zmianie. Za napływ wód do jeziora odpowiada topniejący górski lodowiec. Jego wycofywanie się to z kolei w niemal 95 proc. skutek wzrostu średnich temperatur w regionie.
Czytaj także: Zdobywca K2 apeluje o ochronę klimatu. Bez niej górskie lodowce sobie nie poradzą
„Na całym świecie cofanie się lodowców górskich jest jednym z najwyraźniejszych wskaźników zmian klimatycznych. Powodzie, które pojawiają się [w związku z tym – przyp. red.], zagrażają społecznościom w wielu regionach górskich, ale ryzyko to jest szczególnie poważne w Huaraz” – powiedział w oświadczeniu prof. Roe.
Topnienie lodowców: kto jest winny?
W ostatnich 40 latach obszar akwenu powiększył się aż ośmiokrotnie. Obawy o bezpieczeństwo mieszkańców nie są bezzasadne, ponieważ już raz doszło tam do katastrofy przez topnienie lodowców.
Gdy w 1941 roku do jeziora trafił odłamany fragment lodowca, powódź spowodowała śmieć od 1800 do nawet 5000 osób.
Czytaj także: “Himalajskie tsunami” po pęknięciu lodowca. Potężna lawina w Indiach, są ofiary śmiertelne
W związku z zagrożeniem powodziowym w regionie od lat toczy się bezprecedensowy proces.
Pozwaną stroną jest niemiecki koncern energetyczny RWE. Jeden z rolników, którego dom może ulec zniszczeniu w razie powodzi, domaga się 20 tys. euro dla lokalnej społecznych. Dlaczego pozywa akurat firmę z Europy? Jak tłumaczył prawie sześć lat temu, kiedy proces startował, chce pokazać, że emisje CO2 mają globalny wpływ na środowisko. A wielkie koncerny muszą brać odpowiedzialność za swoje działania.
„The Guardian” podaje, że kwota ta stanowi 0,47 proc. szacowanych kosztów, które zostaną wydane na wzmocnienia przeciwpowodziowe i system ostrzegania mieszkańców. 0,47 proc. to szacunkowy udział koncernu RWE w antropogenicznych emisjach CO2 na świecie w latach 1751-2010 – wynika z raportu opublikowanego w 2013 roku.
_
Z pełnymi wynikami wspomnianych badań można zapoznać się tutaj.
Zdjęcie: Shutterstock/Marcos Terra