Mała retencja – chroni przed suszą i powodzią. Jak działa?

Podziel się:
mała retencja

Mała retencja to dobry sposób i na powodzie, i na suszę. Mówią o tym naukowcy, którym do zatrzymywania wody opadowej udaje się przekonać kolejnych miejskich włodarzy. Czym jest mała retencja i czy rzeczywiście działa?

Mówiąc najprościej – mała retencja nie jest… duża. Nie chodzi więc o wielkie zbiorniki wodne, suche poldery czy zapory. Mała retencja to ta, którą osiąga się najprostszymi środkami, i którą może zastosować niemal każdy z nas. Zadbać o nią mogą również władze miast. Chodzi przede wszystkim o zachowanie wody w miejscu jej opadu. Nie udaje się to, gdy woda spada na nieprzepuszczalną powierzchnię – na przykład na asfalt czy beton. W tym przypadku od razu trafia do kanalizacji, a dalej – do rzek i morza. To najgorszy scenariusz zarówno w przypadku suszy, jak i zagrożenia powodziowego. Gdy jest sucho, okoliczna przyroda nie może skorzystać z bezcennej dla niego wody. Gdy wzbierają rzeki, ich poziom jeszcze bardziej się podwyższa.

Bioretencja, czyli trawniki i kwietne łąki

W jaki sposób można temu zapobiec? Pomóc mogą niektóre rośliny, a dużym wsparciem może być sianie łąk kwietnych i rezygnacja z koszenia trawników. Takie zabiegi wspomagają bioretencję, dzięki której skorzystać mogą przede wszystkim duże miasta. To one są najbardziej narażone na podtopienia podczas opadów nawalnych. Roślinność pozwala na szybsze wsiąknięcie wody w grunt, a jej resztę mogą bez problemu przyjąć studzienki. Dzięki zwiększeniu powierzchni zielonej w miastach powodzie błyskawiczne, w ostatnie lato nawiedzające największe metropolie w Polsce i Europie, mogłyby być rzadsze i mniej niszczycielskie.

Jak to wygląda w praktyce? Dobrze działającą łąkę kwietną można zobaczyć między innymi na terenie spółdzielni mieszkaniowej Wrocław-Południe. Kwietna łąka jej krajobraz wzbogaciła w 2019 roku, zakwitła dwa miesiące po wysianiu – i to mimo panującej dwa lata temu suszy.

Czytaj również: Botanik: retencja działa także w ogrodzie

”Mieszkańcy, zamiast skromnego trawnika, mają pod oknem festiwal kwiatów, a w nim m.in. ślaz mauretański, nagietki, chabry, maki, nachyłki. Nie ma lepszego projektanta niż natura” – mówiła Marta Wojniłko-Szymańska, wrocławska specjalistka ds. architektury krajobrazu w spółdzielni. Jak dodawała, kwietna łąka nie tylko dobrze zatrzymuje wodę – wysoka, dzika roślinność obniża temperaturę otoczenia w czasie upałów, a rzadsze koszenie jest zwyczajnie tańsze dla miejskiego budżetu. Taka mała retencja może więc zwyczajnie się opłacać.

Kosić trzeba, ale rzadko- przekonuje w wywiadzie ze Smoglabem biolożka Marta Jermaczek-Sitak „Warto pamiętać, że rzadkie koszenie powoduje zwiększenie różnorodności biologicznej większości “trawników” i ustępowanie trawy na rzecz innych roślin, często barwnie kwitnących i nieuczulających. (…) W czasie suszy zróżnicowana roślinność o charakterze łąki czy ziołorośli będzie w dużo mniejszym stopniu narażona na wysychanie.”

Mała retencja w oczkach i niewielkich zbiornikach wodnych

Miasta nie powinny jednak ograniczać się do sadzenia łąk – przekonuje dr Sebastian Szklarek, hydrolog prowadzący bloga „Świat wody”. Na jego łamach podaje między innymi przykłady z zagranicy. Dobre rozwiązania można zauważyć na przykład w Danii. W wielu miastach zakładane są tam mini studnie rozsączające wodę na całej rozciągłości trawnika lub łąki. Szklarek podaje też inne przykłady dobrych praktyk: zielone dachy wiat śmietnikowych, niewielkie oczka wodne zbierające deszczówkę z dachów.

Szklarek opisuje również przypadek najbardziej suchego regionu Portugalii – Tamery. Jak czytamy, zmiana klimatu napędza jego pustynnienie, w związku z czym coraz trudniej radzą sobie lokalni rolnicy. Region zdecydował o stworzeniu „krajobrazu retencyjnego”, dzięki któremu odpływ wody zostałby spowolniony, a mała retencja pozwoliłaby na odżywanie roślinności. „Pierwszym krokiem było wykorzystanie ukształtowania terenu i stworzenie systemu zbiorników od małych oczek wodnych, przez stawy, a kończąc na kilku zbiornikach w najniżej położonym terenie” – czytamy we wpisie poświęconemu Tamerze.

Takie rozwiązania stosowane są również w Polsce. W pierwszym panelu obywatelskim w naszym kraju mieszkańcy Gdańska zdecydowali o budowie niewielkich zbiorników retencyjnych po serii podtopień w mieście. Swoje zbiorniki retencyjne buduje również Kraków – ostatnio jeden z nich powstał w Parku Lotników.

Wyłapywanie wody przy mieszkaniach

Zatrzymywanie wody możemy też wziąć na siebie. Również w ogrodzie można wykopać niewielkie, zatrzymujące wilgoć oczko wodne. To jednak tylko jeden z pomysłów na to, jak może działać przydomowa retencja. „Jeżeli mamy dom, to wody z rynien nie odprowadzajmy do kanalizacji. Ją można zatrzymywać. Możemy albo ją rozsądnie rozprowadzać po działce, tak by wsiąkała, albo gromadzić w jakimś zbiorniku i później wykorzystywać ją do podlewania roślin” – mówił w wywiadzie dla Smoglabu dr Sebastian Szklarek.

Zbiorniki na deszczówkę są coraz popularniejsze i dobrze dostępne – między innymi w marketach budowlanych, gdzie kosztują od niewiele ponad tysiąca złotych do nawet siedmiu tysięcy. Wszystko zależy przede wszystkim od pojemności danego modelu. Największe mieszczą nawet 3,5 tys. litra wody. Do podlewania można potem użyć pompy elektrycznej lub systemu kanalików rozsączających wilgoć w ogrodzie. Do nawodnienia mniejszego ogrodu można użyć jednak nawet zwykłej beczki.

Na skorzystanie z retencji coraz częściej decydują się deweloperzy. W niektórych przypadkach wykorzystują też „szarą” wodę – czyli tą oczyszczoną z nieczystości po myciu naczyń czy rąk. Odzyskana w ten sposób woda może nadawać się między innymi do spłukiwania toalety, co pozwala lokatorom zaoszczędzić pieniądze.

Źródło zdjęcia: materiały prasowe UM Kraków

Podziel się: