Oboje byli właścicielami sławnych marek odzieżowych, ale zamiast kariery, wybrali walkę o lepszą przyszłość dla przyrody Chile i Argentyny. Kris i Doug Tompkins wykupili przez lata ogromne połacie Patagonii, aby uratować je przed deweloperami. Po nagłej śmierci męża Kris wciąż kontynuuje działalność, tyle że jeszcze z większym zapałem.
Opowieść o przedsiębiorczym małżeństwie z USA, założycielach Tompkins Conservation, znalazła się w majowym numerze National Geographic. „Dla nas jest to okazja do podzielenia się wspólnym 29-letnim wysiłkiem na rzecz ochrony i odbudowy Ameryki Południowej z ludźmi z całego świata” – czytamy na stronie organizacji.
Nie dziwi, że do tej historii dziennikarze wciąż powracają, można byłoby z niej stworzyć niezły scenariusz do filmu.
Przywrócić ludziom dziką przyrodę
Ona – młoda, tryskająca energią, bogata; w latach 70. Kris McDivitt jest znana jako czarująca córka milionera z branży naftowej, która zdobyła fortunę jako pierwszy dyrektor generalny firmy odzieżowej Patagonia.
On pod koniec lat 60. zakłada firmę ze sprzętem turystycznym The North Face, którą później sprzedaje, tworząc kolejną znaną markę – Esprit. Kariera w branży odzieżowej nie trwa długo, bo na początku lat 90. Doug Tompkins bierze rozwód i rozczarowany konsumpcjonizmem, wycofuje się z biznesu. Kupuje wówczas opuszczone ranczo w Chile, gdzie w młodości jeździł na wyprawy narciarskie i wspinaczkowe.
Dwa lata później, w 1993 roku, 43-letnia Kris nieoczekiwanie zakochuje się w miłośniku górskich przygód i ekologu, czyli właśnie w Dougu. Pobierają się, spieniężają swoje akcje, kończą związki z Kalifornią. Wszystko to, aby żyć marzeniem o dziczy w Patagonii. Z rezolutną Kris u boku, plan Douga o przywróceniu na swoim ranczu rodzimej roślinności przekształca się w coś znacznie większego.
Słyszeli, że są neokolonizatorami
Pomysł był taki: oboje zakładają dużą organizację charytatywną na rzecz ochrony przyrody, łączą swoje fortuny i wykupują – a następnie odradzają – miliony akrów zagrożonej dzikiej przyrody. Patagonia zawiera w sobie wszystkie jej cuda: pradawny las, mokradła, strzeliste góry, fiordy, wybrzeże, lodowce i aktywne wulkany. To jej ziemie chcą zwrócić więc ludziom w postaci publicznych parków narodowych.
Czytaj także: Spędzili 20 lat, żeby zasadzić las tropikalny od nowa. I życie do niego wróciło
Wykup milionów akrów budzi jednak obawy wśród lokalnych mieszkańców, urzędników, polityków. Mówią, że małżeństwo buduje sobie w Chile „lenno”, a ochrona terenu wyłączy z produkcji ziemię uprawną i zlikwiduje miejsca pracy. Im więcej obszaru Kris i Doug przejmują, tym więcej słyszą takich komentarzy. „Chile nie ma tradycji prywatnej filantropii poza projektami kościelnymi i edukacyjnymi. Taka niepojęta szczodrość wydawała się w najlepszym razie paternalistyczna, a w najgorszym złowroga” – tłumaczy reporter National Geographic.
Lewicowi nacjonaliści oskarżają ich o amerykański imperializm i neokolonializm, prawicowcy o chęć kradzieży słodkiej wody i ustanowienie kartelu na rzecz ochrony zieleni, mającego na celu powstrzymanie rozwoju. Kiedy stają się jednym z największych właścicieli ziemskich w Chile, pojawiają się pytania o bezpieczeństwo narodowe.
Ostatnia wyprawa Douga
W 2015 roku niezwykła historia miłosna dwóch najbogatszych prywatnych filantropów zajmujących się ochroną przyrody nagle się załamuje. Po prawie 24 latach wspólnej pracy nad wykupieniem takiej ilości ziemi, jakiej nie udało się ochronić żaden innej osobie w historii, wydaniu na ten cel łącznie 375 milionów dolarów, Doug ginie w wypadku kajakowym w Chile. Zostawia Kris samą z górami, lasami i stepami.
Od udania się za Dougiem kobietę powstrzymuje kontynuowanie ich wspólnej działalności. W ciągu dwóch tygodni od pogrzebu męża, Kris zawiera porozumienie chroniące ogromny ekosystem bagien w północnej Argentynie. Pod koniec marca zeszłego roku finalizuje umowę z chilijskim rządem o połączeniu ich terenów (4 milionów hektarów) z ziemiami Tompiksonów (400 tysięcy hektarów). Dzięki temu powstaje pięć nowych parków narodowych, a trzy inne się rozszerzają.
Po latach insynuacji na temat przedsiębiorczego małżeństwa, Kris i jej zespół są dziś witani i zapraszani przez prezydentów Chile i Argentyny.
„Byłam i wciąż jestem szaleńczo zakochana w Dougu. Każdego dnia naszego życia. Zrobił 300-stronicową książkę o naszym wspólnym życiu, to tysiące zdjęć i listów. To się skończyło i było cudownie, ale bardzo za nim tęsknię” – mówiła Kris reporterowi brytyjskiego „Guardiana”.
„Gdybyśmy nie kupili ziemi? Wtedy łąki Patagonii nie zaczęłyby się odradzać, a lasy deszczowe zostałyby wycięte. Patrzymy na ochronę przyrody jako szansę na rozwój gospodarczy. Nie ma tu produkcji, ale wprowadzamy coś innego, bo zatrudniamy setki ludzi, a dzieci mają powód, żeby tu zostać” – wyjaśnia.
Lekcja życia ze zwierzętami na nowo
Wśród zatrudnionych przez Kris osób jest m.in. Griselda, która przez kilkanaście lat pracowała w organizacji jaka sprzątaczka i kucharka, a obecnie sprawdza się doskonale jako matka zastępcza dla osieroconych mrówkojadów. Zwierzęta te, obok wielu innych gatunków, m.in. jeleni pampasowych, czy jaguarów, zostały tutaj przywrócone dzięki wieloletnim staraniom. Tompkins wierzy, że krajobraz pozbawiony dzikiego życia to tylko sceneria, której ludzie nie będą tak chętnie odwiedzać.
Powrót dzikich zwierząt, choćby jaguarów, wciąż budzi kontrowersje wśród części mieszkańców. Dlatego organizacja Tompkins Conservation prowadzi kampanie edukacyjne uświadamiające, że wyjątkowe gatunki są dumną częścią dziedzictwa danej społeczności. Elementem kampanii są wydarzenia, jak na przykład pierwsze urodziny dzikich kotów, podczas których dorośli i dzieci razem świętują, tworzą muzykę, malują jaguary, naśladują ich ryk, tworzą kukiełkowe przedstawienie ze zwierzętami w roli głównej.
Czytaj także: Polscy naukowcy kupili las tropikalny w Kolumbii. Ochronią jeden z najcenniejszych ekosystemów świata
Walka o lepszy świat, do końca
W dolinie Chacabuco, w miejscu, gdzie Doug i Kris pierwszy raz przyjechali w 1993 roku i gdzie wracali do końca jego życia, piknikują dziś rodziny. Chwalą spektakularne muzeum w centralnej części parku narodowego, cieszą się, że udało im się zobaczyć dziką pumę.
Zdaniem Kris nie ma więc wymówki na to, żeby nie robić czegoś dla społeczeństwa i przyrody. Pieniądze także nią nie są. Jak podkreśla, działać na rzecz wspólnego dobra mogliby politycy, gdyby nie byli tak skupieni na samych sobie.
Dlatego w wywiadzie sprzed czterech lat Tompkins wypowiada takie słowa, wciąż aktualne: – „Kimkolwiek jesteś, czymkolwiek się interesujesz, w czymkolwiek się zakochałeś, wstań z łóżka każdego ranka i coś zrób. Działaj, walcz. Nie mamy wyboru, równie dobrze moglibyśmy pożegnać się z naszą piękną planetą. Będę w Patagonii do dnia mojej śmierci.”
Czytaj także: Czy wulkany emitują więcej CO2 niż ludzie?
__
Źródło: The National Geographic, The Guardian, Tompkins Conservation
Zdjęcie: Tompkins Conservation