Mediolan chce do 2030 roku o połowę zmniejszyć ilość żywności, którą marnuje się w mieście. Do udziału w projekcie wciągnięto restauracje, szkoły i sklepy. Z sukcesami tak dużymi, że miasto otrzymało „Earthshot Prize”. Tym samym do Mediolanu trafia „ekologiczny Nobel”.
Szacunki mówią, że każdego roku marnuje się około 1/3 żywności wyprodukowanej na świecie. To około 1,3 miliarda ton jedzenia. Jednocześnie na planecie przybywa ludzi głodnych. Taka skala marnotrawstwa znacząco zwiększa negatywny wpływ rolnictwa na środowisko. Wiążą się z nim też gigantyczne emisje gazów cieplarnianych – np. metanu. Bardzo trudno jest znaleźć globalne rozwiązanie dla problemów o takiej skali.
Ale zawsze można zacząć działać od dołu, na swoim lokalnym podwórku. I właśnie to postanowił zrobić Mediolan.
Wszystko w myśl zasady, że wiele drobnych działań i pokazanie przykładem, że da się, może rozpocząć zmianę.
Jadalne śmieci
Działania rozpoczęto w 2014 roku od solidnych badań, które pozwoliły zrozumieć, gdzie najłatwiej będzie uratować najwięcej żywności. Później zorganizowano konsultacje z ludźmi, którzy są w tej sprawie kluczowi – na przykład restauratorami – i opracowano pionierski program. Ten ma pięć filarów, ale jego założenia są dość proste i zapewne dlatego skuteczne. Dziś, zaledwie kilka lat po starcie, efekty liczy się w setkach ton jedzenia rocznie, które zamiast do śmietnika, trafiło do potrzebujących. Znacząco poprawiając ich dietę.
A to – oprócz ekologii – jest jednym z podstawowych celów programu. Nie tylko dlatego, że władze Mediolanu dostrzegają, jak absurdalna jest sytuacja, w której w bogatym mieście jednocześnie wyrzuca się setki ton jedzenia i mieszkają w nim ubodzy cierpiący z niedożywienia.
Także dlatego, że dostrzegają, iż to się opłaca. Lepsza dieta to mniej chorób. Mniej chorób to niższe koszty opieki medycznej. A osiąga się to z pomocą czegoś, co inaczej trafiłoby do kosza na śmieci.
Jak to robią?
Czytaj również: Połowa śmieci w oceanach ma związek z jedzeniem
Niższe opłaty
Przede wszystkim z pomocą zachęty. W 2018 roku wprowadzono zasadę zgodnie z którą wszystkie firmy biorące udział w miejskim programie przeciwdziałania marnotrawieniu żywności, otrzymują 20-procentowy rabat opłat za wywóz śmieci. W zamian za to zobowiązują się do przekazywania żywności, którą inaczej by wyrzuciły, do rozdysponowania wśród uboższych mediolańczyków. Takie warunki skusiły pokaźną liczbę restauracji, sklepów, stołówek, itd… Liczy się ją w tysiącach. Tak jak liczbę ton żywności przekazywanej przez nie w każdym roku.
Szkolne stołówki
Władze miasta zaangażowały też szkoły. A dokładnie szkolne stołówki. Zrobiono to na dwa sposoby. Pierwszym jest „połączenie” ich z bankami żywności. Sieciowanie polega tutaj na tym, że wszystko, co w takiej stołówce zostaje i nadaje się do zjedzenia, trafia do przypisanego do niej banku. I stamtąd wędruje dalej do potrzebujących.
Ratuje się w ten sposób bardzo dużo owoców i warzyw.
Ale nie tak dużo, jak byłoby ich bez drugiego sposobu, po który sięgnął Mediolan. Ten przyjrzał się zwyczajom żywieniowym uczniów i wprowadził kilka zmian, które ograniczają marnotrawstwo. Jednym z nich jest to, że owoce daje się dzieciakom przed obiadem, a nie po nim. Kiedy dostają je na drugie śniadanie, to zdecydowanie rzadziej jedzenie trafia do kosza.
Poza tym zapewniono dostęp do pojemników, które pozwalają zabrać do domu to, czego nie zjadło się w szkole. I sprawiają przy okazji, że pakowanie na później „resztek” staje się czymś normalnym, bo robią to wszyscy.
Zadbano też o dużą liczbę zajęć edukacyjnych, które pokazują, dlaczego jest to tak bardzo ważne.
Centra wymiany żywności
Mediolan zauważył również, że żeby coś się wydarzyło, to musi istnieć miejsce, w którym to coś może się wydarzyć. Otworzono więc centra dystrybucji żywności. Pierwsze dwa powstały już kilka lat temu, a w lipcu tego roku – dzięki wsparciu kibiców AC Milan – zorganizowane trzecie. W tych zbiera się jedzenie, które inaczej trafiłoby do kosza. I rozdaje je tym, którzy nie mają na zakupy. Centra okazały się gigantycznym sukcesem i tylko pierwsze dwa zbierają oraz rozdają aktualnie około 20 ton żywności miesięcznie. Taka ilość to równowartość około 40 tysięcy posiłków. Najnowsze centrum ma się skupić na najmłodszych mediolańczykach i przewidziano, że będzie się w nim zbierać i rozdawać nie tylko jedzenie, ale też ubrania, zabawki, sprzęty, itd… dla dzieci i młodzieży.
Czyli coś, co – jak wie każdy rodzic – przydałoby się w każdym mieście.
W czasie otwarcia trzeciego centrum zwracano uwagę na rosnący poziom ubóstwa we Włoszech i wpływ pandemii. Ta w biedę wpędziła nawet rodziny, które wcześniej sobie radziły. Ale dziś są zdane na pomoc organizacji trzeciego sektora, bo mają problem ze związaniem końca z końcem.
Sieciowanie stołówek i rolników
W programie zrobiono też jeszcze co najmniej jedną świetną rzecz. Mediolan „zsieciował” swoje szkolne stołówki z rolnikami z regionu. Dzięki temu uczniowie nie muszą jeść owoców i warzyw, które dojrzewały w drodze np. z Ameryki Łacińskiej. Dostają pełnowartościowe, lokalne produkty.
Pieniądze wydawane przez miasto trafiają do mniejszych lokalnych wytwórców, którzy zyskują pewny i przewidywalny rynek zbytu. Co w rolnictwie jest szczególnie ważne. Wszystko ma też duże skutki ekologiczne, bo ogranicza potrzebę transportu dużych ilości żywności na bardzo duże dystanse.
A jest to dzisiaj wielki problem i prawdziwe przekleństwo.
Wysłano także na uliczne targi ludzi, którzy podpowiadają handlarzom, co można zrobić z towarem, który został na koniec dnia. Ponoć także z całkiem niezłymi efektami, bo nie każdy chce dobre rzeczy wyrzucać do kosza.
„Ekologiczny Nobel” dla Mediolanu
Program jest tak dużym sukcesem, że Mediolan otrzymał w tym roku „ekologicznego Nobla”. Chodzi o nagrodę Earthshop, dzieło księcia Williama. Czy odwołanie do lauru Szweckiej Akademii jest słusznie – czas pokaże. Ale wyróżnienie jest z pewnością duże. Podczas rozdania nagród mówiono, że zwycięzcy (tych ogłoszono w pięciu kategoriach) są wzorem do naśladowania i wyznaczają kierunek innym miastom. To co Mediolan robi w sprawie marnowania jedzenia, rzeczywiście może się podobać i na pewno warto pomyśleć o imporcie idei.
Czytaj również: Polacy co roku wyrzucają jedzenie warte jedną pensję
Fot. Lestertair / Shutterstock.com.