W Skawinie, w której ostatnio gminnej aparaturze mierzącej zanieczyszczenia powietrza zabrakło skali, odbyło się dziś spotkanie mieszkańców z władzami miasta. Ci wyartykułowali liczne oczekiwania, które w sporej części były związane z dotychczasowymi działaniami WIOŚ. A inspekcja ochrony środowiska niespecjalnie się dotąd wykazała i wskazania gminnego sprzętu pomiarowego z miejsca komentowała, stwierdzając, że te są najprawdopodobniej błędne. Jedną z przesłanek takiego podejścia do sprawy miało być to, że – za Ryszardem Listwanem, którego cytowała Gazeta Wyborcza – „Gdyby rzeczywiście stężenia LZO były tak wysokie, jak pokazywał czujnik przy byłej hucie, mieszkańcy cały czas czuliby mocny chemiczny odór w powietrzu.” Co dziwi mnie o tyle, że sprawa zanieczyszczeń w Skawinie ciągnie się od kilku lat i zaczęła się od tego, że mieszkańcy uskarżali się na nieprzyjemny chemiczny fetor, który uznawali za sygnał tego, że w powietrzu wisi coś zagrażającego zdrowiu. Wtedy jednak okazywało się, że ze smrodu nie należy zbyt pochopnie wyciągać wniosków o tym, co jest w powietrzu.
Wracając jednak do spotkania i wyartykułowanej listy postulatów, to uwagę przyciąga właśnie oczekiwanie oficjalnej skargi na działania WIOŚ. Ale także żądanie, by miasto w takich sytuacjach używało wszystkich możliwych kanałów komunikacji do alarmowania mieszkańców o zagrożeniu. Oraz oczekiwanie, że będą angażowane wojska obrony chemicznej oraz specjalistyczne oddziały straży pożarnej. Co wydaje się rozsądnym postulatem, bo skoro nie można liczyć na inspekcję, to trzeba liczyć na kogoś innego, kto ma odpowiedni sprzęt, narzędzia i jest szkolony do działania, a nie do powtarzania, że nie ma zagrożenia dla zdrowia.
Pewne jest, że coś musi się zmienić, bo dziś posiedzenia sztabów kryzysowych w takich sprawach, wyglądają mniej więcej tak*:
Przynajmniej, kiedy sądzić po ich efektach.
A piszę sztabów, bo tak samo jest we wszystkich miejscach, gdzie są problemy związane z zatruwaniem środowiska.
Choć może nie powinienem, bo na ogół żadnych sztabów nie ma. Te powołuje się tylko tam, gdzie jest duża presja mediów. A tej, kiedy coś dzieje się w mniejszych i średnich miastach nie ma i dzięki temu nawet tego nie trzeba robić.
Można po prostu w najlepsze udawać, że wszystko jest w porządku.
[*Za zwrócenie na to uwagi dziękuję Jackowi, który pisał na profilu Krakowskiego Alarmu Smogowego].
Więcej o lotnych związkach organicznych przeczytacie TUTAJ.
Fot. Shutterstock.