Gdy Europa zaczęła doświadczać wywołanego przez wojny i zmiany klimatyczne kryzysu migracyjnego, rządy zaczęły wznosić bariery. Grecja, Węgry, a w ostatnich latach Polska. Polska bariera ma za zadanie powstrzymać nielegalną migrację, która w dobie wojny Rosji z Ukrainą może stanowić zagrożenie. Problem w tym, że zagrożona jest też przyroda, a dokładnie zwierzęta takie jak żubry czy rysie.
Ludzie od tysięcy lat budują mury i bariery mające na celu powstrzymanie wroga. Jednak w przeszłości, kiedy ludzką populację liczono w sektach milionów, a nie w miliardach, presja na przyrodę była niewielka. Przez tysiące lat migracje zwierząt kształtowały jedynie naturalne bariery, jak wielkie rzeki, góry czy oceany. To sprawiło, że życie na Ziemi jest zróżnicowane, ale nigdy nie było przez to zagrożone. Dziś jest inaczej.
Europa się obwarowuje
Znajdująca się pod presją przeludnionego świata dzika przyroda ma nowego wroga, jakim są budowane w szybkim tempie bariery. Płoty, zasieki, mury wznoszone po to, by zatrzymać narastającą od kilkunastu lat migrację. Sytuacja, za którą oprócz prowokacji białoruskiego dyktatora, coraz bardziej odpowiada także ocieplający się klimat. Ludzie uciekają z miejsc, w których jest zbyt gorąco, aby normalnie funkcjonować.
Na szczególną uwagę zasługuje tu właśnie nasz kontynent – prawdopodobnie najbardziej wystawiony na migrację klimatyczne obszar na świecie. Według Parlamentu Europejskiego, w latach 2014–2022 zasięg ogrodzeń na zewnętrznych i wewnętrznych granicach UE wzrósł prawie siedmiokrotnie – z 315 do 2048 kilometrów.
Eksperci ostrzegają, że stalowe mury i ogrodzenia z drutu kolczastego, których zadaniem jest odstraszanie ludzi, mają poważny, choć często pomijany wpływ również na zwierzęta.
Płoty i mury stanowią zagrożenie dla migrujących zwierząt
Jewgienij Simonow, aktywista i badacz z ukraińskiej grupy roboczej ds. skutków wojny dla środowiska, mówi, że takie obiekty stwarzają realne zagrożone dla przemieszczających się zwierząt. Nie tylko zatrzymują naturalny proces, jakim jest migrowanie zwierząt, ale stają się też przyczyną ich śmierci. Zagrożone są głównie ssaki lądowe, ale nawet nisko lecące ptactwo może paść ofiarą tych barier. Lecący ptak może zranić się, a w konsekwencji zginąć od wieńczących płoty drutów kolczastych czy żyletkowych zwanych concertinami.
W grę wchodzi nie tylko Europa, to problem światowy. Od bagien Afryki po góry Azji Południowo-Wschodniej i od granicy USA-Meksyk po stepy Azji Środkowej, wiele z tych barier pojawia się w odległych regionach, które do tej pory były rezerwatami przyrody.
Jak zauważa Simonow, na szczególnie niebezpiecznych granicach rosyjsko-mongolskich i rosyjsko-chińskich, stada zwierząt kopytnych mogą ginąć w dużych ilościach. Ulegają one stratowaniu. Dlaczego? Według Matthewa Haywarda, profesora ochrony przyrody na brytyjskim Uniwersytecie w Newcastle, drapieżniki uczą się wykorzystywać ogrodzenia do swoich strategii łowieckich. To oznacza, że mogą upolować więcej niż normalnie. Choć może to być korzystne dla zwierząt polujących, to zdaniem Haywarda jest to „nietypowe zachowanie” w obrębie ekosystemu, które może wywołać nową presję na populacje ofiar.
Widać to na przykładzie Polski
Wróćmy jednak do Europy, a dokładnie do Polski, gdzie pod koniec rządów PiS powstał budzący duże emocje polityczne płot. Powstał on w dość szybkim tempie w 2022 roku i okazuje się dziś być niezbyt skuteczną barierą. Politycy Platformy Obywatelskiej wielokrotnie atakowali przedstawicieli poprzedniej władzy, że „mur jest dziurawy”. Innymi słowy, wysyłani przez Łukaszenkę migranci są dobrze przygotowani do skutecznego forsowania bariery. Jednak to, co mogą zrobić ludzie, nie zrobią tego zwierzęta.
Rysie, wilki i żubry nie mają brzeszczotów do cięcia metali, nie stawiają sobie drabin, by sforsować mur.
🇵🇱🇧🇾
— WarNewsPL (@WarNewsPL1) May 24, 2024
Mińsk wyposaża nielegalnych migrantów w lewarki, które umożliwiają im uszkodzenia przęseł zapory odgradzającej Polskę od Białorusi. pic.twitter.com/1s3gi8xOfH
Ten liczący 180 km i wysoki na 5,5 m płot stanowi dosłownie nieprzepuszczalną barierę dla zwierząt. Jak twierdzi Hayward, problem stanowi też aktywność człowieka, zarówno ze strony migrantów, jak i samych pograniczników. Profesor badał populacje żubrów europejskich, wilków, jeleni i rysi w ostatnim pierwotnym lesie Europy na granicy polsko-białoruskiej.
– Kluczową kwestią jest to, że granice ograniczają możliwość przemieszczania się tych zwierząt na dużych obszarach w poszukiwaniu pożywienia lub korzystniejszych warunków – mówi Hayward.
Takie płoty nie tylko nie stanowią fizyczne zagrożenie dla zwierząt. Zdaniem Haywarda rozdzielanie zwierząt ogranicza również ich pulę genów, co z kolei może je osłabić i uczynić bardziej podatnymi na zagrożenia.
– Populacje staną się mniej odporne na jakiekolwiek zmiany. Nie będą w stanie poradzić sobie z nowymi chorobami lub sytuacjami klimatycznymi, z którymi muszą się zmierzyć. Naprawdę znajdą się one pod presją – wyjaśnia Hayward.
Stawianie bram w płotach na granicy niewiele pomoże
Ten płot ze względu na unikalność Puszczy Białowieskiej przyciągnął największą uwagę ze strony ekologów. Stanowi on niebezpieczeństwo dla zagrożonego wyginięciem rysia. Około tuzina rysiów, które ukryły się po polskiej stronie bariery, nie będzie już mogło polować, żerować ani rozmnażać się ze swoimi liczniejszymi towarzyszami po drugiej stronie granicy. Oczekuje się, że mur dzielący las o powierzchni blisko 2 tys. km2 zwiększy głód wśród rysiów. Ograniczy też możliwości w reprodukcji, co zmniejszy i tak już ich niską różnorodność genetyczną.
W liście wysłanym w na początku 2022 roku, gdy rozpoczęto prace nad murem, ponad 500 naukowców zajmujących się dziką przyrodą zwróciło się do Komisji Europejskiej w Brukseli z prośbą o użycie jej uprawnień do wstrzymania projektu polskiego rządu. Jeśli budowa pójdzie naprzód, ekologia lasu stanie w obliczu „katastrofalnych konsekwencji”, w tym „załamania się populacji rysia nizinnego w Polsce”. Bariera jednak powstała. Profesor Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk, sygnatariusz listu, mówi, że istnieje obecnie „wysokie ryzyko wyginięcia” polskiego rysia.
Zagrożona oczywiście jest także populacja żubra. Gdy zaczęto realizować projekt, polski rząd zapewnił, że zainstalowane zostaną 24 bramy dla dzikich zwierząt. Jednak prof. Kowalczyk mówi, że „bramy są zamknięte i pozostaną zamknięte. [Bramy] były tylko środkiem uspokajającym, aby stworzyć wrażenie, że rząd utrzyma łączność”. Jego kolega z instytutu, Krzysztof Schmidt mówi, że „zwierzęta nie będą stały w kolejce przy murze, czekając na otwarcie bram”.
Wg relacji z FB (link w komentarzu) samica łosia wraz z młodym zaplątane w drut żyletkowy na granicy, oba osobniki mocno ranne, nocna akcja uwalniania, ale młode oddzielone od matki.
— Michał Żmihorski (@MZmihorski) November 19, 2023
Wiele takich sytuacji było i będzie, d.żyletkowy nie może tak pozostać w lesie! pic.twitter.com/vfY7yk3jLu
Jedyne rozwiązanie – wspierać kraje rozwijające się i wywierać presję na reżimy
Budowa takich bram to właśnie jedno z dobrych rozwiązań, mających na celu ograniczenie negatywnego wpływu na faunę. Muszą być oczywiście otwarte. Innym rozwiązanie może być przenoszenie zwierząt przez ogrodzenia w celu poprawy puli genów, choć wiąże się to z ryzykiem stresu i śmiertelności. Hayward podchodzi sceptycznie do tych „przymusowych interwencji” i do zakresu, w jakim granice mogą stać się bardziej przyjazne dla zwierząt.
– Jeśli zrobisz dziurę w ogrodzeniu na tyle dużą, że zmieści się przez nią zwierzę, to będzie ona na tyle duża, że przejdą przez nią ludzie – uważa Hayward.
W takiej sytuacji w pobliżu bram musiałaby przebywać straż graniczna, a to odstraszałoby zwierzęta. Co więc pozostaje? Zatrzymanie przyczyn, za jakimi stoją migracje. Z jednej strony realizacja na dużo większą skalę tego, co uzgodniono na COP29. Z drugiej zaś wszelkie działania mające na celu zmuszenie białoruskiego reżimu, by zaprzestał sprowadzania migrantów na naszą granicę. Wtedy płoty nie będą potrzebne.
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Karolis Kavolelis