Dwa tygodnie temu naukowcy opublikowali na łamach czasopisma „Science” przełomowe badania. Po raz pierwszy byli w stanie prześledzić przemieszczanie się cząstek mikroplastiku w żywym organizmie w czasie rzeczywistym. Sprawdzamy, co to oznacza w praktyce.
Z najnowszego badania wynika, że maleńkie plastikowe drobinki są pochłaniane przez komórki układu odpornościowego i w ten sposób mogą podróżować przez układ krążenia. W końcu osadzają się w naczyniach krwionośnych mózgu, co w przypadku myszy wywoływało problemy z poruszaniem się. Nie jest jeszcze jasne, czy podobne efekty występują u ludzi. Jednak badania na ludziach pokazują, że znaczne ilości plastikowych nanocząstek gromadzą się w naszych mózgach, a ich stężenie w korze czołowej jest od 7 do 30 razy wyższe niż w wątrobie lub nerkach.
Często o nim słyszymy, ale czy każdy wie, czym właściwie jest mikroplastik? Mikroplastik to wszelkie cząstki tworzyw sztucznych o średnicy mniejszej niż 5 milimetrów. Dziś można je znaleźć praktycznie wszędzie – od głębin oceanów po lodowce Arktyki i Antarktydy. Mikroplastik jest też w powietrzu, którym oddychamy, w deszczu, w wodzie, którą pijemy, i w naszym jedzeniu.
Wiadomo, że mikroplastik występuje w ludzkiej krwi. Dziś wiemy już też, że w przypadku ludzi mikroplastiki i jeszcze mniejsze nanoplastiki mogą przenikać do mózgu, wątroby i nerek, jąder, a nawet do łożyska. Zaczynamy też rozumieć, jaki jest los tych cząstek, gdy już dostaną się one do naszego organizmu. I jaki mogą mieć one wpływ na nasze zdrowie. Na przykład jedno z wcześniejszych badań wykazało, że osoby, u których w blaszce miażdżycowej występującej w tętnicach wykryto mikro- i nanoplastiki, były bardziej narażone na zawał serca, udar lub śmierć, o czym pisaliśmy jakiś czas temu.
Plastikowe zatory w naczyniach krwionośnych
W badaniach opublikowanych niedawno w czasopiśmie Science Advances naukowcy chcieli lepiej zrozumieć, jak mikroplastik wpływa na centralny układ nerwowy. Wykorzystali technikę obrazowania fluorescencyjnego, która pozwala obserwować mózg (w tym wypadku u myszy) przez przezroczyste okienko chirurgicznie wszczepione w czaszkę.
Technika ta umożliwiła śledzenie mikroplastiku przemieszczającego się przez krwiobieg. Naukowcy podali myszom wodę zawierającą fluorescencyjne kuleczki z polistyrenu – tworzywa sztucznego powszechnie używanego do produkcji urządzeń, opakowań (w tym opakowań na żywność) i zabawek. Około trzech godzin po podaniu wody, mikroskopijne plastikowe kuleczki pojawiły się w komórkach myszy. Dalsze badania wykazały, że to komórki układu odpornościowego, takie jak neutrofile i fagocyty, pochłonęły fluorescencyjne cząstki plastiku.
Część drobinek utknęła w krętych naczyniach krwionośnych w korze mózgu. W niektórych przypadkach w tym samym miejscu gromadziły się kolejne komórki wypełnione plastikiem, tworząc zator. Niektóre tego typu „blokady” znikały, ale inne utrzymywały się przez cały czterotygodniowy okres obserwacji. Kiedy mikroplastik wstrzyknięto myszom bezpośrednio do krwiobiegu, cząstki pojawiły się w ich krwi w ciągu kilku minut. Mniejsze cząstki powodowały mniej blokad.
Zatory zmniejszają przepływ krwi
Zatory wywołane przez mikroplastik zachowywały się podobnie jak naturalne zakrzepy. Myszy, którym podano mikroplastik, miały ograniczony przepływ krwi w mózgu i wykazywały mniejszą sprawność ruchową. Efekty te utrzymywały się przez kilka dni.
Badania sugerują również, że podobne blokady mogą występować w sercu i wątrobie myszy, chociaż szczegóły nie zostały jeszcze opublikowane. Naukowcy mają nadzieję, że technika obrazowania zastosowana w omawianych tu badaniach może w przyszłości pomóc w lepszym zrozumieniu, jak mikroplastik zachowuje się w organizmie.
- Czytaj także: Oczyszczalnie sobie z nim nie radzą. Przez to jest zagrożeniem dla naturalnych biofiltrów
Pół procenta masy twojego mózgu to plastik
Niektóre wnioski z omawianych tu badań pokrywają się z obserwacjami innych grup badawczych. Na przykład niedawno prowadzone badania nad tkankami mózgowymi zmarłych osób wykazały obecność drobinek plastiku, szczególnie w ścianach naczyń krwionośnych i komórkach układu odpornościowego.
W tych tkankach najczęściej znajdowano polietylen – tworzywo sztuczne powszechnie stosowane do produkcji opakowań. Co więcej, w korze czołowej osób zmarłych w 2024 roku stwierdzono znaczny wzrost ilości nanocząstek w porównaniu do tych z 2016 roku – średnio z 3057 µg/g do 4806 µg/g (0,48 proc. wagowo!), w niektórych przypadkach osiągając nawet 8861 µg/g.
Problem, który trzeba jak najszybciej rozwiązać
Trudno zaprzeczyć, że tworzywa sztuczne uczyniły nasze życie łatwiejszym i wygodniejszym, a w pewnych aspektach także zdrowszym i bezpieczniejszym. Jednak wszystko ma swoją cenę, z której nie zawsze zdajemy sobie sprawę.
Nawet gdyby problem mikroplastiku nie istniał, tworzywa sztuczne i tak stanowiłyby zagrożenie dla naszego zdrowia. Do niektórych polimerów dodawane są przecież ftalany (estry kwasu ftalowego) lub polibromowane etery difenylowe (PBDE). Obie te grupy substancji stosunkowo łatwo uwalniają się z matrycy polimerowej i przenikają do otoczenia. Po uwolnieniu z plastiku zakłócają naszą gospodarkę hormonalną, prowadząc między innymi do problemów z płodnością.
Jak widać, sytuacja jest jeszcze bardziej niepokojąca. Plastikowe przedmioty z czasem ścierają się i kruszą, wytwarzając mikroplastik, który różnymi drogami dostaje się do naszego organizmu i kumuluje się w różnych organach. Bez badań ilościowych trudno byłoby jednak ocenić skalę tego zagrożenia.
Trudno już dłużej chować głowę w piasek
Ale nauka dostarcza nam coraz więcej dowodów na to, jak poważny jest to problem. Pomijając już nawet wpływ na organizmy inne niż ludzie i na całe ekosystemy, wszechobecne mikroskopijne cząstki plastiku stanowią bardzo duże i wciąż rosnące zagrożenie dla naszego zdrowia. Wszystko wskazuje na to, że jest to „tykająca bomba” – kryzys, który nie tylko będzie szybko narastał, ale wkrótce może osiągnąć skalę, która w praktyce uniemożliwi jego rozwiązanie. W dodatku straty zdrowotne, jakie najprawdopodobniej poniesiemy, mogą być ogromne.
Pomóc mogłaby tu lepsza gospodarka plastikowymi odpadami. Jednak prawdziwie skutecznym rozwiązaniem jest drastyczne ograniczenie produkcji tworzyw sztucznych, a przynajmniej tych, których używamy obecnie i które powstają z ropy naftowej. Te są bowiem substancjami dość biernymi chemicznie, a przez to trwałymi z punktu widzenia chemii. I w większości przypadków nie podlegają biodegradacji. Nie są jednak trwałe z punktu widzenia mechaniki i łatwo się rozpadają na fragmenty o różnej wielkości. Przez co, koniec końców, bardzo drobne fragmenty plastikowych przedmiotów trafiają jak widać np. do naszych mózgów.
Do niedawna można się jeszcze było pocieszać, że z samego faktu obecności plastiku w naszym organizmie nie muszą wynikać negatywne skutki zdrowotne. Dziś już coraz trudniej zachować taki huraoptymizm. Coraz więcej wskazuje na to, że musimy się mierzyć z kolejnym koszmarnym kryzysem środowiskowym i zdrowotnym, który sami sobie zgotowaliśmy. Żeby go rozwiązać, albo choć ograniczyć jego skutki, potrzebne są szybkie i radykalne działania. Niestety, póki co interesy producentów ropy naftowej i plastiku przeważają nad naszym zdrowiem. Oby zmieniło się to jak najszybciej.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock./SIVStockStudio