Kąpiele w wodzie ze strumienia, cuda natury zamiast telewizora, wielorazowe pieluszki bez pralki… życie sześciomiesięcznej Rosy odbiega od zwyczajnej codzienności jej rówieśników i rówieśniczek w Polsce. A może właśnie taki sposób wychowania dziecka jest zwyczajny, bo nasze geny wciąż pamiętają życie bardzo blisko natury? W pierwszym odcinku naszego nowego cyklu MOŻNA INACZEJ odwiedzamy rodzinę Stanisławskich w ich indiańskim tipi, poznając nowe oblicze zero-waste.
MOŻNA INACZEJ to nowy cykl SmogLabu pokazujący ludzi, inicjatywy i projekty, które idą wbrew utartemu myśleniu, otwierając oczy na inny sposób podejścia do problemów naszej planety w dobie kryzysu klimatycznego.
Nie jest łatwo tu dotrzeć – brak asfaltowej drogi, brak sieci komórkowej, brak ludzi do pomocy. Na szczęście, biegając po okolicznych łąkach, trafiamy na stado owiec. A tam, gdzie są owce, musi być baca, a bacowie z reguły wszystko wiedzą. Rzeczywiście, po rzetelnej weryfikacji, kim jesteśmy i dlaczego pytamy o tipi (oraz czułej akceptacji przez owczarka bacy), wskazano nam kierunek do indiańskiego namiotu.
Jeszcze kilkanaście minut na piechotę pod górę i oto jesteśmy przy tipi, w którym od trzech miesięcy mieszkają Karo i Mieszko Stanisławscy z Fundacji Bycie w Lesie, wychowując swoją córeczkę, Rosę. Prowadzą tu też leśne odosobnienia, dzięki którym ludzie na nowo poznają siebie i swoją relację z przyrodą. Walczą również o stworzenie pierwszej w Polsce Strefy Wolnej Ziemi, czyli tak zwanego Wolnego Lasu.
Wyjście poza społeczne obawy
O ile jestem w stanie sobie wyobrazić takie życie dla siebie samej, tak z niemowlakiem brzmi to już bardziej abstrakcyjnie. Tym bardziej że to właśnie dzieci stanowią częstą odpowiedź wielu osób, dlaczego nie mogą zmienić swoich nawyków, jak choćby w kwestii przesiadania się z samochodów do komunikacji publicznej (to jedynie przykład).
Karo i Mieszko też nie wiedzieli, jak w tym wszystkim odnajdzie się Rosa, choć intuicyjnie czuli, że skoro oni dobrze się tu mają, ona też powinna. Na razie w tipi mieszkają tylko sezonowo, kiedy jest ciepło.
O swoich obawach jeszcze sprzed wyprowadzki Karo pisała na Instagramie – ta opowieść, moim zdaniem, zawiera sedno ich życia we trójkę; dzięki niej wiedzieliśmy, że właśnie tutaj chcemy wam pokazać, jak można żyć inaczej.
„Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co z naszego dotychczasowego życia wciąż jest możliwe i w jakim wymiarze. Na forach internetowych niewiele jest informacji na temat życia w Tipi z niemowlakiem albo prowadzenia odosobnień w dzikiej przyrodzie z dzieckiem w chuście (….) Nie było tak łatwo wyjść poza społecznie wyuczone obawy: na pewno się przeziębi, bez pralki się nie da, zjedzą ją kleszcze, a co, jak będzie padać, nie damy rady i tak dalej.
Tymczasem wróciliśmy do życia w Tipi i zauważam, że nie jest nam tu trudniej niż w domu. Trudności są, ale ich nie przybyło, tylko zmieniły się adekwatnie do tego, jak zmieniło się nasze otoczenie. Z tutejszym trudnościami mam się lepiej. Wydają mi się bardziej namacalne, w pewien sposób prawdziwsze, bliższe sednu. (…)
Piorę i zmywam własnymi rękami w wodzie z pobliskiego strumienia. Mimo że wydaje się trudniej, mam więcej czasu. Czuję się zdrowsza i spokojniejsza. Nie staczam frustrujących walk z włosami na kafelkach i zatkanym odpływem. Nie robię tak wielu zbędnych rzeczy, do których zmuszała mnie energia szczelnego, doskonałego domu, gdzie ziemia wniesiona na butach do salonu od razu staje się brudem. Uwalniam się od nadmiaru bodźców, przedmiotów, produktów, opcji do wyboru, promocji i trendów. Zauważam, że życie staje się proste dzięki życiu prosto”
Gdy mówię Stanisławskim na koniec spotkania, że „szacun” za radzenie sobie z niemowlakiem w takich okolicznościach natury, w odpowiedzi słyszę – szacun dla tych rodziców, którym udaje się to wszystko w mieście.
Zachęcamy także do subskrybowania naszego kanału YouTube. Można to zrobić TUTAJ
__
Reżyseria: Karolina Gawlik
Zdjęcia i montaż: Zygfryd Turchan