W kwietniu zmieniono przepisy dotyczące paneli fotowoltaicznych. Zdaniem wielu – na znaczną niekorzyść prosumenta.
Zapytaliśmy eksperta branży fotowoltaicznej, na czym polega ta zmiana i co z niej wynika dla przedsiębiorcy oraz klienta.
Wcześniejszy system był stosunkowo prosty
Maciej Borowiak, współwłaściciel firmy Brewa i wiceprezes Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej:
– Do tej pory, konkretnie do końca marca br., obowiązywał system opustu net meteringu. Idea była taka, że to klient wysyłał do sieci nadwyżki energii, które wyprodukował w ciągu dnia, a których nie zużył. I tam miał wirtualny magazyn. Następnie mógł sobie z tego magazynu odebrać energię do 365 dni.
W ramach tej usługi zakład energetyczny zabierał mu odpowiednio:
– 20 proc, jeżeli była to instalacja do 10 kWp
lub
– 30 proc., jeżeli była to instalacja powyżej 10 kWp.
Jak tłumaczy nam Maciej Borowiak, był to dosyć prosty system, w którym sporo osób przewymiarowywało swoje instalacje. Wiele osób zaczęło zakładać elektryczne systemy grzewcze (folie, pompy ciepła etc.), które – jeżeli zostały źle dobrane lub dom nie jest odpowiednio zaizolowany termicznie – są energochłonne.
Ten system działał od 2016 r. W tym czasie przybyło ok. 900 tys. instalacji, więc rozwój fotowoltaiki był bardzo prężny.
– W 2018 r. weszła dotacja Mój Prąd i jeszcze bardziej „dogrzała” rynek fotowoltaiczny. Oprócz tego od lat obserwujemy wzrost cen energii elektrycznej, co powodowało, że rentowność budowy instalacji fotowoltaicznej się zwiększała. Czyli stopa zwrotu spadała z 10 lat na początku do 6-7 lat później. Dzisiaj może to być nawet 5 lat.
W kwietniu zaszły znaczne zmiany na rynku fotowoltaiki
Praktycznie z dnia na dzień system ten został zmieniony. Jak mówi nasz rozmówca, strona rządząca odrzuciła w zasadzie wszystkie postulaty branży.
– Odrzuciła także jeden z projektów Uchwały, ale po chwili on wrócił do Sejmu w „nowej-starej” wersji i w ciągu doby przeszedł całą procedurę ustawodawczą. W ten sposób po 24 godzinach był już uchwalony. Wszystko bez uwzględnienia uwag prosumentów, inwestorów oraz branży – dodaje.
Dlaczego więc zmieniono system?
– Oficjalna retoryka jest taka, że nasze sieci, transformatory itp., większości 40-letnie, nie są przystosowane do mikroinstalacji OZE i nie są w stanie wytrzymać takiej ilości energii elektrycznej. Mówiono, że będą wyłączenia, czy uszkodzenia. Po części jest to prawda, natomiast niewiele się dzieje w temacie modernizacji sieci.
Jak tłumaczy Borowiak, dziś nie ma masowych wyłączeń. W polemice do oficjalnej narracji rządu przywołuje polskie zyski z handlu emisjami.
– Polska otrzymuje ogromne pieniądze w ramach handlu emisjami (EU ETS). W przypadku samych emisji CO2 otrzymała kilkadziesiąt mld zł. Przez ostatnie 6-7 lat to było ok. 40 mld zł. Te środki miały być przeznaczone na modernizacje sieci, natomiast tak się nie dzieje. Faktycznie jest problem z sieciami, ale to wynika z braku inwestycji – wyjaśnia SmogLabowi.
Jak mówi, w Polsce mamy zainstalowane ok. 50 GW wszystkich źródeł wytwórczych, czyli gazowych, węglowych, fotowoltaicznych, wodnych, wiatrowych oraz z biomasy. Dziś z fotowoltaiką fotowoltaiką mamy już 10 GW energii. – Producenci instalacji pv stali się więc ogromnym problemem dla dużych zakładów energetycznych, bo milion osób przestało płacić za prąd w związku z posiadaniem własnej instalacji pv – dodaje Borowiak.
Prosumenci w takiej ilości stali się faktycznie konkurencją dla pięciu dużych zakładów energetycznych jak Tauron, Enea, Energa, PGE i Eon. Ten ostatni od samego początku aktywnie sprzedaje instalacje fotowoltaiczne. – W Niemczech była podobna sytuacja. Duże zakłady energetyczne zlekceważyły rynek bardzo dużo na tym tracąc.
Co się zmieniło w kwietniu?
– Upraszczając: od 1. kwietnia prosument, czyli osoba produkująca prąd na swoje potrzeby i oddająca nadwyżki do sieci, nie ma już magazynu wirtualnego, czyli nie rozlicza się w kwh, tylko ma „portfel”, czyli nadwyżki sprzedaje. To jest kluczowa zmiana.
Wiceprezes Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej dodaje, że nadwyżki te są zapisywane w depozycie.
– Prosument ma prawo z tego depozytu rozliczyć energię. W okresie letnim prądu z otowoltaika mamy dużo więcej, niż zimą. Możemy sobie tę nadwyżkę odebrać. W przypadku operatorów państwowych możemy zbilansować sobie tylko część za energię elektryczną, czyli za sprzedaż, bez dystrybucji. A nasz rachunek za prąd składa się z dwóch głównych elementów: obrót i dystrybucja. Czyli w przypadku spółek państwowych, za dystrybucję prosument musi zapłacić. To jest jedna rzecz.
– Natomiast druga – sprawiająca, że jako branża fotowoltaiczna walczymy z pewną nieuczciwością – prąd kupujemy w cenach brutto, natomiast jako prosumenci musimy sprzedawać w cenach netto. Jest to wada. I też sama instalacja nie może być przewymiarowana o więcej, niż o 20 proc. Powiedziałbym, że to są elementy zmiany działające na niekorzyść.
Jak tłumaczy Borowiak, dziś ta cena jest rozliczana przez RDN, czyli rynek dnia następnego. Aktualnie są to ceny publikowane raz w miesiącu. – Mowa o cenach, za jakie prąd sprzedajemy, bo kupujemy za takie, jakie mamy w umowie. A za jaką cenę sprzedajemy, tego już prosument nie wie. Zależy to od ceny na giełdzie. Przykładowo za lipiec było to ok. 659 zł.
W 2024 r. nadejdzie kolejna zmiana. – Za dwa lata sprzedaż i odkupienie będzie już po cenach godzinowych. Cena na giełdzie cały czas się zmienia.
Czy w fotowoltaice nastąpiły również zmiany pozytywne?
Zdaniem współwłaściciela firmy Brewa, 1. kwietnia wydarzyły się też rzeczy pozytywne. Jest to np. rozszerzenie Programu Mój Prąd o dodatkowe urządzenia.
– Wcześniej na fotowoltaikę można było otrzymać 5 tys. zł, a później 2,5 tys. zł. Dziś to są 4 tys. zł na fotowoltaikę lub 5 tys. zł, jeżeli wraz z nią kupujemy urządzenia zwiększające autokonsumpcję. Regulatorowi bardzo zależy na tym, żebyśmy nie „pchali” energii do sieci, tylko zużywali ją w momencie jej produkcji. Możemy więc otrzymać 7,5 tys. zł na własny magazyn energii. Może to być magazyn chemiczny lub wodny i dodatkowe pieniądze (3 tys. zł) na system zarządzania energią oraz do 5000 zł na magazyn ciepła – wylicza w rozmowie ze SmogLabem.
Co to oznacza? Łącznie na wszystkie urządzenia, biorąc jeszcze system do ogrzewania wody użytkowej, możemy otrzymać 20,5 tys. zł.
– Dzisiaj system z magazynem energii jest w stanie się zwrócić w ciągu 8-10 lat, co jeszcze dwa lata temu było absolutnie nie do pomyślenia. Po pierwsze nie było wtedy dotacji, po drugie ceny magazynów energii były znacznie wyższe. Dodam, że magazyn energii będzie w niedalekiej przyszłości bardzo pożądany. Pomijam już kwestię blackoutu i tego, że magazyn daje nam dodatkową energię, jeśli byłyby wyłączenia na sieci. Taki magazyn energii ma duże korzyści niekoniecznie jak jest słońce, ale dzięki niemu możemy sobie te energię magazynować wtedy, kiedy jest tania.
Według prognoz, za dwa lata wejdą taryfy dynamiczne, co oznacza kilkanaście cen energii w ciągu doby. – Wtedy magazyn będziemy mogli sobie załadować o 5:00 podczas stosunkowo niskiej ceny energii, a odbierać z tego magazynu o godz. 19-20:00, kiedy nasza instalacja fotowoltaiczna nie pracuje. A ceny prądu są wtedy na najwyższym poziomie, bo ludzie wracają do domów, włączają pralki, TV, zmywarki, ładowarki. Jeśli więc mamy magazyn, to będziemy mogli sobie ten zmagazynowany rano prąd odebrać. To jest plus – tłumaczy Borowiak.
Motyw „wirtualnego prosumenta”
– Oprócz tego pojawiły się bardzo interesujące oferty operatorów niezależnych. Te spółki wykorzystują np. motyw wirtualnego prosumenta. Co to znaczy? Mieszkając w bloku nie można zainstalować sobie instalacji pv i zaoszczędzić na rachunkach za prąd. Wirtualny prosument daje możliwość montażu stacji pv np. na działce za miastem, a ten prąd możemy sobie odebrać w domu.
Dzieje się to wirtualnie. Prąd jest handlowany na giełdzie, stamtąd kupują go operatorzy. – Warunek jest taki, że na tej działce i w naszym domu mamy podpisaną umowę i mamy PPE danej spółki obrotu. Klienci mająnp. zakład, na którym nie można zainstalować pv, ale posiadają gdzieś też działkę i na niej budują sobie instalację, dzięki której mogą wykorzystywać prąd w tym zakładzie.
Rynek PV znacząco się zmienił
Operatorzy niezależni, w przeciwieństwie do spółek państwowych, nie tylko rozliczają część za samą energię elektryczną, ale też za dystrybucję. – Mają usługi, w których energia nigdy nie przepada i jesteśmy w stanie ją „wyzerować”. Wykorzystano tu fakt, że operatorzy państwowi czegoś takiego nie zrobili. Co więcej, dzięki niezależnym operatorom możemy dzisiaj te nadwyżki sprzedawać. Trzeba to sformalizować prawnie, ale jeśli ktoś ma nadwyżki, to jest w stanie zarabiać na sprzedaży prądu.
– Rynek bardzo się zmienił. Myślę, że regulator tego nie zamierzał i nie taki miał zamysł, ale dzisiaj jest dużo więcej możliwości. Pojawili się wirtualnie prosumenci, możemy sobie wyzerować rachunek. Oczywiście trzeba odpowiednio przewymiarować instalację. Możemy też przesyłać ten prąd w inne miejsce. Ja mam instalację fotowoltaiczną i nadwyżki mogę przesyłać moim rodzicom, w ten sposób ich wspierając.
Według Borowiaka to trudniejszy rynek w kontekście dużo większej liczby opcji, nad którymi dzisiaj inwestor musi się pochylić i zastanowić, czego naprawdę potrzebuje. – Przed kwietniem tak nie było i najczęściej handlowcy sprzedawali tyle paneli, ile wchodziło na dach. Klient specjalnie na tym nie tracił, ale robił się problem dla zakładu energetycznego, bo te nadwyżki były „pchane” do sieci – wyjaśnia.
„W kwietniu rynek zamarł”
– Po 1. kwietnia mieliśmy typowy przykład „rynku wyprzedanego”. Dlatego, że wszyscy się bali, każdy chciał zdążyć przed zmianami. Zaufanie do rządu, regulatorów i zmian prawa jest takie, jakie jest. Rynek w kwietniu zamarł. Dziś natomiast o niczym innym się nie mówi, tylko o wzroście cen surowców, a tym samym cen energii elektrycznej. Teraz więc widzimy rosnące zainteresowanie instalacjami fotowoltaicznymi, bo klienci chcą się zabezpieczyć przed wzrostem cen energii.
Dziś sporo klientów chce mieć instalację fotowoltaiczną z magazynem energii z tzw. backupem, który będzie ich zasilał, gdyby z różnych powodów w sieci zabrakło prądu. – Rok temu wcale tego nie było, a teraz się pojawia. Nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie widać też potężny wzrost zainteresowania pompami ciepła. Będą więc kolejne urządzenia na energię elektryczną.
Czytaj także: Polska powiatowa idzie w fotowoltaikę. Nowe panele zamontuje Ciechanów
–
Zdjęcie tytułowe: Jason Finn/Shutterstock