Krakowski urząd przygotował piękny dokument, który jest w miarę szczery i zapowiada spore wydatki – podana suma to osiem miliardów złotych. Dokument był podobno szeroko konsultowany, co najpewniej odnosi się do tego, że wisiał na BIP, bo ja na przykład dowiedziałem się o nim przez przypadek. Nie zmienia to jednak tego, że „Plan adaptacji Miasta Krakowa do zmian klimatu” jest lekturą, z której da się wyciągnąć interesujące wnioski. I to „do zastosowania”.
Wszystko dlatego, że zawarto w nim szereg istotnych informacji.
Jedną jest na przykład to, ile warte są reklamy wyświetlane w autobusach i tramwajach, w których przekonuje się, iż zieleń pokrywa w zasadzie całe miasto Kraków. W oficjalnym miejskim dokumencie czytamy bowiem, że parki pokrywają 1 proc. (sic!) powierzchni miasta, lasy 4,3 proc., co jest „jednym z najniższych wskaźników w Polsce”, a tereny zieleni w mieście to zaledwie 11 proc., czyli – cytuję – ilość niewystarczająca i o połowę mniejsza niż w Poznaniu i Warszawie.
Zagrożenia
Do innych istotnych informacji należy wyliczona lista zagrożeń, które dla miasta niesie zmiana klimatu. Są to na przykład powodzie („awaria wałów powodziowych grozi zalaniem 25 proc. obszaru miasta”), nawałnice, zanieczyszczenia powietrza oraz fale upałów, które osobom starszym i chorym grożą nie tylko złym samopoczuciem, ale w niektórych przypadkach nawet zgonem. [Cyt.: „Obniżenie wydolności fizycznej człowieka może być na tyle duże, że nawet lekka praca stanowi znaczne obciążenie fizyczne i psychiczne negatywnie wpływając na zdrowie. W przypadku szczególnie uciążliwych i długotrwałych fal upałów, czy epizodów wysokich stężeń zanieczyszczeń powietrza należy spodziewać się również zwiększonego obciążenia placówek służby zdrowia i opieki społecznej.” i „Częstsze występowanie niekorzystnych zjawisk będzie prowadziło do zwiększenia liczby zgonów, nasilenia się objawów chorobowych niewydolności krążeniowo-oddechowej, występowania stresu termicznego i zaburzeń gospodarki cieplnej organizmu.”]
Fale upałów wiążą się – zwrócono uwagę – z występowaniem zjawiska miejskich wysp ciepła, o powstawanie których dba się ostatnio bardzo [„Wyspy ciepła: 30 stopni w cieniu, 44 na betonie, 53 w zamkniętym aucie„]. Przystosowanie się do fal upałów zyskało wysoki priorytet, a wśród rozwiązań wskazano np. zazielenianie dachów i fasad oraz „rozszczelnianie terenów utwardzonych, czyli – mówiąc wprost – kruszenie betonu.
Szanse
Jednak zagrożenia to nie wszystko, bo wymieniono też szanse. Wśród nich między innymi: krótszy sezon grzewczy, dłuższy sezon turystyczny i rowerowy. Ta ostatnia jest warta brania pod uwagę, kiedy planuje się rozwój miejskiego transportu.
Oprócz tego pojawiła się tam jednak pewna rzecz, która szczególnie zwróciła moją uwagę. „Ogromną szansą jest rozwój fotowoltaiki w związku z coraz większą liczbą dni słonecznych”, napisali autorzy opracowania. Co jest po prostu zwróceniem uwagi, że inwestycje w elektrownie słoneczne, które już dzisiaj są opłacalne, będą coraz bardziej opłacalne. I można to rozwinąć w zalecenie, by szkoły, urzędy oraz inne należące do gminy budynki, a także tabor komunikacji miejskiej przestawiać na nowe źródła energii. Ta ze słońca jest nie tylko czysta, ale też coraz tańsza i pozwala choć częściowo uniezależnić się od zmian na rynku cen energii, które w długim terminie będą prawdopodobnie rosnąć. Wiele wskazuje bowiem na to, że coraz droższy będzie prąd z węgla. Najpiękniejsze w jej wykorzystaniu byłoby jednak nie to, że zaoszczędzimy. Nawet kiedy weźmie się pod uwagę, że w Krakowie mieć złotówkę i nie mieć złotówki to dwa złote. Najpiękniejsze w niej jest to, że im szybciej zabierzemy się za montaż elektrowni na gminnych dachach, tym mniej będzie zagrożeń.
Z której strony nie patrzeć – będziemy do przodu.
Pozostaje więc tylko pytanie, dlaczego tego nie robimy?
Fot. Flickr/h080