Nagłówki ogłaszają dramat urlopowiczów nad Bałtykiem, których w tym roku dopadła wyjątkowo zła pogoda. Kilka tygodni wcześniej dramat — choć inny, bo tam temperatury były nienormalnie wysokie — dotknął tych, którzy wakacje postanowili spędzić nad Morzem Śródziemnym. Podobnych anomalii jest w tym roku o wiele więcej, bo pogoda na świecie zachowuje się bardzo dziwnie.
W poprzednim tygodniu informowano na przykład, że w Ameryce Południowej zarejestrowano temperatury przekraczające 30 stopni Celsjusza. Co w tym zaskakującego? Na południowej półkuli jest teraz zima. 37 stopni Celsjusza odnotowano między innymi w Vicunii w Chile. To miasteczko, które leży w… Andach. Normalnie o tej porze roku jest tam około 20 stopni chłodniej.
Z kolei w Buenos Aires normalnie powinno być kilkanaście stopni. 1 sierpnia termometry pokazały natomiast ich 30. O 16 st. więcej niż wieloletnia średnia dla tego dnia. W niektórych miejscach pobito zimowe rekordy temperatur. W innych — jak choćby w Vicunii — zbliżono się do nich, bo równie ciepło już tam bywało.
Rzadko, ale jednak.
- Czytaj także: Ekstremalne zjawiska pogodowe kosztują Polskę 9,5 mld zł rocznie. Intensywne opady coraz częstsze
Nawet kaktusy nie dają rady
W wielu miejscach Stanów Zjednoczonych lato upływało w tym roku pod znakiem rekordowo długich fal upałów. Amerykańskie media w licznych miastach przez cały lipiec raportowały o kolejnych dniach z temperaturą odczuwalną (w USA korzysta się w tym wypadku z miary uwzględniającej temperaturę powietrza oraz wilgotność), która przekraczała 100 stopni Fahrenheita, czyli 37,77 st. Celsjusza. Na przykład w Phoenix taka fala upałów trwała przez cały lipiec – 31 dni z rzędu. Wcześniejszy rekord wynosił 18 dni.
Dotkliwość fali upałów zwiększało to, że bardzo gorąco było nawet w nocy. Najniższe rejestrowane temperatury też były najwyższe w historii, więc ludzie nie mieli wytchnienia. Średnia temperatura była w Phoenix w lipcu tak wysoka, że ogłoszono, iż był to najcieplejszy miesiąc zarejestrowany w jakimkolwiek amerykańskim mieście. Podobnie było jednak w wielu innych miejscach, w których zwykle jest ciepło, ale upały nie są aż tak nieustępliwe, jak w tym roku. Ponad 40 dni trwała fala upałów w El Paso w Teksasie. Podobnie było w Miami, gdzie ogromny skwar palił przez 46 dni z rzędu.
Fala upałów była tak dotkliwa, że wiele miast postanowiło zmienić swoje klimatyzowane budynki w miejsca schronienia przed gorącem. Ludzie mogli przychodzić i chłodzić się w bibliotekach, urzędach oraz halach sportowych. A mimo to alarmowano, że pojawią się zgony związane z upałami.
Być może najwięcej mówi jednak symbol tego, co się działo. Tym stały się kaktusy, które zaczęły w tym roku w Arizonie obumierać z powodu… upału. Zrobiło się – mówili ludzie – za gorąco nawet dla kaktusów.
37,7°C w Arktyce
Istotne jest to, że gorąco było nie tylko w nadmorskich kurortach, ale także tam, gdzie zwykle jest raczej chłodno. W kanadyjskiej Arktyce temperatury w tym roku przekraczały 37 stopni Celsjusza. Na tych wysokościach geograficznych bywało już równie ciepło – trzy lata temu cieplej było na Syberii – ale tegoroczny wynik i tak ogłoszono rekordowym. Nigdy w historii – pisały gazety – nie zaobserwowano takiej temperatury, w tak daleko na północ wysuniętej części Kanady. Skutki są nieprzyjemne. Wyschnięte lasy i torf lepiej płoną, szczególnie w upale, więc sezon pożarów jest bardzo ostry.
W lipcu rejestrowano ponad 1000 pożarów jednocześnie, a dym z nich był tak gęsty i docierał tak daleko, że w miastach amerykańskiej północy ogłaszano alarmy… smogowe. I zachęcano ludzi do pozostania w domach. Pożary lasów pojawiły się zresztą także w Europie, gdzie płonęło między innymi greckie Rodos. Ale też wiele innych miejsc w całym basenie Morza Śródziemnego. Winę za ich pojawienie się zwalano na podpalenia, co prawdopodobnie jest częściowo słuszne, bo od lat słychać o tym, że ogień to często używana metoda robienia miejsca pod nowe hotele dla turystów spragnionych greckiego słońca. Można więc zakładać, że spragnieni zarobku ludzie sięgali po niego i w tym roku. Jednak nawet jeżeli pożar zaczyna się od podpalenia, to pogoda ma znaczenie dla tego, jak się rozprzestrzenia. A w basenie Morza Śródziemnego ogień miał w tym roku doskonałe warunki.
Wszystko dlatego, że i na tym terenie przeszła bardzo ostra fala upałów i przez niemal cały lipiec przychodziły stamtąd informacje o temperaturach przekraczających 40 stopni. A wysoka temperatura to także wysokie parowanie i lepsze warunki dla rozprzestrzeniania się ognia. Gorsze natomiast dla strażaków.
To dość zdroworozsądkowa sprawa, choć w polskim Internecie nie brakuje takich, którzy ją negują. Głównie po to, by podważyć wpływ zmian klimatu na to, co działo się w Grecji i kilku innych krajach. Stosunek do argumentów i faktów mają taki, że przekonać się ich chyba nie da. Dla porządku jednak trzeba wspomnieć, że rzecz wygląda tak, iż zmiana klimatu na razie nie podpala lasów w Europie. Przynajmniej nie robi tego bezpośrednio. Zwiększa natomiast – na przykład – ryzyko wystąpienia, długość oraz dotkliwość fal upałów w basenie Morza Śródziemnego, które tworzą dobre warunki dla ognia.
Gdy jest cieplej, las jest suchszy. A suchy las łatwiej płonie.
Oceaniczna zupa
Bardzo niepokojące rzeczy zaobserwowano też w oceanach. Najpierw w lipcu ogłoszono, że w okolicach Florydy zarejestrowano temperaturę wody, która przekroczyła 38 stopni Celsjusza. Także pomiary prowadzone w Morzu Śródziemnym pokazywały, że woda jest bardzo ciepła – termometry wskazywały okolice 28-29 stopni Celsjusza. Towarzyszyły temu doniesienia o tym, że woda morska na niemal całym świecie jest w tym roku wyjątkowo ciepła.
Znalazły one potwierdzenie na początku sierpnia, gdy ogłoszono nowy rekord.
Temperatura powierzchni oceanów była 1 sierpnia rekordowo wysoka. Poprzedni najwyższy wynik z 2016 roku przebiła bardzo nieznacznie – o 0,01 stopnia Celsjusza. Niepokojąca jest jednak nie tylko sama temperatura. Także to, że rekord został pobity w sierpniu. Globalnie oceany są bowiem zwykle najcieplejsze w marcu, a nie w czasie polskiego lata. To z marca pochodził rekord sprzed siedmiu lat.
– To, że widzimy rekord teraz, powoduje u mnie nerwowość związaną z obawą o to, ile cieplejszy stanie się ocean między dzisiaj i najbliższym marcem – mówiła dr Samantha Burgess z Copernicus Center w rozmowie z BBC. I tłumaczyła, że oceany absorbują coraz więcej ciepła z atmosfery. A wśród skutków są między innymi morskie fale upałów, które zwiększają swoją częstotliwość, zagrażając życiu w wodzie.
Ale nie tylko, bo wszechocean pełni też wiele funkcji ważnych dla innych systemów. Na przykład reguluje ziemską pogodę, a dopiero co usłyszeliśmy o tym, że pojawiły się dowody na słabnięcie Prądu Zatokowego, który – między innymi – przynosi ciepło z Karaibów do Europy Zachodniej i północnej. To jemu te części naszego kontynentu zawdzięczają swój dość przyjemny i bardzo dobry dla rolnictwa klimat. Od lat pojawiają się obawy o skutki osłabienia lub zatrzymania prądu, które — jak sądzono — miały nam jednak zagrażać w bardziej odległej przyszłości niż ta wskazywana w najnowszych prognozach.
Realizacja tego scenariusza kompletnie rozregulowałaby europejski klimat. Wpłynęłaby nie tylko na temperaturę, ale także na opady. Zagrożeń związanych z ocieplaniem oceanu jest zresztą dużo więcej. Wśród nich jest oczywiście to, że topniejące lądolody — o ile oczywiście lód nie pływa już w wodzie — podniosą poziom mórz i oceanów. A jak ma się w tym roku lód w Antarktyce? Jest go rekordowo mało.
To także anomalia, która wzbudza zaniepokojenie naukowców.
- Zapoznawanie się ze stanem oceanów i czyhających w nich „bombach” można rozpocząć od przeczytania fragmentu rozmowy z prof. Jackiem Piskozubem z Polskiej Akademii Nauk: Za 30 lat w Bałtyku może nie być śledzi.
Co to znaczy dla Polski?
Nietypową temperaturę mamy tego lata także w Polsce. Choć anomalia jest taka, że mówienie o zmianie klimatu (którą jeszcze kilka lat temu nazywano dość nieszczęśliwie globalnym ociepleniem) wywołuje głównie uśmiech politowania. Trudno się temu dziwić, skoro lato jest tak zimne, ale warto pamiętać, że na naszym podwórku świat się nie kończy i tym razem hasło „niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna” może być trudne do zrealizowania. Przed szalejącą pogodą trudno się schować. Tymczasem to, że robi się ona nietypowa, staje się coraz bardziej typowe. I nie chodzi jedynie — choć także — o coraz dłuższe i bardziej dotkliwe fale upałów. Także na przykład o nawalne deszcze lub dość nieprzewidywalne rozregulowanie rytmu pogody, do którego jesteśmy przyzwyczajeni.
W grudniu ubiegłego roku rozmawiałem z profesorem Szymonem Malinowskim z Uniwersytetu Warszawskiego (całą rozmowę znajdziecie w książce „Odwołać katastrofę. Rozmowy o klimacie, buncie i przyszłości Polski”). Zapytałem go między innymi o to, co zmiana klimatu może oznaczać dla Polski.
Mówił długo i obszernie, ale w rozmowie padły i takie zdania:
„Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: Puszcza Kampinoska zaczyna płonąć, a wiatr wieje z zachodu, nad Warszawę. Służby próbują gasić pożar, ratują ludzi duszących się dymem. Ale to dopiero początek, bo tłem i główną przyczyną katastrofy jest długotrwała susza w całym kraju, która powoduje, że pożar wybucha także na południu, w górskich lasach. Następnie przychodzi okres nawalnych opadów. Deszcz zmywa osłabione i wylesione zbocza, ziemia z tych zboczy odcina drogi, »zatyka« rzeki. Te szukają nowych koryt – bo woda zawsze szuka ujścia – i zaczynają płynąć nieco inaczej. Woda w rzekach jest tak zanieczyszczona, że nie sposób jej oczyścić i użyć do czegokolwiek. Rwą się sieci energetyczne. Psuje się żywność w chłodniach. Zmiana klimatu uruchamia lawinę, która powoduje, że nie jesteśmy w stanie dostosować się do nowej sytuacji. Pierwszy przewrócony klocek przewraca kolejne. Co gorsza, nie pomoże nam nikt z zewnątrz, bo dokładnie to samo dzieje się w sąsiednich krajach”.
W Polsce ta prognoza jeszcze się nie spełniła.
Ale czy nie spełnia się właśnie wokół nas? W tym roku choćby w Grecji lub Słowenii? Ta ostatnia miała w tym roku trzy fale upałów, po których przychodziły nawalne deszcze. Skutki widzimy w wiadomościach.
Za kilka lub kilkanaście lat marna pogoda na urlopie może być naszym najmniejszym problemem.
Fot. Wezbrana rzeka w Słowenii, sierpień 2023. Casperintown/Shutterstock.