– Musimy mieć świadomość, że nie zaadaptujemy się do wszystkiego. Niektóre zmiany będą zbyt duże. My dziś z jednej strony jesteśmy bardzo silni – tak bardzo, że możemy wpływać na klimat Ziemi. Ale z drugiej strony jesteśmy za słabi, by poradzić sobie z konsekwencjami zmian, które powodujemy – mówi prof. Szymon Malinowski z Uniwersytetu Warszawskiego w książce „Odwołać katastrofę”.
O tegorocznej pogodzie można powiedzieć wiele, ale z pewnością nie to, że jest standardowa. Dobrze widać to po drugiej stronie świata. Choćby w Andach, gdzie w… zimie zarejestrowano w tym roku blisko 30 stopni Celsjusza. Albo w Amazonii. Tę dopadła długa i bardzo ostra susza, o której dowiedzieliśmy się tylko dlatego, że w jednym z jezior „ugotowało” się 100 rzecznych delfinów. Ale widać to też na „wykresach”, które pokazują anomalie w bardzo różnych obszarach. Mamy więc za sobą najgorętsze lipiec, sierpień i wrzesień w historii światowych pomiarów. Oceany w tym roku są znacznie cieplejsze niż były w poprzednich latach. A pokrywa lodowa Antarktydy dużo mniejsza niż należałoby się spodziewać o tej porze roku. Ale widać to przecież nie tylko bardzo daleko i na trudnych do przełożenia na codzienne doświadczenie wykresach. Także u nas, w Europie i Polsce. Grecja ma za sobą potężne pożary, w których rozprzestrzenianiu bardzo pomogła ostra fala upałów gnębiąca w lecie południe kontynentu. Słoweńcy przeżyli gorąco przeplatane ulewnymi deszczami, które doprowadziły do powodzi. A my? W lecie dręczyła nas jesienna pogoda. Za to w październiku dobiliśmy do 30 stopni.
Jednak, czy to są właśnie zmiany, których powinniśmy bać się najbardziej? Nie.
Wysłuchaj podcastu:
Punkty krytyczne
Tym, czego powinniśmy się bać najbardziej jest to, że zmiana klimatu gwałtownie przyspieszy. Może się to stać po przekroczeniu któregoś z tzw. punktów krytycznych. Czym one są? – To poziom, po przekroczeniu którego coś się zmienia i cały system zaczyna działać inaczej. Może to dotyczyć systemu fizycznego, klimatycznego, ale także społecznego. Osiągamy taki punkt, system się załamuje i budzimy się po drugiej stronie. W innej rzeczywistości – tłumaczył mi prof. Szymon Malinowski. Dodając przy tym, że nie musi to oznaczać natychmiastowej katastrofy, bo to nie jest tak jak po uderzeniu planetoidy.
– Powiedziałbym, że jest to bardziej jak z nerkami u człowieka. Kiedy wysiada jedna, to jej funkcję wciąż może pełnić druga i człowiek nadal żyje. Ale kiedy i ta druga zaczyna źle działać, a my nie mamy możliwości, by ją naprawić i wyleczyć, to uruchamia się kaskada złych konsekwencji dla całego organizmu – wyjaśniał. Chodzi więc po prostu o takie miejsca – np. taki poziom zmiany klimatu – po przekroczeniu których nasz świat się zmienia, a jego mechanizmy muszą szukać nowej równowagi.
Przykład?
– W Antarktydzie Zachodniej, o której już wspomnieliśmy, znajduje się miejsce, które media pięknie nazywają „lodowcem zagłady”. To tak naprawdę dwa sąsiadujące lodowce – Thwaites i Pine Island – zbudowane w taki sposób, że ich spływanie do oceanu hamują progi znajdujące się na dnie. Ale jeżeli lodowiec cofnie się na tyle, że wpłynie pod niego ciepła woda, to w efekcie może wpaść w całości do oceanu. To mniej więcej tak, jakbyśmy na brzegu talerza położyli kostkę lodu. Kiedy ta zsunie się do środka, nie musi nawet się stopić, by poziom wody wzrósł. Jeżeli coś takiego wydarzy się w Antarktydzie, to tempo wzrostu morza zacznie szybko rosnąć – opowiada prof. Szymon Malinowski.
Antarktyda jest zbyt daleko, by się tym przejmować? Może. Chociaż morze już tak daleko nie jest. Zawsze warto jednak spojrzeć bliżej. Wśród przykładów mniej odległych są tzw. borealne lasy iglaste. Nazwa nie brzmi zbyt swojsko, ale chodzi po prostu o lasy, do których przyzwyczailiśmy się w Polsce.
– I teraz proszę pomyśleć o takim ekosystemie jak las. Jak długo on się kształtuje? Kilkaset lat. Tyle rosną drzewa, ich kolejne pokolenia. Tak wiele czasu trzeba, by las stał się dojrzały. I on się teraz musi dostosować do zmiany, której tempo liczy się w latach i dekadach. Gdy takie coś wydarza się zbyt szybko, to ten ekosystem się kończy. Nie wiem, co pojawia się po nim, bo to jest raczej pytanie do kolegów biologów, ale miejmy świadomość, że takie lasy, jakie rosną na przykład w Polsce i jakie mamy w pamięci, mogą niedługo zniknąć. Już żegnamy świerka. A ludzie zajmujący się tym tematem mówią też, że wiele gatunków sosen jest na granicy przetrwania. Sosny, warto pamiętać, stanowią siedemdziesiąt procent drzew w Polsce. Mówimy o gigantycznej zmianie, która może uruchomić lawinę skutków. Gdy dojdzie do wysuszenia lasów, można spodziewać się ich pożarów na dużą skalę. Nowe warunki mogą przynieść wzrost liczebności jakiegoś szkodnika. Efektem są także nowe stosunki wodne. To jest domino zawierające wiele klocków, które mają na nas duży wpływ – tłumaczy fizyk atmosfery.
Sprzężenia zwrotne
Do tego rzecz nie tylko w tym, że znika nam las. Także w tym, jakie to przynosi efekty. Na przykład lasy Arktyki są dziś magazynem węgla. Jednak kiedy podnosząca się temperatura je osusza, wzrasta liczba pożarów. A kiedy płoną to uwalniają ten węgiel do atmosfery. Efektem jest dalszy wzrost temperatury.
To jedno z możliwych sprzężeń zwrotnych, które mogą gwałtownie przyspieszyć zmianę klimatu. – Kiedy wymusza się coś na systemie, on odpowiada. To jest sprzężenie. System klimatyczny może wzmacniać zewnętrzne działania lub je osłabiać. Te pozytywne działają trochę jak wzmacniacz dźwięku: słaby sygnał staje się mocny, może się też uruchomić pętla wzmocnień, a wtedy efekt działania rośnie kilkukrotnie. Podnieśliśmy temperaturę wskutek emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. Gazy te spowodowały topnienie lodów w Arktyce. Zmalała więc jej zdolność odbijania promieniowania słonecznego. Do układu wchodzi więcej energii i temperatura rośnie jeszcze bardziej. Lód topnieje jeszcze szybciej, a dodatkowo wybuchają pożary lasów. To sprawia, że ilość dwutlenku węgla w atmosferze także szybciej rośnie, wieczna zmarzlina zaczyna rozmarzać, a więc do atmosfery przedostaje się jeszcze więcej gazów cieplarnianych – cierpliwie wyjaśnia prof. Szymon Malinowski.
Na czym polega kaskada punktów krytycznych?
Gdy do atmosfery przedostaje się jeszcze więcej gazów cieplarnianych, to temperatura rośnie jeszcze bardziej. Przekraczając kolejne punkty krytyczne. Po pierwszym przychodzi więc drugi, który także zmienia mechanikę systemu naszej planety, a po nim trzeci, czwarty, piąty, itd… Aż budzimy się w zupełnie innym świecie. Nikt do końca nie wie, jak ten świat będzie wyglądał, choć są uzasadnione podejrzenia. Wiemy, że możemy zmienić rozkład opadów na planecie tak, że woda stanie się problemem. Nawet nie tylko dlatego, że będzie jej spadać z nieba zbyt mało (choć w niektórych miejscach świata tak będzie). Także dlatego, że będzie więcej gwałtownych ulew, z wykorzystaniem których nie poradzimy sobie ani my, ani przyroda. Tempo, w którym woda leci z nieba ma bowiem znaczenie. 100 mm deszczu rozłożone na miesiąc jest czymś innym niż 100 mm deszczu w jeden dzień.
Trochę to już zresztą widać, bo nawalne deszcze doskwierają nam coraz bardziej.
Ale wiemy też, że możemy zmienić świat w tzw. cieplarnię. – Możemy. Mamy duży potencjał, by to zrobić. Tego właśnie się obawiamy: że w kilkadziesiąt lub sto kilkadziesiąt lat podniesiemy średnie temperatury do takich, jakie panowały pięćdziesiąt milionów lat temu. Jeżeli uruchomimy sprzężenia zwrotne, może się to wydarzyć. Konieczność odwrócenia pięćdziesięciu milionów lat ewolucji w sto pięćdziesiąt lat oznaczałaby ogromne wymieranie – może największe w historii planety. Pamiętajmy o skali czasu. Najstarsze znalezione szczątki przedstawicieli naszego gatunku, homo sapiens, mają około trzystu tysięcy lat. Przez cały ten czas żyliśmy na planecie zimniejszej niż dzisiaj. (…) My byśmy teraz chcieli zatrzymać Ziemię w klimacie, który nie jest tak bardzo różny od tego, który teraz mamy – opowiada profesor Szymon Malinowski o tym, czego tak naprawdę obawiają się naukowcy, kiedy alarmują o tym, że 29 stopni Celsjusza w Polsce w październiku jest powodem do obaw, a nie radości.
W ostrzeżeniach nie chodzi bowiem o to, że problemem jest to, iż w Polsce będzie trochę cieplej, a zimy będą łagodniejsze. Ale o to, że igramy z systemem, nad którym – kiedy go zepsujemy – nie możemy zapanować. Jesteśmy bowiem, usłyszałem od Profesora, dość potężni, by zmienić mechanizmy działania naszego świata, ale wciąż o wiele za słabi, by zapanować nad skutkami tego, co sami robimy.
Gdy chodzi o klimat jest też nieco inaczej niż w przypadku innych zanieczyszczeń. Żeby nie mieć smogu, wystarczy przestać kopcić. By mieć czyste rzeki i morza, trzeba im po prostu dać spokój i ich nie zanieczyszczać. Zdrowe jedzenie? Wystarczy zrezygnować z części chemii rolnej. Dlatego mamy na ogół intuicyjne przekonanie, że wystarczy przestać truć, by sytuacja wróciła do normy. Jednak z gazami cieplarnianymi jest inaczej. Dwutlenek węgla zostaje w atmosferze tak długo, że tego nie naprawimy.
Kiedy taki system wyrwie się spod kontroli, bo ruszy kaskada punktów krytycznych zmiany klimatu, to może być za późno, by coś zdziałać. Tymczasem – mówi Malinowski o pracy Timothy’ego Lentona – „z analizy badaczy wynika, że punkty krytyczne, które już wcześniej zostały zidentyfikowane, są bliżej, niż nam się jeszcze niedawno wydawało. Istnieje na przykład obszerna kategoria zjawisk, o których bardzo mało się mówi – to tzw. zdarzenia o małym prawdopodobieństwie, ale wielkich skutkach.” Czyli takie, które mają stosunkowo małą szansę się wydarzyć, ale jak już się wydarzą to może być „pozamiatane”.
Dlaczego tak trudno w to uwierzyć?
Mimo to, że mniej więcej wiemy, gdzie czyhają ryzyka i jak duże są, bardzo trudno jest nam w nie uwierzyć. Profesor Malinowski mówi, że jest tak, ponieważ rozmawiamy o rzeczach, które jeszcze nigdy nam się nie wydarzyły. A skoro nigdy nam się nie przydarzyły, to chcemy wierzyć, że niemożliwe jest by do nich doszło. Sądzę, że ma rację, a do pobudki dojdzie, kiedy system zacznie się dotkliwie załamywać.
Ale myślę też, że nie są to łatwe sprawy, a dezinformacji i manipulacji jest wokół tych tematów tyle, że przeciętnemu odbiorcy medialnych informacji trudno jest się w nich wszystkich połapać. Dlatego znaleźliśmy się w momencie, w którym każdy wierzy w to, co chce i tej stronie, do której mu bliżej. A szkoda, bo są ludzie, którym warto wierzyć bardziej niż publicystom, bo doskonale wiedzą o czym mówią.
Ludzie tacy, jak profesor Szymon Malinowski.
***
Czy zmiana klimatu zagraża Polsce? Co możemy zrobić, by się na nią przygotować? Czy zmiana klimatu odpowiada za susze w Polsce? Dlaczego żywność jest nafaszerowana chemią i lekami? W jakim stanie jest Bałtyk i polskie rzeki? Tego wszystkiego dowiesz się z książki „Odwołać katastrofę”, w której znajdziesz rozmowy z najlepszymi polskimi specjalistami zajmującymi się problemami środowiska.
Fot. Pożar syberyjskich lasów. Shutterstock/LuYago.