Od czasu do czasu pojawiają się informacje o promieniotwórczym drewnie pochodzącym z Białorusi lub Ukrainy. Fake news czy realne niebezpieczeństwo? Odpowiadamy.
Co jakiś czas możemy przeczytać lub usłyszeć, że trafia do nas „radioaktywne drewno z Białorusi i Ukrainy”. Zwiększona radioaktywność drewna ma być związana z tym, że jest ono pozyskiwane na terenach skażonych po awarii elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Takie doniesienia pojawiają się już od dawna (tu przykład z roku 2004).
Chodzi głównie o drewno budowlane, ale ostatnio ktoś zadał nam podobne pytanie na temat drewna opałowego. Czy może być ono tak skażone promieniotwórczymi izotopami, że używanie go jest niebezpieczne dla zdrowia i życia? Jest to bardzo mało prawdopodobne. Dlaczego?
Chronią nas bramki radiometryczne
Zapytałem o opinię osoby znające się na tej tematyce. Odpowiedź jest prosta: w praktyce nie ma możliwości, żeby takie skażone drewno wjechało do Polski. Na naszej granicy funkcjonują bowiem bardzo czułe bramki radiometryczne, których zadaniem jest wykrywanie materiałów promieniotwórczych. Dlatego przewiezienie jakiegokolwiek nieosłoniętego, radioaktywnego ładunku jest praktycznie niemożliwe. Natomiast śladowe ilości izotopów promieniotwórczych (radionuklidów), zarówno tych pochodzenia naturalnego, jak i pochodzących z działalności człowieka i tak występują w każdym materiale konstrukcyjnym. Ale na to są odpowiednie normy budowlano-materiałowe.
I jeszcze jeden fakt, który chyba ma tu pewne znaczenie: informacja o rzekomo radioaktywnym drewnie opałowym trafiającym do nas zza naszej wschodniej pochodziła od właściciela składu opału.
Strasznie promieniotwórczym drewnem to trochę jak straszenie pożarami lasów w okolicy Czarnobyla
Przypomnijmy, że pożary które w zeszłym roku dewastowały lasy w pobliżu czarnobylskiej elektrowni jądrowej również budziły w Polsce niepokój. Obawiano się, czy nie uwolnią one do atmosfery izotopów promieniotwórczych w ilościach na tyle dużych, by te stanowiły zagrożenie radiologiczne także na terenie naszego kraju. Obawy te były na szczęście zupełnie nieuzasadnione.
Podobnie jak obawy o to, że pożary na Ukrainie spowodują w Polsce smog. Dym z płonących w okolicy Czarnobyla lasów co prawda faktycznie bardzo pogorszył rok temu jakość powietrza, ale nie u nas, tylko w Kijowie.
Czytaj również: “Przedwcześnie ogłoszony sukces”. Czarnobyl znów płonie, a Kijów dusi się od smogu
Jednak nawet w stolicy Ukrainy zagrożeniem dla zdrowia bynajmniej nie było promieniowanie, ale właśnie dym. Lub jak kto woli: smog. I tak samo jest kiedy palimy drewnem w starszego typu kominkach czy kotłach. Promieniowanie nie stanowi żadnego realnego zagrożenia dla naszego zdrowia (nawet jeśli drewno pochodzi z Ukrainy lub Białorusi), ale dym już tak.
Czytaj również: Dym ze spalania drewna jest szkodliwy dla zdrowia
Wszystko jest mniej lub bardziej radioaktywne
Nasze ciała również. Ciało człowieka ważącego 70 kg zawiera ok. 140 g potasu, w tym ok. 0.017 g promieniotwórczego izotopu tego pierwiastka: potasu-40 (40K). Jest to izotop występujący naturalnie w środowisku: jego obecność nie ma nic wspólnego z energetyką jądrową czy próbami jądrowymi.
W każdej sekundzie w ciele siedemdziesięcio kilogramowej osoby rozpada się ponad 4 000 jąder potasu-40 (266 000 jąder na minutę). I tak dzieje się przez całe nasze życie. Liczby te mogą wydawać się duże, tym bardziej że potas-40 nie jest przecież jedynym promieniotwórczym izotopem występującym w naszym organizmie. Tak jednak nie jest. Zaledwie 18 gramów wody (jeden mol) zawiera astronomiczną liczbę ok. 6.02×1023 molekuł i 3 razy więcej atomów. Kilka tysięcy rozpadów na sekundę nie jest więc powodem do jakiegokolwiek niepokoju.
Radioaktywne są oczywiście nie tylko nasze ciała, ale wszystko, w czego skład wchodzi potas. Na przykład banany.
–
Zdjęcie: Amy Johansson/Shutterstok