Sezon aktywności atlantyckich huraganów oficjalnie zaczyna się 1 czerwca. W tym roku dosłownie chwilę po tej dacie we Florydę uderzył pierwszy tropikalny sztorm. Alex, bo tak został nazwany ten tropikalny układ cyklonalny, nie stał się huraganem, ale wyrządził szkody. Na szczęście nie okazały się one zbyt duże, ale to wcale nie uspokaja Amerykanów. Po pierwsze, ten sezon według prognoz ma być ponadprzeciętny, po drugie, w przyszłości skutki uderzenia burz tropikalnych i huraganów będą większe z powodu rosnącego poziomu oceanów.
Podtopienia na Kubie i Florydzie
Alex powstał 3 czerwca w pobliżu północnych wybrzeży Jukatanu, i tego samego dnia uderzył w zachodnią część Kuby. Spowodował tam zalanie ulic, gdzie w wielu miejscach woda sięgała po kolana. W mieście Pinar del Rio położonym na północnym wybrzeżu, ludzie w pośpiechu zabezpieczali domy, łodzie i zbiory tytoniu. Żywioł zabił też trzy osoby. Centrum Prognoz Kubańskiego Instytutu Meteorologii poinformowało, że w wielu miejscach spadło ponad 100 mm deszczu.
Burza następnie skierowała się w stronę zachodnich wybrzeży Florydy. W dniach 3-4 czerwca przetoczyła się przez południową część tego stanu. Tam także spowodowała liczne podtopienia i zalania ulic. To z kolei uniemożliwiło ruch w niektórych dzielnicach Miami i leżącego w jego sąsiedztwie Fortu Lauderdale. Głównym zagrożeniem nie w ogóle wiatr, bo zwykle to z nim kojarzona jest niszczycielska siła atlantyckich cyklonów. Alex będąc jedynie burzą tropikalną, wygenerował podmuchy raptem do 64 km/h. Podstawową siłą niszczącą okazały się ulewne deszcze. W nadbrzeżnych okolicach Miami zanotowano opady przekraczające 200 mm. Według lokalnych władz z nocy z piątku na sobotę na zalanych ulicach utknęło około 100 pojazdów, a kilku mieszkańców zostało uwięzionych wewnątrz swoich aut. Na pomoc ruszyła straż pożarna, która pomogła kierowcom w bezpiecznym wydostaniu się z pojazdów. Odwołano też setki lotów.
Podwójne zagrożenie ze strony wody
Skutki ulew zostały dość szybko usunięte, gdyż miasto ze względu na postępującą zmianę klimatu przygotowało się na takie zdarzenia. Burmistrz Miami Beach Dan Gelber powiedział, że burza przetestowała system pomp odwadniających, które miasto niedawno zainstalowało, ponieważ zmiany klimatyczne coraz częściej powodują powodzie na nisko położonych terenach. „Dość szybko usunęliśmy wodę, ale w niektórych miejscach było to naprawdę trudne”, powiedział Gelber.
Huragany powstające na Atlantyku i uderzające w południowe i wschodnie wybrzeże USA niosą za sobą zagrożenie wcale nie w postaci wiatru, lecz wody. Głównym tu elementem, na którym się skupiamy, są intensywne opady deszczu, jednak to nie tylko sam deszcz stanowi problem. Drugim dość ważnym problemem jest woda, która wdziera się w ląd pod wpływem wiejącego od strony morza silnego wiatru. Powstaje w ten sposób przypływ, który zalewa wybrzeże, wdziera się na ulice, podmywa drzewa i budynki, powoduje przy tym erozję wybrzeża.
- Czytaj również: Ulica Długa w Gdańsku i część Gdyni pod wodą. Taki wzrost poziomu mórz przewidują klimatolodzy
Huragan Sandy pokazał silę rosnącego poziomu morza
Przekonali się o tym 10 lat temu mieszkańcy Nowego Jorku, których nawiedził huragan Sandy. Siłą niszczącą tego huraganu nie był tylko sam wiatr, który przewracał dźwigi, rusztowania, niszczył sieć elektryczną. Żywioł za pomocą wiatru zalał część miasta. I tu właśnie pojawia się problem rosnącego poziomu mórz. Dziś lustro wody u wybrzeży Nowego Jorku znajduje się ponad 20 cm wyżej niż w 1950 roku.
Przez większość tego okresu główną przyczyną było spowalnianie Prądu Zatokowego, w wyniku czego nadmiar wody gromadził się w regionie. Rosła też temperatura oceanu, a im wyższa temperatura wody, tym wyższy poziom morza ze względu na efekt rozszerzalności cieplnej. Inna przyczyna, to zapadanie się lądu, na którym wzniesiono miasto. W XXI wieku dodatkowym czynnikiem stało się topnienie lądolodów, głównie na Antarktydzie. Na razie udział topnienia lodowców jest niewielki, ale w przyszłości będzie napędzać wzrost. Tempo wzrostu poziomu oceanów w ostatnich dekadach wzrosło. Przez większość XX wieku było to około 1,4 mm rocznie, ale w a latach 2006-2015 już 3,6 mm. W tej dekadzie będzie tu już ponad 4 mm.
Woda na ulicach miast
Historia z Sandy może się powtórzyć w przyszłości, kto wie, czy nie w tym roku. A takich miast jak Nowy Jork jest więcej, m.in. wspomniane wyżej Miami. To także wiele elektrowni w tym atomowych, i w końcu Naval Station Norfolk – jedna z największych na świecie baz marynarki wojennej.
Tu zagrożeniem będzie nie tylko sam wzrost poziomu morza, gdzie silny wiatr będzie wpychał wodę na ląd. Powyższa grafika pokazuje jeszcze jeden problem związany z huraganami w kontekście rosnącego poziomu morza. Chodzi tu o możliwość usuwania wód powodziowych za pomocą podziemnych kanałów, które tę wodę odprowadzają do morza. Pod wpływem podnoszenia się poziomu morza i tym samym wyższych pływów woda morska będzie miała możliwość wlewania się do tych rur i zalewania w ten sposób ulic. Kiedy poziom morza stanie się zbyt wysoki, to te systemy całkowicie zawiodą. Woda morska nawet bez opadów deszczu będzie wylewać się na ulice miast, bo poziom lustra morza znajdzie się powyżej punktu odprowadzania wody. Rzeźba terenu, wysokość danej części miasta nie będzie miała żadnego znaczenia.
Częstotliwość powodzi sztormowych rośnie
Wzrost poziomu mórz sprawi, że huragan stanie się zagrożeniem nawet wtedy, kiedy jeszcze nie wejdzie na ląd. Tu prognozy są niestety złe, bo topią się lodowce na Antarktydzie. Wyniki badań przeprowadzonych i opublikowanych jeszcze przed uderzeniem huraganu Sandy pokazują, że ekstremalne spiętrzenia wody staną się 10-krotnie częstsze do 2050 roku.
Według analiz przedstawionych w Environmental Research Letters w jednej trzeciej z 55 przeanalizowanych nadmorskich miejscowości w USA sztormowe powodzie stulecia staną się zjawiskiem dekadowym, a nawet częstszym. Inaczej mówiąc, jeśli jesteś mieszkańcem jednej z takich miejscowości Wschodniego Wybrzeża i dziś kupiłeś dom z 30-letnim kredytem hipotecznym, to do zakończenia spłaty tego kredytu możesz doświadczać ekstremalnych 100-letnich powodzi sztormowych dziesięć razy częściej z powodu samego tylko podnoszenia się poziomu morza. Nie obejmuje to dodatkowego ryzyka związanego z bardziej intensywnymi sztormami wynikającymi z ocieplenia wód i atmosfery, które mogą jeszcze bardziej zwiększyć szkody spowodowane przez fale sztormowe.
A to się już dzieje, czego przykładem jest właśnie huragan Sandy, który Nowemu Jorkowi przyniósł straty wynoszące 32,8 mld dolarów. Dodatkowe 9,1 mld dolarów kosztowało łagodzenie skutków. Gdyby nie rosnący poziom oceanów, straty byłyby mniejsze. W przyszłości będą tylko większe. Jak widać paliwa kopalne takie wcale tanie nie są.
- Czytaj również: Za 100 lat część Gdańska i Hel mogą znaleźć się pod wodą
–
Zdjęcie tytułowe: Zalane ulice Brooklynu w Nowym Jorku po tym jak przez miasto przeszedł huragan Sandy FashionStock.com/Shutterstock