Airbus ogłosił w poniedziałek, że jednym z jego kluczowych projektów będzie samolot na wodór. Pierwsze Airbusy napędzane wodorem mają latać już 2035 roku. Ich robocza nazwa to ZERO, co ma podkreślać zeroemisyjność. Uwagę zwraca tempo prac nad nową technologią.
Jeszcze pięć lat temu – przekonywano w materiałach dotyczących projektu – w ogóle nie myślano w Airbusie o tym, że wodór stanie się metodą na ograniczenie emisji samolotów produkowanych przez tę korporację.
– Ale wtedy zaczęły pojawiać się przekonujące dane z innych sektorów transportu i szybko zmieniliśmy zdanie. Dziś ekscytujemy się niezwykłym potencjałem ograniczania emisji, który wodór daje przemysłowi lotniczemu. – napisał Glenn Llewellyn, wiceprezydent Airbusa.
Inne sektory transportu, o których wspomniał, dotyczą statków oraz ciężarówek. W jednym i drugim przypadku od dłuższego czasu eksperymentuje się z rozwojem napędu wodorowego i wiele osób widzi w nim ogromny potencjał. A sama technologia jest już na tyle rozwinięta, że stosują się ją już nawet w miejskich autobusach. Na przykład w Londynie od dłuższego czasu jeżdżą autobusy napędzane wodorem, a miasto jest z nich na tyle zadowolone, że zamówiło już serię czerwonych piętrusów.
Jeden będzie kosztował pół miliona funtów.
Autobusy tego rodzaju są też produkowane w Polsce, a na naszych uczelniach da się znaleźć laboratoria zajmujące się rozwojem silników wodorowych wykorzystywanych m.in. w pojazdach ciężarowych.
Media pisząc o pomyśle Airbusa, przypomniały, że wodór był już stosowany w statkach powietrznych. Zrezygnowano z nich jednak po katastrofie sterowca Hindenburg, do której doszło w 1937 roku.
Dziś jednak technologia jest o wiele bardziej rozwinięta, a także procedury bezpieczeństwa pozostawiają niewiele miejsca na pomyłki. Dlatego Airbus oczekuje, że już za 15 lat bezemisyjne samoloty pojawią się na lotniskach.