Łukasz Gmurczyk, na co dzień prowadzący profil „Smog Wawerski”, postanowił zbadać powietrze tak w bliższej, jak i w nieco dalszej okolicy miejsca w którym mieszka. Byłem bardzo ciekaw wyników. Zapytałem więc Łukasza o szczegóły.
Prowadziłeś pomiary fachowo nazywane „transektowymi”, prawda?
ŁG: Tak. Mówiąc po ludzku, woziłem pyłomierz w samochodzie i mierzyłem stężenia zanieczyszczeń w miejscach, przez które przejeżdżałem.
O jakiej porze?
ŁG: Oczywiście wieczorem. Wtedy stężenia są znacznie wyższe niż w dzień, a w dodatku dość stabilne – nie zmieniają się za bardzo z czasem. Dzięki temu unikam zarzutu, że nie można porównywać pomiaru w punkcie A z pomiarem robionym np. 40 minut później w jakimś odległym punkcie B.
Wiem, wiem, tak żeby to nie było trochę jak w starym wojskowym kawale: „Co to jest czasoprzestrzeń? Najlepiej wyjaśnić na przykładzie – szeregowy, będziecie kopać od tego miejsca do siedemnastej trzydzieści!”. No dobra, a ciut poważniej: zanim powiesz, gdzie pojechałeś, powiedz proszę coś o pyłomierzu, którego używałeś.
ŁG: To nie był pierwszy lepszy tani czujnik (choć taki też mam), ale profesjonalny sprzęt, pożyczony od Krakowskiego Alarmu Smogowego. Jak wiesz, takiego samego urządzenia używają naukowcy z AGH.
Tak, również do prowadzenia podobnych pomiarów transektowych w Małopolsce i na Śląsku.
ŁG: Właśnie. Chyba możemy uznać, że dokładność tego urządzenia jest porównywalna z dokładnością sprzętu na stacjach WIOŚ.
Zgoda. No to gdzie byłeś?
ŁG: Jeździłem w Wawrze, Józefowie i Otwocku
I co? Złapałeś jakieś porządne stężenia?
ŁG: W Wawrze było 100-200 mikrogramów PM 10 w metrze sześciennym. Ale w Otwocku i Józefowie było jeszcze lepiej – średnio 200-350 mikrogramów. Wystarczająco dużo, by po półtorej godziny jeżdżenia w takim „świeżym” powietrzu rozbolała mnie od tego dymu głowa.
Współczuję. Swoją drogą, konkretny wynik! Dobry małopolski standard, że tak powiem. Nie na darmo niektórzy nazywają Otwock „Rabką Mazowsza”. Zabawne, bo przecież to chyba właśnie w Otwocku mieszka obecnie Janusz Korwin-Mikke, który twierdzi, że smog to tylko wymysł ekolewaków…
A co władze tych dwu miast robią, by się uporać z problemem smogu?
ŁG: Przez ostatnie lata niewiele. Zgodnie z wymogami Programu Ochrony Powietrza i uchwałą antysmogową do wymiany jest kilka tysięcy kotłów. Natomiast rocznie udzielanych jest kilkadziesiąt dotacji. Na szczęście nowe władze Józefowa i Otwocka jak na razie deklarują chęć działania w kierunku ograniczenia smogu.
Warto natomiast wspomnieć, że w zeszłym roku w Otwocku zlikwidowano Straż Miejską, przez co jeszcze trudniej będzie kontrolować czy mieszkańcy nie palą przypadkiem opałem zakazanym przez mazowiecką uchwałę antysmogową (zbyt wilgotne drewno lub zbyt niskiej jakości węgiel – przyp. JJ).
… i przede wszystkim, czy nie palą odpadów.
ŁG: Owszem, ale nie wiem, czy „przede wszystkim”. Jak wiesz palenie śmieci to nie jest główne źródło problemu smogu. Walczę z tym szkodliwym mitem nie od dziś.
Tak, masz rację. Smog to jednak przede wszystkim kwestia spalania legalnego opału – węgla i drewna w pozaklasowych kotłach. Ale spalanie śmieci dodatkowo zwiększa, czasem bardzo znacznie, zarówno toksyczność dymu, i jego uciążliwość dla otoczenia.
Jakbyś mógł jakoś podsumować swoje pomiary, jakie z nich płyną wnioski?
ŁG: W sumie nic bardzo odkrywczego, choć może dla wielu ludzi to ciągle jest zaskoczenie. Po raz kolejny potwierdza się, że w sezonie grzewczym jakość powietrza na przedmieściach Warszawy, a tym bardziej w okalających stolicę miejscowościach jest zwykle dużo, dużo gorsza niż w centrum miasta.
Tak jest zresztą pewnie nie tylko w przypadku Warszawy, ale i innych miast, z tego co wiem przynajmniej w przypadku Krakowa.
O tak, i dlatego miejscowości otaczające Kraków, tzw. „obwarzanek” nazywamy pieszczotliwie „Ring of Death”, albo jak u Zappy: „Ring of Fire”…
ŁG: W obu aglomeracjach powód jest taki sam – dziś zarówno w centrum Krakowa, jak i w centrum stolicy mamy już bardzo niewiele pieców i kotłów na paliwa stałe.
Tak, teraz jest też tak w Krakowie, ale to tylko dzięki likwidacji tysięcy palenisk w ciągu kilku ostatnich lat.
ŁG: Właśnie. A W Warszawie taka sytuacja ma miejsce już od bardzo dawna.
Natomiast na przedmieściach stolicy i w miejscowościach takich jak Otwock, Legionowo czy Józefów mamy znacznie więcej dymiących kominów. Jakbyś nie liczył – czy to w przeliczeniu na 1000 mieszkańców, czy na kilometr kwadratowy. Dlatego te miejscowości mają obiektywnie trudniejszą sytuację – więcej kotłów do wymiany, mniej pieniędzy, a czasu tyle samo – cztery lata.
Czyli, raz jeszcze: również w przypadku Warszawy centrum miasta a przedmieścia lub „obwarzanek” to dwa różne światy?
ŁG: Zdecydowanie tak!
Co nie znaczy jednak, że powietrze w centrum Warszawy jest dobrej jakości …
ŁG: Pewnie że nie, choćby dlatego że zanieczyszczenia napływają z przedmieść i spoza miasta.
I dlatego niektórzy złośliwcy śmieją się, że to dobrze, że zabudowano kliny napowietrzające, bo zaciągały by do centrum brudne powietrze z przedmieść…
ŁG: Ono i tak napływa, choćby doliną Wisły. No i swoje dokładają samochody. Ale i tak u mnie w Wawrze powietrze jest o wiele, wiele gorsze niż w centrum Warszawy.
Bardzo Ci dziękuję za rozmowę
Postscriptum
Łukasz prowadził swoje pomiary 14 i 16 lutego 2019 roku.
Fot. New-reporter/Shutterstock